Monday, February 21, 2011

In nomine Patris....

Albo sie niektorym we lbach popierdzielilo, albo guzik wiedza. Jeden Antonius pisze mniej wiecej do rzeczy.

Zaintrygowala mnie dyskusja o wyjazdach, na En passant. Wypada zaczac od koryta. Wtedy, trzeba bylo wiedziec na czym polegal ten caly socjalizm. Maly prosiak nie mial szans przy korycie. Odpychali i glodowal. Cwany prosiak nie pchal sie do zarcia, ale podgryzal kopytka tym wiekszym. Duzy wieprz odsuwal sie i Maly mial dostep. Zarl, zarl az urosl. Duzy juz byl, jeszcze musial byc cwany.

Przyjaciel rodziny kazal zaniesc pani Jadzi, w dziale nauczania, bombonierke. 17-letni gowniarz wzdragal sie przed lapownictwem. Nie wiedzial jeszcze, ze na tym opiera sie cale zycie w peerelu. Dac, zalatwic, pomoc, umizgiwac sie, czasem poklepac, przytulic, zabajtlowac i - sluchac. Pani Jadzia, po bombonierce, zaczela podchodzic i patrzyc prosto w oczy. Geba jak malowanie, wszystko na miejscu, Przyjaciel Rodziny zdecydowanie radzil - przeleciec. Tak nazwisko gowniarza wjezdzalo na liste stypendystow.

W Paryzu, bogate panie marza o przygarnieciu studencika. Jak jest cieply kat i papu, nauka idzie jak z platka. - W Rosji, w ciagu roku, kupisz sobie Izha (taki motocykl), w Polsce sprzedasz i kupisz ciuchy, ktore tam znow opylisz - radzil Przyjaciel rodziny. W Ameryce poznasz technologie nieznana w Polsce, za guru potem sie zostaniesz. Omijaj Afryke i Arabow - samo nieszczescie.

Jeden warunek - uczyc sie dobrze, nie chlac, nie bradziazyc, nie klamac.

Ubogie ubostwo, kiedy przychodzilo, chetnie bralo flaszke, albo karton Marlboro i plakalo z zalu, ze taki mily czlowiek a flamie opowiada wszystko - Panie majorze, ja ja tak kocham, ze wieczorem, jak wykocham, to musze wszystko opowiedziec.- Co z taka pleciuga robic ? Dziewczyna, znana plotkara, biedy napyta. Tem sposobem demon bezpieki szedl do kata.

Tak z grubsza by wygladala droga do wyjazdow marnego szaraka, ktorego tatus nie byl ani generalem, ani prezesem banku, ani nawet nie mial wplywowych znajomosci. 

W peerelu trzeba bylo byc, jak pocisk kumulacyjny - precyzyjnie do celu, nie balaganic po drodze. Chyba, ze Bozia nie dala. Wtedy - tylko gorzkie zale na blogu i "zla mieta" jak spiewali w Kalamburze. 

Jedyna trudnosc to akt odwagi. Ze rzucony na gleboka wode delikwent nie utonie. Jezyk obcy byl najwazniejszy. Zadne kursy, zadne Metodysty, duposwisty, ciotki-sybiraczki itd. Trzeba bylo tam byc i zyc. Wtedy, po okolo 25 latach, "wycieczkowicz" byl u siebie. I trzeba bylo zaakceptowac codzolostwo. Zdradzic "lojczyzne". Nowy kraj pokochac, utozsamic sie na dobre i na zle.    Jedno obywatelstwo, jeden prezydent, jeden kraj. Siedzenie na plocie nie poplaca. Zszywka peka i cale zycie zasrane. Tyle by bylo na niedziele dzisiejsza. In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti. Amen.

No comments:

Post a Comment