Saturday, January 30, 2010

Kambuzela....kambuzela....

Lesmian to wymyslil, a mnie ciagle brzmi jak kubanska rumba-bolero. Jak rumba i Kuba to juz prawie banany, a jak banany to to, czego tata z mama nie uczyli w Polsce.

Pojechalem szukac lunch’u-sniadania. Od miasta, w krzaki. Gorki i pagorki, waskie drogi, swiety spokoj, az mdli. Porownania z Polska. Tam nie dali by mi tak wolno jechac: “a rusz sie ty k… twoja byla, na lewo i na prawo” rabnelo by w uszy. A tu: trzy razy stanalem zlustrowac przydrozna karme i trzy razy jinsowy oberwany lachuderka przyjaznie zagadnal w drzwiach: how are you doing sir ? Tam - mineli by mnie w milczeniu. Chyba, ze sie zmienilo.

Lenistwo jest wspaniale. Czwarty przydrozny przytulek zaszczycilem z drive-in. Dwa gorace polfuntowe hamburgery w folii, z wolowina, bekonem, pomidorem, cebula, salata, frytki, pol litra kawy, cukier, sol, ketchup, lyzeczka, serwetki - $8.14. Ile w Polsce? Wolowinka medium rear, becon chrupiacy, salata, cebulka i pomidorki swiezutkie, frytki gorace, kawka tez - w kubeczkach do podstawki, albo z dziurka do lapy, czysto az wstret bierze. Podaja z okienka-do-okienka mlodzi usmiechnieci, w odprasowanych uniformach i zagaduja, zebys sie nie nudzil, bo ok.30 sekund musisz czekac. Teraz, u Was to chleb powszedni, ale wtedy… Albo ciotka na garze z pyzami (maskowanie i przykrycie), albo slalom po sliskiej podlodze z miska flakow w jednej rece, z chlebem w drugiej, z piwem w trzeciej, i gotowka w czwartej…

Odjechalem na parking z widokiem, zarlem i zastanawialem sie, ze wlasciwie nie ma roznicy. Tu spokojnie i tam bylo spokojnie. Tu - gorki, tam - Pilica, tu lenistwo i tam lenistwo. A jednak nie to samo. Tam lenistwo zaklocalo myslenie: jak zalatwic ? Co ? Wszystko trzeba bylo zalatwiac. Tu nie trzeba zalatwiac. Trzeba zaplacic i samo sie zalatwi. Ale czym zaplacic ? Klania sie tatus z mamusia: bananami. Jak sobie zaoszczedzisz. I tak wrocilismy z tego spaceru do domu. Magnolie juz bardzo ladnie kwita.

W Polsce, czy w Rosji, na proszonym obiedzie, trwa tak zwane certolenie: moze jeszcze raczka ? A moze szczupaczka ? - Ja juz nie moge ! - To moze winka na przetarcie ? Nie moge ! Ratunku ! - Ale ptysia od Babci nie odmowisz ! - No, ptysia zjem. I je. Gdzie indziej (zeby znowu nie bylo: u wasz - u nasz): Bedziesz to jadl ? - boje sie, ze sie przejem…O.K. I polmisek znika w kuchni. Jak powie, ze nie - to nie. Jak chce - sam poprosi, albo po prostu - wezmie.

U mnie w domu jest jeszcze gorzej: nie bedziesz pil herbaty ? Eee…tego….Fiu ! Herbatka odjechala. Sa tacy, ktorzy nie rozumieja, ze Polaka trzeba poprosic trzy razy, zeby raz sie zgodzil (choc glodny, jak pies). Co kraj to obyczaj. Trzeba byc obloznie chorym, zeby prosic o podanie czegos. I to - ostroznie ! Takie skakanie na pytanie dziala przez trzy miesiace po slubie i trzy miesiace przed smiercia. Reszta - nic nikomu nikt nie musi. I nikt sie nie spodziewa. To nie polskie ciepelko i kawusia z kozuszkiem.

Rewerencje, obsluga, kawusia i historie z lak nad wodami, zurawie - kawal naszej polskiej przyrody - przywodza na pamiec wiosenne dni w Polsce. Marzec jeszcze podmrazal, ale kwiecien juz grzal i pachnial, i w kazda niedziele jechalem na randke z Pilica. Laki i pastwiska ciagnely sie ladne kilka kilometrow nad piachowatym brzegiem czystej jeszcze Pilicy buzujacej glodnymi na wiosne szczupakami i okoniami. W marcu szly na wszystko - blaszka z obcasu wystarczyla. Wolnosc, czasu najwiecej na swiecie, od siodmej do piatej po poludniu, tylko dystans do lasu na horyzoncie wyznaczal reguly. Pelne szczescie. Termosik grzal, Calvadosik bulgotal w torbie, jajeczka na twardo i podsuszana kielbaska od Pani Orzechowskiej dawaly poczucie niezaleznosci. Spinning w garsc i - przed siebie ! Kiedy gumiak siorbnal wody to bylo wyzwanie ! Zapaleczki, suche listki spod krzaka, jakies patyki i - ruszy czy nie ruszy ? Napiecie bylo ogromne ! A potem - sukces, wiekszy niz najwiekszy “ciupciak”! Ogien buzowal, woda gotowala sie na zupe w parujacym gumiaku, mokra skarpeta na patyku oznaczala “nasze” terytorium, a ja - leniwiec w porannym sloncu, na cieplym trawo-piachu, zaczynalem pierwsze jajeczko i kasek kielbaski. Slodkie nierobstwo ! Byl czas kontemplowac chmury, kaczence i kijanki, puchnace baziami prety wikliny i nie myslec o niczym. Nadrzeczne lachy, ziemia na pastwisku i krowie placki pachnialy wiosna. To byla egzotyka, jak cholera ! Zadne pozniejsze Grecje - szmecje, oceany i wyspy nie daly mi tyle nirvany, co ta polska wies nad Pilica. Poczucie absolutnego bezpieczenstwa - samochodu nikt by nie ukradl, mandatu by nikt nie wypisal, nikt sie nie wyglupial z tablicami “No trespassing”, to bylo pastwisko czyjes, moze panstwowe, moze niczyje, czyli moje. Kto by o tym myslal ? Jak sie pojawil sierzant na rowerze, zapytal: pewexowski ? Pewexowski - powiedzialem. Pociagnelismy Calvadosu, przegryzlismy kielbaska i lezelismy zapatrzeni w chmury, myslac o wiecznosci wlasnego szczescia nad Pilica.
I co ja tu k…a robie ?

A no... jest dystans, zeby ocenic. Bylo takie tango "Juz nigdy...." Swieta racja. I nie musi byc az tak dramatyczna. Wrecz odwrotnie. Chyba to ruski Niekrasow napisal: "Praszczai niemytaia Rossija.....". Przyjemnie bylo powiedziec polskiemu wopiscie na lotnisku, jak ten zdolny chlopczyk....

http://www.youtube.com/watch?v=-Vh0rGz_k4o









Thursday, January 28, 2010

Wzieli dziada na wspominki....

Ile to moze byc ? Szescset meterow, siedemset, a moze dwiescie piecdziesiat ? Obrzydliwe, jak sie to zacznie. Wsadzasz leb, swoj wlasny, w te machine i czekasz. Przemagluje cie zanim bedziesz wolny. Zanim wsiadziesz i ruszysz dokad chcesz.
Wylozyl sie gleboko na skrzydlo, sarne widzial wolna, jak wiala przez lesna polane. Po tym samym sniegu lazilem z golym lbem. A bylo minus dwadziescia. Tez wolny, jak ta sarna.
Aby w kolejke i - na podwarszawskie gorki. Nie maglowal tlok przy odprawie, machina celnikow, wopistow, trzech gozdzikow w celofanie i - Tak na ciebie czekalam...Juz w kolejce, w otwartych drzwiach, z morda pod wiatr, byla wolnosc.
Slonce w puchu szronu na iglach sosen. A na cholere byly mi okulary ! Tylko Nivea na glupi pysk, zeby nie zamarzl. Godzina od Srodmiescia i juz byly te sosny na gorkach. Cisza jak cholera. Z daleka tylko slaby stuk pociagu. Jak by co, to nikt nie pomoze. I snieg. Wszedzie snieg. Kopiasty, zaspiasty, palil oczy slonecznym srebrem. Podmiejskie sosenki dekorowal w powiewne zagibasy. oslepiajaco biale i spiace. I cisza. Narty, dobre, przedwojenne, wysmarowane na goraco i wyszlifowane wielkim korkiem, byly do wszystkiego. Do chodzenia, do zjazdu, do posiedzenia, kiedy zlozone na pienku. Smar i korek w kieszeni beda za godzine, jak sie wyslizgaja. I tak malo czasu. Osma, a o piatej robi sie ciemno. Ktoredy ? Wolnosc ! Za tym sladem zajaca ! Albo na gorke, pozjezdzac ! Te skrety trzeba pocwiczyc. I z tej skoczni skorzystac, sam zbudowalem w zeszla niedziele. Pamietam, mamy porachunki. Nogi polecialy do przodu, potylica huknela o twardy ubity snieg, slonce bylo juz daleko, jak sie ocknalem. Ja dzisiaj te cholere ujarzmie ! Na skocznie ! Najazd, skok, dobieg ze skretem - sekundy, a potem - zapierniczaj pod gore. Ale - czasu ile kto zechce ! Dziesiec, dwadziescia razy, juz mnie mdlilo, ile mozna ? Z kanalku sie nie pilo, scieki. Lepszy sopel, lustro slonca pod wiatr.
-Wez czapke ! Nauszniki ! Wez krem !
Zebym tylko nie zapomnial wyciagnac spod schodow, zanim do domu wejde. Znowu bedzie, ze zgubilem. Tabliczka Wedla, zapalki i papier - cale zapasy. Do wieczora. Zeby rozpalic ognisko trza bylo dostac spod sniegu dwa listki, trzy patyczki jak slomka i dmuchac jak wariat, poki sie nie ruszylo. Potem, to tylko caly chlam, co sie po lesie walal. Ogien buzowal a ja wolny i leniwy, z cala szkola i domem w dupie, zazywalem luksusu. Na zlozonych nartach z kijkami - pelny komfort ! Po sloncu odmierzyc kawalek Wedla, zeby na powrot starczylo.
-Ale sie opalil ! Na kwarcowce byles ?
-Posiedz, kurwa, caly dzien na sloncu, w lesie - tez sie opalisz. To w myslach. Kobitom nie wolno bluzgac. Kryska Madej, wielkie oczy, biale zeby, okragla buzia, cycki wielkie a tylek az wystaje - niedoscignione marzenie z potancowki w sali gimnastycznej. Moze by ja przywiezc tu, na narty ?  A jak se noge skreci ? Nie badz, stary, wariat, takiego cielaka nie dotaszczysz do kolejki. A wstyd jaki !Lepiej nie myslec. "Sam sobie sterem, zeglarzem, okretem". Wolnosc.
Glowkuj, glowkuj, Krysie - fisie, male misie, duperele a sloneczko odjechalo, wypylaj do roboty! Narty pod smar, korek, Nivee na pysk i - dokad teraz ? Od wiezy triangulacyjnej do stacji kolejki, w zimie - jedna godzina. Zjazdy pod wieza ! Jak to w Szczyrku uczyli ? Malo miejsca, zeby trenowac. Trzy - cztery skrety i znowu zapieprz pod gore. Na te wieze fajnie wyjsc. Widok na lasy.
-Nie opierdalaj sie, trenuj !
Ile to stopni, mowili ? Dwadziescia ? Goraco jak cholera i na diabla bylaby mi ta czapka, niech siedzi pod schodami, poki nie wroce.
- Jeszcze piec razy ! Lance do boju, szabla w dlon, jedziemy !
I choinka pod gore, i skretami na dol ! I jeszcze raz ! I pod te sosenke, w ten puch sloneczny, w te girlandy - ale sie swieca ! Z jezorem do pasa, popilem soplem, podzarlem Wedelka i - slizgami na stacje kolejki. Krok dlugi, zeby zarobic, lapy wyrzucaja kijki - tez zeby zarobic - ciekawe, kiedy zacznie sie bol w lopatkach ? Jeszcze przystanac i posluchac tej ciszy....Nawet wlasna pompka robi halas. Jak zwykle, chcialem se dogodzic i przeciagnalem z czasem. Kiedy dojechalem do kolejki, byla juz siodma.
-O czapce pamietaj, zgrywusie ! Najpierw - pod schody !
No, i jazgot zaczal sie jak zwykle.
-Do dziewiatej go nie bylo ! Po nocy ! W lesie ! Sciagaj to z siebie !

Zarylem w locho z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku. Wszystko zalatwilem. Wzory oddalem, ceny podpisalem, za duzo nie wydalem - lot sie spoznil to ja ze cztery godziny tez sie spoznie. A ta sarenka w lesie, przed ladowanem, to spieprzala od huku samolotu. Wtedy jeszcze nad tym lasem nie latali. I snieg byl bialy. I zycie nie bylo czarne.     
http://www.youtube.com/watch?v=1kfibWlWeP4


Zamach stanu i Proboszcza gacie

Jakies takie puste sie te baby zostali po Glucim niewypale. A Glut sie prostuje. Nie kapuje, nie mendzi, nie lepi sie na krzywy ryj. Dzieci na Porodowce nauczyli go, ze "Kto stoi z dala, niech sie nie wpierdala !"

Ale - baby puste dusze maja. Za politykie sie wzieli.
-Mojem zdaniem, zasadniczo, po rusku to sie mowi tak, o ! Nie takie lingwistykie my zesmy z Tesciem rozbieraly ! O !
-A mojem zdaniem, po rusku to sie mowi i pisze inaczej ! Po rusku sie naczytalam. Dwadziescia lat u niech za babcie klozetowe robilam ! Cala jech literatura na scianach byla !
Zapytalem sie Ruskiego, co na Jelonkach mieszka i Pekin buduje.
-Jebut oni tebe mozgi, suki tupyje ! - Wyrazil sie Rusek - Po polski nie znajut kak, a tut russkuiu rech prinialis isprawliat'. A poszli oni na... etot samyi... dubowyi !

Ale baby rozsiedli sie w temacie i - jak o wszystkiem tak i o tem, najlepiej
wiedza. Tak ze samo innech uczyli. Amerykanca, co jem chcial powiedziec, zgasili jak kota. Francuza od slimakow winniczkow wyzwali. Borowa, ktoren  po klubach prasy tytulow nawycinal, takie jem problemy powymyslal, ze nic nie robili tylko slowniki i zagramaniczne przepisy na mielone zbierali i klocili sie potem co lepsze. Stypulkowskiej (tej z Radnej) psiapsiola za hrabinie sie zostala. Za jakiegoscis popapranca sie machla,  ktoren z Warszawy ja wywiozl i tera wysyla jem pocztowki.
-Z takiego wymia, jak u naszech krowow, Pekin z czekolady idzie zbudowac ! -pisze jem.
-Stypulkoskie zapomnialas, slepa komendo ? - obruszaja sie chlopaki.
Malzonek trzy pary cyngli jej kupil. Jedna na szyldy, druga na jencyklopedie i trzecia na jego oleandra, bo baba na poczatku od smichu sie nie mogla pozbierac.... Za profesorkie u niech robi.

W niedziele, patrzem z Hania, Wiesiek Nereczka do nasz idzie.
-Kumpel jestes, to sie mojem Bolesiem na troche zajmiesz - nawija. - Smycze i kaganiec tu przynieslem, wezta go na spacer, bo nam z Rozalka sam na sam przychodzi sie zostac.

Boles troszki wierzgal, ale go na te smycze wzielem i poszlim sie przejsc do Portu Czerniakowskiego, Admirala odwiedzic. Kieszenie Bolusiowi przeszukalim, na okolicznosc kredy, farby i olowkow, zeby na ten raz tworczosci swojej na scianach w Admiralicji nie zostawil i - wkroczylim na te barkie. Posiedzielim grzecznie, pol literka obalilim, a Admiral lornetkie mi daje i na krzaki nad Wisla pokazuje.
-Patrz sie Hania - mowie - W krzakach nad sama woda caly babiniec siedzi a w srodku - Glut !
-Gluta na Prezesa wybieraja, zeby niemi rzadzil - nawija Admiral.
-Nylony mu kupili, trwala na lbie zakrecili, tera uczo go jak w szpilkach chodzic !
Glucik, calen szczesliwosci pelen, ciastka wcina, kobitom przytakuje i tylko uwaza, zeby na tech szpilkach do wody nie wleciec.

Nie wiedziec kiedy, holcgazowa pana Wacka podjezdza i Ulka wyskakuje.
-Daj mie pan te korbe !
-Nie dam, bo do motoru potrzebuje - zapiera sie pan Wacus.
-To daj pan tego pogrzebacza do piecyka !
-Pogrzebacza tyz dac nie mogie.
-To czem ja te nielegalne hunte rozgonie ?
Faktycznie, uzbrojenia Ulce brakowalo, a tam juz glosowanie szlo i baby byli o konski paznokiec od przewrotu wladzy.  Nie myslecy, Ulka zagruzila sie na ten admiralski kajak i podplynela do babow z Glutem. Tech co blizej wody byli wioslem zaczela naparzac a reszte rugac z gory na dol.
-O, zesz wy larwy portowe ! Prezesa zescie se wynalezli ? Juz ja wam dam prezesa, az sie wam woda w pierwszej krzyzowej zagotuje ! Swiniucha i Garazowa, juz wam sie tech Arabow w Grandzie odechcialo ? A ty, Marmolado w lopatkie szturgana - juz kulasy razem zebralas ? Juz cie na dolcze wita nie ciagnie ?
Baby wypychali Gluta, zeby jech obronil, ale Glucio juz pod ogrodzeniem byl, pazury nerwowo obgryzal i kompinowal jak sie z tech poplatanech nylonow wyrwac. Baby na rozum sie wzieli, wlezli do wody i wypierniczyli kajak z Ulka no gory nogamy. Usiedli i czekali. Jak dlugo bedzie bulgotac. Wygrzebala sie na koniec Ulka spod tego okretu, zabe se wyjela z pudernicy i na czterech lapach lazla na brzeg. Musialem Bolesiowi kaganiec i knebel zalozyc, bo juz zaczal:
Pani Ula w pudernicy
Ryla palcem po proznicy....
Wzielem go na smycze i skierowalem rodzine do domu.

Jak raz Lolka spotkalim, ktoren Cesie do Krokodyla odstawil.
-Sie masz Lolus, ci leci ?
-Jak krew z nosa, ale sprawe mam do ciebie.
-Tylko Hanie na Maryniak odstawim, tego popapranca do Nereczkow, a potem caly jestem twoj !
Wolne od rodziny, poszlim na piwko do Baru Zamkowego, gdzie kolduny jak nalezy daja. Od kolduna do kolduna i Lolus sie roztworzyl.
-Kapujesz, ze mie sie stosunki z Proboszczem wyrownali...
-Pamietam, jak cie do chrztu gonil, zeby szmalu wyciagnac....
-Tak jest ! Ale potem zesmy sie na rozne temata zgadali i tera ja do niego a on do mie do spowiedzi chodzimy....I jak sie mie ostatni raz spowiadal, to wyznal, ze ma dla ciebie propozycje, ale nie wi jak powiedziec...
-Wal, Lolek ! Znasz mie, Glut nie jestem - nie powtorze !
-Idzie mu o Nereczkow. Tego jech padalca. Proboszcz sie przysiega, ze dwie lawki, dla was i dla Nereczkow, bedzie zawsze trzymal na sume, jak ty Wieska przekonasz, zeby ten jego utalentowany truten przestal w kosciele po scianach pisac.
-Znowu bylo ?
-Obraza boska byla. Sam posluchaj. Pod ambona, Boles wymalowal Proboszcza bez gaci i podpisal:
Gdzie Proboszczu gacie macie ?
Dalem wczoraj jednej szmacie...
-Dobra, Lolek, wiecy nie trzeba.

Siedzielim od tej pory z Hania, na sumie, w pierwszem rzedzie. Obok - rodzina Nereczkow. Kluczyk do klodki na lancuchu mielim ja i Wiesiek. Lancuch byl pod lawkamy, do nogi Bolesia. Wiesiek, jako szpecjalne nagrode dla Proboszcza, knebel trzymal w kieszeni. To, jakby podczas kazania Boles nie mogl wytrzymac i dziob roztworzyl.
A Lolek na szpecjalne lonsultacje na Twarde lata, jak zrobic takiego, co by byl niemowa.

Monday, January 25, 2010

A M O R E ....

I dzialo sie, co sie mialo nie dziac ? Glut od rana kapowal z krzakow pod Kurnikiem, a kiedy Belfegorek wsiadl do trojki, dal znac Ulce. Takze samo zadzwonil, ze "hulajnoga" wysiadl przy tunelu i poszedl na Maryniak.
Rany boskie, wtedy sie rozdzwonili !
-Co ubrac, zebym tej zdzirze czadu zadala ?
-Czerwone szpilki, tylko czerwone szpilki !
-Zabierz mie troche Waleriany, bo ja tego nie przezyje ! Wstapie po ciebie !
-Walek pamietasz wziac ?
-Walek biere i wytrychi co jech Tesc z grypsem podrzucil. Moga nie otwierac,lajdackie nasienie. A zeby jech...Juz oni u mie pobalujo !

-Wstawaj, stary, nie mozem tego przegapic !
Borowa wciagal gacie, a w kieszen wzial szpadrygie.
-Tem go zdeformuje dozywotnio - sie odgrazal. Wez co, Jozia, zeby wydrze na leb wylac !

Ulka odpicowala sie na blysk i z zaopatrzeniem w torbie, po dwoch godzinach, tyz wylazla z trojki przy Maryniaku. Kogo mogli, werbowali po drodze i wszystkie ciagli na Radne.

Glut juz byl na posterunku. Nowego sledzia se nadzial, buty na sloninie wyglancowal a te kaprawe oczka swiecili mu sie jak kotu. Krecil sie kolo rogu z Dobra, szczylom cukierki rozdawal, i niedoinformowanem pokazywal, ktore to okno. Jakby za kierownika wycieczki robil.

-Panie Glut, a ta Stypulkoska to taka na solidnem podwoziu ? Jak idzie, to jej bagaznik ciut ciut zarzuca ? - wnikal w szczegoly ten z kiosku Ruchu.
-Mleczarnie tyz ma odpowiedzialne - zauwazyl Grochowszczak.
-Facjate ma filmowe. Raz zem przez nio od Malzonki po lbie oberwal, bo zem sie zagapil ! Dorzucil wartownik z Elektrowni.
-Juz my go, tego Belfegorka, rozmieniem na drobne !

Nagrzane juz byli, kiedy Ulka z kolezankamy podciagla. Siemiatkowska pod rekie ja trzymala a druga jej zapasowy walek niesla. Zlota Reneta i Napoleon na siatce przy Elektrowni wisieli, zeby wszystko widziec.
-Juz on nam nie pofika, ten w grzywkie szarpany ! Do malzonki prawowitej go zawrociem !
-Belfegorek niedorobiony. Juz my cie dorobiem, w rzadki rzucik !

Pomoc sasiedzka byla na miejscu.
-Ulka, lec, wygarniaj te Sodome i Gomore !
-Zona jestes ! W prawie masz po mordzie jem nalozyc i o reszte nie pytac !
Glut przebieral nogamy jak by mu mrowkow nalazlo. Rozdziawil pysk i szeptal co poniektorem:
-Moja robota ! Ja jech zdemaskowalem ! Ja - Glut !
Od mostu lecieli Proboszcz z Klerykiem. Wszechstronnie sie przygotowali - jeden z krzyzem, a drugi z kropidlem i taca. Na kazde okolicznosc byli gotowe. Klerykowi z kieszeni dwie gromnice wystawali.
Ulka podeszla pod okno i wrzasla:
- Belfegor, mezu niewierny, chodz tu do mie !
Rozdarla sie jeszcze raz:
- Belfegor, zostaw te kurwe ! Malzonka cie do porzadku przyzywa !
Cisza. Glut polecial na klatkie podsluchac, co sie tam dzieje.
- Nic nie mowio, tylko lozko skrzypi niemilosiernie !
Ulka zgarnela bambulca z rynsztoku i - jak nie wypierniczy w te okno! Potem - jeszcze jednem przygrzala !
Okno sie roztwarlo i wszystkie zobaczyli Stypulkoskie w stroju mocno frywolnem a obok niej, w stroju zadnem, tego studenciaka z ASP co Baskie na swojego oleandra poderwal. Studenciak raczko pomachal i spytal: - Co sie tu dzieje ?
- Trzymajta mie ! Ryknela Ulka i runela w te klatkie razem z framugo.
Wszystkie uslyszeli wrzask, jak u kota po walerianie, a Ulka wypadla napowrot z tej klatki charczac i plujac:
-Krwi ! Krwi ! Zamorduje !

Glutek zaczal przebierac nozkamy pod sciana i coraz, coraz szybciej zmywal sie do Dobrej. Ulka sciagla go walkiem przez leb, poprawila i wrzeszczala:
-Krwi ! Krwi ! Ukatrupie skurwegosyna !
Spienila sie jak gasnica przeciwpozarowa, oczamy przewracala, gryzla, kopala,ledwie ja dwa sanitariusze z karetki na Karowej zwiazali sznurem i stula, co to jech w pospiechu z Proboszcza zdarli.

Wszystkie sie skapowali w mig, kto te operete urzadzil i calom zgrajom ruszyli za Glutem.
Na ulicy tylko sie Stypulkoska zostala i podciagala swoje frywole, zeby fotografa z Expresiaka zadowolic, ktoren razem z melicja przyjechal.

Kolo Lipowej zgraja dopadla Gluta, ale razem z niemy Nyska i Karetka podjechali, i Glut poszedl za Ulka do depozytu, w Klinice Porodowej na Karowej. Podobniez predko nie wyjdzie, bo ma noworodkom bajki opowiadac.

Proboszcz z Klerykiem zawrocili na Plebanie.
-Stule i sznur stracilem. I taca pusta.
-A mie dwie gromnice przepadli.
-A zeby jem Swiety Michal....zaczal Kleryk, ale ugryzl sie w pore w jezor i dalej wracali w milczeniu.

Zlota Reneta i Napoleon z siatki zlezli i poszli na Czerniakow.

Reszta ferajny byla niepocieszona, bo Retmana jeszcze nie otwarli a przy Rynku byl tylko Bar Mleczny, ktoren wlasnie pieczarki z omletamy wprowadzil. A Belfegorek jak raz do nowej pracy sie tam przyuczal. A Stypulkoska podazala za moda i tez sie tych omletow z pieczarkamy dla swojego studenciaka uczyla. Bo pieczarki zaczeli wtedy byc w modzie.
Piosenka

Sunday, January 24, 2010

Glut

-Sun sie,szwagier, bo mie gnieciesz!
-Jak chcesz,to ci opowiem...
-I co ty mie mozesz powiedziec,lachmadojdo szemrana ?
-Stypulkoska dzisiaj omlety smazyla...
-Jaka znowu Stypulkoska ? Ta z Radnej ?
-Tak jest,ta z Radnej !
-To nawijaj,tylko zeby dlugie nie bylo.
Siedzieli na dachu kamienicy pod piatka i wygrzewali gnaty na sloneczku. Szwagroszczak Borowy,Glut niejaki,Kazimierz mu bylo,znowuz obszedl wszystkie domy i znowuz przywlokl sie ponawijac. Na przylepca dzialal i zara bedzie czegos prosil. Borowa powzial juz zamiar nieugiety splawic mende i ani grosza mu nie dawac.

Na dole chlopaki ganiali golebie i bylo slychac jak sie dra. A golebie, niezle stado, co to jech ciec spod trojki trzymal, krecili sie w kolko, to szli w gore, to w dol i nie mieli zamiaru wracac. Tera zakrecili nad Maryniakiem, wysoko sie wzbili. A ta Siemiatkowska, z Bednarskiej, tyz na niech filowala. Glutowi nic nie dala i widziala jak sie powlokl na Radne, do Borowy. Suszy go cholere - kompinowala - filuje u kogo pare zlotych na cwiare wyciagnac. Poszla dzwonic do Ulki.
-Ulka, sieroto kurnikowa, zyjesz ?
-Zyje, Pani Siemiatkowska, ale Belfegor mie niepokoju zadaje.
-Mowisz ? I z czem on ci wyjezdza ?
-Nie wiem czy powiedziec,bo zes mie Pani na ten statek do Kazimierza nie zabrala, a Glut nawijal, ze to przez te plyty...
-A zeby go cholera sparla, tego Gluta, zeby mu sie kulasy w ten wozek wkrecili! Co to lata do Solitera i sie prosi o przejechanie ! Ten Glut, menda niedozywiona ! Nic mu juz nie powiem !
-A jak,Pani Siemiatkoska ! Pedz go pani, kapusia pierdzielonego, zeby swoje wioche zapomnial ! Przychodzi tu, obrzepalec, podsluchuje, kapuje, wyzebrze co sie da a potem leci do ferajny na fabrykie i na mie nawija !
-Ale co z twojem Belfegorkiem, ze ci watroba gnije ?
-Omlety ! Nic, tylko mu te omlety smaz ! Dzien w dzien - omlety !
-Rozne zboczence sie trafiaja...Moze ten twoj Belfegorek tyz ?

Papa na dachu sie rozgrzala, Borowa sie na drugi bok przekrecil i kompinowal: Stypulkoska i omlety ? Znowu ? Glut, jak go z targowkowego magistratu wyleli na zbite morde, rozne ciekawe informacje posiadal i kazdego jednego kablowal za pare groszy.
-Glut, no Glut, nadawaj, co wiesz ?
-A na obiad mie zaprosisz ?
Zeszli z dachu i polezli po schodach do Borowy:
-Stara, szemranego braciule ci przyprowadzilem, go napas !
Glut, ze okazja byla, kapusniaku se kazal dolac, kosc co dla psa byla, poobgryzal, rozsiadl sie i - rzadzil.
-Stypulkoska - do rzeczy towarek, zaczal.
-A w dziob chcesz ? Rzucila sie malzonka Borowy - Ty mie te lafirynde przy rodzinnem stole wymieniasz ?! A,zeby jej te cycki,co sie z niemy tak obnosi,sparcieli ! A,zeby jej,cholerze,lewa noga z prawa miejscamy sie pozamieniali! I to moj brat sie nazywa ? Wycirucha mojemu malzonkowi podstawiasz ? Braciszek jestes ? Wsza jestes na dedete chowana, nie brat !Wynocha,wont od mojego stolu!
Faktycznie, Stypulkoska bronetka atrakcyjna byla, miala na czem siedziec i na czem chodzic, a jak za Miss Sztriptyzu u kolesiow Maufryca z ASP sie zostala, wszystkie chlopaki z Akademii za nio latali. Kobity z Powisla ja znienawidzili, sukie, pomiotlo niemyte i - nie wspominaj, bo kazde prawowite Malzonkie szlag natychmiast trafi.
-Ja nic nie powiedzialem, tylko ze Stypulkoska znowu omlety smazy - slociutko wykrecal sie ten Glut, padalec.
-Glucie, zarazo - poderwal sie Borowinszczak - albo ci te krawatkie do konca zaciogne i za okno wywiesze,albo natychmiastowo zeznawaj co wiesz, zebys mie kochanej Malzonki z nerw nie wyprowadzal !
Glut jak to Glut, przymilnem usmieszkiem sie oblizal, kaprawe oczka mu sie zamglili, slodki glosik jak u Kleryka wydobyl i zaraportowal,ze podsluchal pod drzwiamy Stypulkoskiej, jak sie z jakiems fagasem pitygryli przez telefon i zamiaruje go po grzywce powtornie poglaskac. I omleta mu smazyc...
-No i co ?
-No, a jak zem byl u Belfegorow, to ten z grzywko, co go Ulka jak malpe obstrzygla, Belfegorek - hulajnoga zlamana, na przepustkie sie u Malzonki prosil...
-Jezus Maryja Jozefie Swiety ! - poderwali sie Borowy - Belfegor ze Stypulkoska ?!
- Lec Jozia do Siemiatkoskiej sprawdzic, co wie !

Pani Jozefa migiem sie ogarnela i poleciala. Borowa wypuscil Glucia krawatkie z garsci, Glut oddech zlapal, i wrocili sie do stolu.
-Ty, Glut, lubisz tak podgladac, podsluchiwac, kalblowac na wszystkiech ?
-Ja musze ! Nerki mie niemozebnie bola, jak nie donosze !
-To se nasmaruj te nerki za pare dni, jak Ulka Belfegorka u Stypulkoskiej nakryje. Bedzie sie dzialo !
Obaj panowie nalali, wypili, zasiedli i wybiegli myslami w przyszlosc. A przyszlosc, poniekad, zapowiadala sie nieszczegolnie.
Piosenka.

Tuesday, January 19, 2010

W mogile ciemnej...

Kreci sie to wszystko jak glupie. Baby Ulki do Kazimierza nie chcieli, to Borowie poszla truc.
- Masz tu, kawkie ci przynieslam.
- Nie dziekuje, bo nie chce.
- Kurnik zesmy se zorganizowali. Twarzowy calkiem, w Bialolece.
- Kolo tego pierdla ?
- Ale trawkie mam, na ogrodku mogie posiedziec.
- Faktycznie kurnik ?
- A kurnik ! Maufryce nam odmalowaly. A co, nie wolno ?
Borowa pociagnal kawy i sie zamyslil.

Fela, znaczy sie byla Siostra Felicja, stala przy tem oknie a kunie nie szli. Od rana grala se z Ulka te plyty i jem dawala a to cukier, a to marchiewkie, a oni nie szli. Tylko jeden podciagnal derozkie pod parapet i rabal paprotkie. Reszta zbila sie w kupe przy Wilenskiej.
- Dobry Wicek, dobry - poklepal go salata.
- Ladny konik ! - nadmienila Fela.
- Ladny, tylko gluchi. Jak pien !
- Ulka, slyszysz mie ? Nawet kunie majo dosyc ty twojej dyskoteki ! Halo ! Ulka ! Halo! Nie slyszy mie, zolza. Sprawa osobistego rozmowienia sie wymaga !

- Belfegor ! Inkasuj bulkie !
Jak co rano, Ulka dawala chlopu do roboty bulkie z kielbasa. Na sniadanie mial platki Herculo, a obiad sam se pichcil. Zostal sie Belfegor, bo wszystkie swojech chlopow ponazywali.
- Ja nimam czasu na te gary ! Pocztowki pisze, plyty gram. Sam se gotuje i jeszcze sprzata, i zamiata.

- Sie masz Fela, szufel ! Cmok, cmok ! Dlugo mialas jechac ? Cholera z ta koparko ! Nawet sie nie slyszem !
Za oknem  w scianie kurnika, ryli pod fundament a geodeta pomiarow dokonywal.
- No ile ryjecie, ile ? I co mie sie zostalo ? Jak ja was roboli przeswiece, to sie wam rozum wyrowna ! Na moj plac wlezli ! Pokaz pan te miarkie !
- Miarka jak sie nalezy, jeszcze sie pol metra zostalo do pani placu.
- Pol metra ?! To gdzie ja se na ogrodku tera posiedze ?
- Na dupie masz pani siedziec, nie na ogrodku - zauwazyl geodeta.
- A zesz ty francowaty, ty glizdo w patrzalkach, ty geodeta, tylko pala nie ta, ty mie moj plac bedziesz ograniczal ?
- Nie da rady, melicje musze zawezwac. - I sie zmyl.

-Bezwarunkowo, miejsce watpliwe zescie se wykompinowali - nadmienila Fela - u nasz, na Bialostockiej, spokojniej. A co was nagrzalo na te Bialolekie ?
- Tesc tu siedzi i musiem byc blisko, zeby paczuszkie przekazac, gryps zakosic i takie rozne...Wszystkie tak robia.
- Ja slyszalam, ze tu same worychi, zlodzieje, kiziory co, nawet nie wisz kiedy, moga cie obezwac, kose pod zebro zaflancowac albo mojko po patrzalkach przeciagnac... A tera, widze, obok drugi pierdel robia.
- Dobra, Fela, chodz do srodka, kawe ci zrobie.

Borowa siedzial nad to kawo, co mu Ulka zostawila i kompinowal. Trzeba zalatwic, ale jak ? Zeby nie to, ze do trzeciej klasy zdal, rugnal by od larwow, tepakow i przepedzil na zbity pysk, ale - swiecic chcial kulturalnem przykladem.
Urodziny mial przedwczoraj. O piaty rano telefon zadzwonil.
- Siegnij no Jozia, pewno te kobity z zyczeniamy dzwonio.
- Sie masz, Borowa ! I zagralo mu w sluchawce "W mogile ciemnej...".

Proboszcz z Klerykiem konczyli ostatnie namaszczenia tesciowej Napoleona, co na zawal serca kojfla, calkowicie niespodziewanie. Oba, ze Zloto Reneto, stoja w czarnech ancugach, jak dwa pingwiny, gromnice sie palo a tu - Ulka dzwoni i jem "Serduszko puka w rytmie czacza" puszcza.

Do szczetu juz sie jej we lbie pokickalo i sama nie wiedziala co robi. Belfegor, znaczy sie malzonek szanowny, narzekal ze rachunki za telefon, w szczegolnosci do tech wszystkiech Bilgorajow, Suwalkow i innech, budzet jem niszczo. To wymyslila, ze hulajnogie mu kupi, zeby do roboty sie dostarczal i na stoleczne komunikacje nie wydawal. Poleciala na Chmielne do komisu i nabyla mu zagraniczne hulajnogie. Z trabka, latarnia i innemy fidrygalamy. Przerzutki tylko brakowalo.
-Tem sposobem pinionchi zaoszczedziem, tlumaczyla sierocie.
I od fryzjera go cafla. -Sama go ostrzygie - zadecydowala. Zrobila go z grzywko, na malpe. Ze dwa, trzy razy jechalem na winogronie, na dzyndzlu i podciaglem tego "hulajnogie" za kolnierz, albo za te grzywkie, ze dwa przystanki. Ulka na niem zwiedzila Bielany i nawet do Nieporetu oba pojechaly. Wlazla mu na plechi i Belefegor dymal jak kon na Sluzewcu, gdzie mu kazala. Kolezanki z pracy jednakowoz zaczeli sie do niego dobierac:
- Panie Belfegorku, a podrzuci mie pan do Cedetu ?
- Zadna taryfa nie rowna sie z panem Belfegorkiem !
Ulka robila krzywe kluski i wreszcie postanowila te hulajnogie opylic. Pojechalim wszystkie do Biura Ogloszen w Zyciu Warszawy, zeby te sprzedaz oglosic. Biuro bylo na Marszalkowskiej 3/5, a przy Placu Zbawiciela -  po drugiej stronie - restaurancja Jarosz. Weszlim, siedlim i zamawiamy jak Pan Bog przykazal:
- Zlociutka, cztery flaczki, cztery golonki i pol literka !
- Flaczki mogo byc jarzynowe a goloneczki sie nie prowadzo.
- To co sie prowadzi ?
- Szpinak z jajeczkiem, mleczko z kartofelkamy, buraczki, salateczka...
- Rany Boskie, za koze mie pani bierzesz ?!
- Mozesz pan nie zamawiac !
Wyszlim mocno kwasne. Ulka z Belfegorkiem zawrocili do Placu Konstytucji a my z Hania - do Placu Unii. Skrecilim w Litewskie i - co ja widze ? Portreta wielkie i napisane "Teatr Syrena".
- Idziem, Hania ?
- Ma sie rozumiec - idziem !
Zeby mie ten Osiol ze Stajenki skopal, ubaw mielim nierzadki ! Same najlepsze aktory sie pojawiali. Pan Kazimierz Krukowski, Pan Ludwik Sempolinski, Pan Jerzy Bielenia, Pan Tadeusz Olsza, Pani Irena Kwiatkowaska, Pani Hanna Bielicka, Pan Adolf Dymsza. Najbardziej nas Pan Ludwik Sempolinski rajcowal. Pan Adolf Dymsza tyz, ale imie ma feralne. Zaczelo sie, ze Pan Olsza i Pan Bielenia spiewali:
"O, Mery i Dzon
Jak one sie kochajo !
Nima w calem Ohajo
Pary, jak Mery i Dzon ! "
Nie wiedzielim, ktoren byl Mery a ktoren Dzon, ale fajne bylo. Potem inne numera lecieli az, w pewnem momencie, Hania zaczela mie na gwalt do kieszeni przekladac wszystko co w torbie miala. Szminkie, pudernice, wszystkie klamoty. Spieszyla sie, to sie chichralem jak mie kieszeni pod pacho szukala. Jakis gruby za namy pochylil leb i glosnem szeptem nadal:
- Laskotki to se mogo Szanowne Panstwo w domu urzadzac, a tu, w miejscu sztuki cisza obowiazuje !
Nie zdazylem go stosownie zaadresowac, jak mie Hania puste torbe na leb naciagla.
-Co jest, Polowica ?
-Zdymne, jak sie to skonczy !
- Co sie skonczy, teatr ?
Bo wlasnie zapowiedzieli, ze tera bedzie Pani Lidia Korsakowna. Od czasu jak zesmy w Palladium obejrzeli Przygode na Mariensztacie, Hania mie nawet nie dala spojrzec !  Pani Korsakowna faktycznie apetyczna brunetka byla, ale caly jej numer przesiedzialem z haninom torbom na lbie. A jeszcze, jak wychodzilim, dwa figusy nadmienili:
- Te, Osiol, uszy od torby ci odstajo !
Szlag by jech trafil ! Przy Malzonce nie wypadalo....
Na drugi dzien, dwa dni wolnego wzielem i nocowalem pod Orbisem na Brackiej, dopoki zem nam biletow na caly miesiac nie nabyl.
A przy kolacji Hania nadmienila:
- I dobrze, zesmy tech Belfegorkow na Marszalkowskiej splawili...
- Prawidlowo nadajesz, kochanie. Se wyobrazasz jaka poruta by byla, jakby ta szturgnieta Ulka wrzasla Panu Krukowskiemu: - Nie takie zesmy numera z Tesciem wykrecali ! A co !? Nie wolno ?!
- Tesciu, stara worycha, na szczescie w Bialolece kibluje i predko nie wyjdzie.
- A ona walowe mu nosi i gorzkie zale odprawia, bo sie jej ta dyskoteka konczy.
- A moze by ja na ten Teatr napuscic ?
- Wodzialaby tam swojech owcow i Borowa by sie nie bal, ze mu na imieniny "W mogile ciemnej" zagra....
Propozycje przekazalim przez Borowe i poki co jest spokoj. My z Haniom natomiast polujem na Pana Sempolinskiego, Pana Krukowskiego i tech innech, bez wzgledu na czas i koszta. Co sie dobry sztuki nachapiem, to sie nachapiem.
http://www.youtube.com/watch?v=sKq1hhuDk4s&NR=1


Sunday, January 17, 2010

Styczen

Kurewski byl ten styczen 1945. Pod Konskie nas cholery wywiezli i piechta trza bylo wracac. Szewc Sikora podpieprzyl jakas chabete z wozem, mnie wsadzili na ten woz a sami poszli.

W tem Gowarczowie nie bylo zle. Pralim sie z chlopakami kamieniami na ulicy, albo zdobywalim spalone synagogie, albo insze cos sie znalazlo. Numer to byl, jak nam czolg wjechal do kuchni ! Caly rog rozwalil, ale popatrzyc nie dali, bo mrozem ciaglo. Rano  ruskie Kozaki wlecieli na koniach i szablami  rzneli szwabow jak popadlo, caly rynek w tem Gowarczowie zaswinili. Jednego w samych hajdawerach dopadli przed naszym domem i leb mu odrazu odlecial.

Potem zesmy uciekali przez pole, bo kukuruzniki pomylily nas ze szwabami. Ostro strzelali i sam zem sie zostal, bo kolega, Wojtek Jankowski zostal sie na tem polu...Zabawkie fajne mialem, fajerke z kuchni i popychaczke z drutu. Ale nie bylo gdzie z tym latac,  wszedzie konie i ludzie sie walali. Porzadne zabawke, kolo duze, malowane, czysciutkie to mie ojciec dopiero na Rozycu kupil.

Na Powisle dobrnelim pod wieczor, ale lyso bylo, bo cale spalone. Czerwony Krzyz byl na drugim brzegu, przy Jagiellonskiej. Jakis soldat kazal matce za jego pas sie trzymac i tak nas na drugi brzeg przetaszczyl. Wszy lecieli na  gazete jak groch, kiedy mnie matka czesala. I DDT smierdzialo. 

- Wstawaj, stary, Ciochowa siedzi w kuchni i placze !
- Dzien dobry, pani Ciochowa, co jest ?
- Zbawicielu kochany, pomoz bo juz nie moge....Jak by pan mogl z tem mojem zalatwic...
- Ale w czym rzecz, pani Ciochowa ?
- Wczorajsza nie jestem, wiem, ze chlop musi babe lac, ale codzien?! Pan mu powie ! 

- Panie Cioch, panie Cioch !  
- Co jest ?
- Zlaz pan, mam sprawe. 
- Ja tez mam. 220 w palcach !
- Panie Cioch, zlaz pan z tego slupa !
- Zlazlem. Co szanownego gryzie ?
- Panie Cioch, zony juz pan nie bedziesz bic !
- Jak sie baby nie bije, o jej watroba gnije !
- Ach zez ty lachudro niedorobiona, elektryku z bozej laski, obrzepalo spirytusowa, na milicje zapodam ! A jak by twoje coreczkie maz tlukl, tez by bylo dobrze ?
- To bym skurwego syna przez maszynkie do miesa przepuscil !
- Zobaczysz, jak cie  przepuszcze, jak nie przestaniesz !
- Politycznie pan zagajasz. Pomysle.
Staral sie pan Cioch faktycznie, ale zwarlo mu sie, ze slupa zlecial i tyle. Zona plakala jak dziecko.  
    
Koczab skurwiel mie wbrew zrobil. Zalozylim sie, za ja atrament wypije. Sam  mnie kalamarz podawal a potem nie chcial na drugie strone Drewnianej do Fuksa  po irysy leciec. To mu zalozylem szalik na szyje i z drugiego pietra na ryju zjechal. Jego tatuncio wyl zem o maly figiel synka mu nie udusil.

Dwa katechizmy do nauki mielim. Jeden w szkole, drugi w domu. Ojca i matke szanuj, z karaluchami ostroznie, od belfrow z daleka. I slowo jest slowo ! Zalozyl sie, slowo dal, a po irysy nie polecial ! 

W gruzach, bez swiatla przetrzymalim styczen, a pozniej to i ruskie przyszli, i swiatlo wlaczyli, i na lepsze szlo. Najlepsza to byla mortadela z bulka. Ale ten kurewski styczen pamietam....
1-17-2010  


Saturday, January 16, 2010

Miala czem !

-No, to skonczylo sie z Baska. Wiecy nie pokaze.
-A za stowe ?
-Podobniez tyz nie.
-Jeszcze tydzien temu Stypulkoszczak ogladal za dychie !
-Znarowila sie wsiara... i koniec.
-Namow Potrzeboskie !
-Potrzeboska chce duzo wiency i wpadkie miala.
-Z tem figusem ?
-Nie inaczej. Tera ona jemu placi !
-Nie dziwota, figus jak figus, ale ten oleander...
-Faktycznie, oleander polozyl sprawe.

Trzydziestka stanela przy Przemienieniu i polecielim sie przeswietlac.

-Glupie te nauczyciele, ze wysylaja nas przez Wisle do Przemienienia, jak Solec maja pod reka.
- Jakie glupie ? Dwie godziny maja na ploty i herbatkie !
-Trzy.
- Ci powtarzam - dwie, Pstrakowa mowila.
-Ale pielegniara mowila, ze trzy. Kto ci udowodni ?
-Jeszcze dwie godziny fizyki, zdazem ?
-Chlopaki, chodzcie tu, do automatu ! Musiem sie naradzic, bo do Szczepnika dzwonie. Ktory ma na telefon ? Okej, dawaj.

-Pani Sekretarko, my tu pod Przemienieniem Panskiem jestesmy i musiem porozmawiac z Panem Profesorem Szczepnikiem !
-Panie Profesorze ! Tu, w kinie Praha, graja taki film O.K. Neron, a my mamy wrocic na dwie godziny fizyki, a juz jest po drugiej, to zwolni Pan nas ?
-Zaraz jech zapytam.
-Chlopaki, Fizyk mowi, ze jak wykujem na nastepne lekcje od strony 73 do 80 to nas zwalnia, a jak nie wykujem - to lufy na okres. Wykujem ?
-Gites. Dziekujemy, Panie Profesorze !
-Zalatwione, ale jak mie, kurrrna, ktorys nie wykuje, co Fizyk powiedzial, to zabije !
-Co "zabije" ? Slowo mu dales, to sie liczy !
-Wicio zawsze jest rowniacha, nie peka. Leciem po bilety !

Wialo od Wisly, jak cholera, a Fizyk zapierdzielal Wybrzezem, ze bym nie dogonil. Sniegu bylo pelno i ciezko bylo zrobic ten kawalek od mostu. Chodzil w tej wojskowej kapocie, ale bez pagonow. Mowili, ze ma szescioro dzieci. Mlody chlopak a juz tyle narobil ! Na przerwach trza bylo uwazac, bo jak jeden od drugiego przepisywal, to Fizyk zabieral oba zeszyty, belfrom nic nie mowil, a zeszyty oddawal nastepnego dnia.

Rozsiadl sie na katedrze, sprawdzil liste i kompinowal. Bylim naladowane temy stronamy od 73 do 80 po uszy. Czekalim, ktorego wydlubie....
-Witam panow ! Spalo sie dobrze ? Sniadanko smakowalo ? Wszyscy przygotowani ?
Zneca sie, skurwiel. Zara przypierdzieli...
-No, to moze - Pan Salo !
Salo mial na imie Andrzej, ale jak poszlim na "Cene Strachu" to sie zostal Salo. Wygrzebal sie na ten szafot przed stolem na katedrze, przybladl, nogawkie kreci, tylko jego plecy widziem. Kazden mysli - ktoren nastepny ? Jezus Maryjo swieta, zeby tylko nie ja....
- No, to pan Salo powie nam......co bylo w kinie ?!
Wysluchal, powiedzial, ze tyz pojdzie i nowe lekcje zaczal od strony 81. O tem co zadal nawet nie wspomnial. Skurwiel byl nieobliczalny.

Na przerwie polecialem do Baski i pytam:
- Za dychie pokazesz ?
- Wont, gnoju, bo nauczyciela zawolam !
Faktycznie sie znarowila.

Poszlem do klasy, a Anglik juz zaczal i musialem przepraszac. Trojkie murarskie dzisiaj zapuscilim. Saczek polecial na ochotnka tablice wycierac i rozlal na podlogie troche wody. Grochowa z Soplem zaczeli te wode wycierac, a Anglik stanal na brzegu katedry i Shakespeare nam czytal. Grochowa trzymal malenkie puszkie z minia, a Sopel malowal Anglikowi obcasy na czerwono. Skonczyli, poszli do stolika a Anglik paradowal potem po szkole jak carski oficer.

Znowu byl piatek i dwie ostatnie - fizyka. Mialo byc o silniku elektrycznem.
- Czy Pan ma daleko do domu ? Spytal mie Fizyk.
- Nie. Jakies dziesiec minut....
- A czy moglby Pan przyniesc uprzejmie z domu jakies krzeselko ?
- Tak jest, Panie Profesorze, juz sie robi !
Obrocilem w trymiga, a Fizyk zagaja:
- To teraz prosze siadac na swoim krzeselku. I moze sie Pan bujac do woli.
Wlasne Pan polamie, nie szkolne.

Jak przynieslem to krzeslo, nawijal jem o tem, ze w wojne mieszkal pod Wilnem i na wsi byl mlyn, i mlynarz. I jak to mlyn dzialal. Na wode. Po wojnie wstawili motor. A ten motor.....
- Prosze bardzo, kto ma kanapki prosze jesc. Komu do klopa, moze kiedy chce.
Sam usiadl na krzesle obok mie.
- Ktora to juz ? Diabli nadali, juz szosta, czy ja Panow mie zatrzymuje ?
- Skadze, Panie Profesorze, jeszcze mialo byc o tem jak mlynarz z soltysem sie pobili ! I jak soltys mlynarza do pradu podlaczyl !
- Bedzie, ale najpierw Omega wyjasni nam jak silnik elektryczny dziala.
Po Omedze wyjasniali ten silnik Zoladz, Zowniarz, Malarek i Trzepiecha. Szlo jem jak z nut. Jeden przez drugiego zasuwali. Jeszcze sie klocili co i jak z tem silnikiem. O osmej Fizyk nas wyrzucil do domu.
- Dzieci placza, zona na mie czeka, a ja tu z wami jakies pierdoly o silnikach...
Wypieprzac !

Do kwietnia bylim z calem programem fizyki na zycher. W te i wewte. A Wicio sie z nami chichral jak zesmy biologiczkie w ogrodku woda z weza oblali. I jak Baska przyszla na lekcji po dziennik, a na tylku, na fartuchu, miala kreda       wymalowane jakiescis abstrakcje, zapytal ja czy lubi Picasso.

A skonczyla nam pokazywac, bo miala juz dziewietnascie i za zgoda ojca i matki poszla w ASP dorabiac, jako modelka. Na golasa. A Baska miala czem modelowac.....

http://www.youtube.com/watch?v=5EK-kYcvbLk


Ach, te baby...

O, Chrystusie przedwojenny, co sie nie dzialo ! Baby wzieli Borowe w obroty.
- Jadziem !
Ale sie cholery wyszykowaly.... Zwalili sie na Wybrzeze z rodzinamy, z tobolamy a jazgot podniesli, ze na mostach bylo slychac. Melicja przyjechala, zeby jech wszystkiech zamknac, ale nie bylo gdzie. Areszty na kumisariatach okazali sie za male.
- Rozpedzic jech wszystkiech ! - poradzil Admiral.
Borowa kazal jem wracac do chalupy i najsampierw pocztowki przyslac, ktora chce jechac. Potem mieli czekac, ktora pojedzie.
- Jestem duza, ruda i chce z kolezanko !
- Jak nie pojade to sie powiesze !
- Panie Borowa, w lape pan dostaniesz, tylko mie wez !
Siedzieli oba z Admiralem i dobierali.
- Szlag by jech trafil w dekolt szarpanech, po co mie ta robota ? - plakal Borowa.
Marynarze w Zegludze po Wisle szykowaly sie na Sodome Gomore i dopust bozy. A Komisariat w Kazimierzu powiadomili, ze szykuje jem sie Sadny Dzien.

Zanieslem chlopakom pocztowki i w szkolnem klopie az sie woda w rezerwuarach gotowala od smichu, bo jaja byli na potege. Najwiecy radosci mielim z temi fotografiamy co poprzysylali. Same trolejbusy.

Zlota Reneta i Napoleon podanie zlozyli, ze oni tyz poplyna, ale okretem "Admiral".
- Predzy mie tu wlosy wyrosno !
- Flaszkie Brzozowej na porost juz Panu mogie dac...
- Paszli won, popaprance, w grobie by mie pochowali. Albo za murem...
Nie szlo go przekonac, to wypili te Brzozowe i poszli po cwiare.
- Alkohol i inne szpirytusy w Klubie nie maja prawa egzystowac, won mie z to flaszka !
Poszli w nieutulonem zalu w krzaki i tam sie nacpali.

Kleryk, szczur koscielny, perfidnie na Kolku Rozancowem agitowal, ze grzech to ciezki bez kaplanskiej opieki na wode sie wypuszczac.
- Sutanne bym nalozyl, jak Bog przykazal, biretkie na glowe i ....
- I jeszcze podgolic Ksiedza tu i owdzie....Jakby bez sutanny celebrowal...- Dogryzali mu bazarowy.
- Masz Ksiadz Alicje i Melanie na plebanii, to dwie jeszcze malo ?

Jeden Admiral fason trzymal i tyle, co Borowie pomogl przy selekcji, to bylo -starczy i jeszcze zbraknie. Nie pchal sie od zakrystii.

Na kuniec nastal Sadny Dzien i wpuszczanie na ten okret. Admiral wylazl na pogiete bariere i dmuchnal w te swoje kapitanskie swistawkie. Ustawil jech w dwuszeregu i Borowa wywolywal, a one szli paramy do swojech komorek. Jeszcze matrosy trapa nie sciagli a juz spod pokladu zaczeli dochodzic dziwne odglosy, jak by druzynie pilkarskiej spuszczali manto na cztery rence. Jeki, wrzaski i wyzwiska sie nie urwali, poki Kapitan przez tube nie oglosil, ze Warszawa jest po prawy rece i kto chce sie pozegnac, to moze. Wyroili sie te owce na poklad i na prawej burcie zalegli.
- Caf sie Krysia, bo mie do wody wpychasz !
- O Jezusie Nazarenski ! - wyla jedna, bo tylko jedno reko za sznurek na burcie sie trzymala, a odpowiedzialne parowy juz sie jej po wodzie ciagli...
- Ratuuuunku ! -  Wyli inne, bo slizgali sie po nachylonem pokladzie i najwyrazniej zamierzali wpasc w te ton wislane.
- Lewo na burte ! - skomenderowal Kapitan.
Majtek szarpnal dzwigniamy, lewe kolo przestalo sie krecic a prawe zapierniczalo jak starozakonny po pustem sklepie. Poklad sie wyrownal. baby zbili sie w kupe na srodku i czekali co bedzie dalej. Wykrecili jeszcze dwie wolty pod brzegiem, a dwa bikiniarze co sie gapili, mieli ubaw niewaski i zaczeli sie zakladac: Borowe zgwalca teraz czy potem ?  

Baby ucichli i gapili sie na Poniatoszczaka, Stare Miasto, na Stadion, na igly Swietego Floriana przy Jagiellonskiej. Chusteczki powyciagali. Z drugiej strony widzieli Kiempe i basen przy Wale. Wszystko powoli utulala mgielka...
- Ostatni raz to bylo w czterdziestem czwartem jak nas do Pruszkowa pedzili...
- A jak Ghetto palili....
- A te Sztukasy walily gdzie chcieli...
- A w lutym czterdziestego piatego tu kolo Pontoniaka, przechodzilim Wisle po lodzie, z wysiedlenia wracalim...
- A Maryniak i Powisle znowu stoja !
Uspokoili sie kobity. Poszli po kabinach i tylko Siemiatkowaska dlubala czerwone szpilki z pomiedzy desek pokladu. Wydlubala i tyz poszla.

Slowiki sie darli po nocy jak opetane. Statek sie przyczail na noc przy brzegu. Cisza byla nieziemska. Tylko te slowiki. Borowa wylazl w gaciach na gore i zwalil sie na grube rure na pokladzie. Z dolu dochodzili go chrapy i mamroty. Woda pluskala leniwie.
- Nie mozesz Pan spac ? - zapytal Kapitan.
- Nie mogie. Fakt. Moze mie stara strula tem bigosem z grzybkamy. Wiatry mie miemilosiernie gonia.
- To kimnij se Pan na swiezem powietrzu, a ja majtka ma dziobie postawie,zeby pilnowal.

Slowiki juz ucichli a zaczal sie ruch w szuwarach przy brzegu. Zajaczek przykical , krowsko jakies ryklo na zagrodzie, obloczki porozowieli - wstawal dzien. Borowa odespal swoje i raznem krokiem udal sie do klopa na golenie. Z kabin dochodzili go babskie lamenty, jak to rano.
- Zosia, nie masz Kogutka od bolu glowy ?
- Dziewczynki, ktoras woda Zelcerowa nie dysponuje ?
- Gdzies mie sie ten kompres  na leb zapodzial....
- Duszno tu ! Trza wyjsc !
- Leb mie boli, jak cholera !
- Tylko sie oporzadziem i idziem na gore.

Kiedy lopaty na kolach znowu ruszyli, kobity juz wychodzili na poklad i za leb sie trzymali, bo jech straszliwa migrena napadla. Borowie lezak wyniesli, zeby mu zrobic dobrze. Lezal i rozmyslal po co na gruba rura idzie pod poklad ? Cala noc na niej przekimal i domowy bigos trawil.

Porucznik Wsciba, z komisariatu w Kazimierzu, szesciu wyznaczyl i jednego owczarka, cztery pary kajdankow i motopompe, i od rana czekali na pomoscie. Statek przybil mietko, majtki trap rzucily a na trap zaczeli wychodzic damy na szpilkach, odmalowane, uczesane, w eleganckiech jedwabiach i nylonach, kazda z usmiechem jak te amerykanskie aktorki, co to filmy z powiatu w kazdy wtorek przywoza. A pachnieli ! Jak te roze. Wsciba podlecial do Borowy:
- To te kobity, co towarzysz dzwonil ?!
- Te same.
I, zamiast wyjasnien, Borowa mu z nocnech remanentow przyczadzil a Wsciba
zaryl w krzaki.

Admirala nie potrzebowali bo nikt na glowie nie stawal, o ludozercach kawalki tyz by nie przeszli, bo kobity rozlozyli serwety na tech kamieniach, na gorce, na serwetach dania wytworne porozkladali, termosy z kawa wyciagli i gra muzyka !
Przeszli sie po Rynku, zabytki obejrzeli a na koniec zaczeli se spiewac. Kiedy Kapitan wyszedl na poklad i dal gwizdek, zgarneli manele i zaczeli schodzic z ty gorki, zeby sie do tancow poprawic. Tylko Jazwe Helenkie musieli za grube nogie ciagnac, bo Wyborowe, zamiast kawy, w termosie miala .

Dzikie Indiany po Dzikiem Zachodzie tak nie skacza, jak te kobity piruety wykrecali na pokladzie. Borowa, Kapitan i dwa majtki na smierc sie zabalowaly z temy Damamy. Jeden na organkach podgrywal a  kobity klaskali. Spali potem jak dzieci. Borowa wiecej jem w wentylator nie kadzil, wstali rzeskie, wesole i juz stesknione  za Warszawa. Malzonkowie z dzieciamy i bukietamy czekali na Wybrzezu, cmoki sie rozlegali, a jak ktory z bukietem sie nie znalazl, po mordzie dostal i czesc.
A na przyszly rok - znowuz jadziem !
http://www.youtube.com/watch?v=ccSsS18RRBA

16 stycznia 2010


Thursday, January 14, 2010

Admiralicja

Podjezdzalo juz ta perfuma w przedpokoju zanim sie dzwonek rozlegl. Stare zamurowalo w drzwiach roztwartych i - stala. Polecielim z ojcem - tyz nas zamurowalo. Soliter, co mie slupki odrabial, wygrzebal sie zobaczyc co tak
podjezdza i tyz stanal bez slowa, a leb mu sie zaklinowal na framudze. Oczy mruzylim, zeby cos zobaczyc. Swiecil sie Admiral niemozebnie. Te aromaty i ten blask zadali nam czadu do watroby. Pierwszy ojciec runal w drzwi do klopa. Jego zalosne beki i mie pociagli za zolad i paw mi strzelil na pol przedpokoju. Mamuska z Soliterem darli sie do klopa za Ojcem, ale sie nie wyrobili...
- Okna szczylu pootwieraj ! Pogonil mie Stary.
- Hania, za szmate i rob podlogie !
- Soliter, wypierniczaj do domu, koniec nauk !
- Uszanowanie dla Pana Admirala, czem mozem sluzyc ? Wycharczal wzdetem glosem.

O rany ! Admiral wyszczerzyl sie od ucha do ucha i ta raza przeciwlotniczy reflektor w jego nowej paszczy zaswiecil nam apiac.
- Kurna Olek - kompinowalem - zeby zeby sie tak swiecili ?!
Nowe se sprawil i oslepial. Poczekal az stara wylezie ze szmato z przedpokoju i wmaszerowal marynarskiem krokiem. Ojciec wzial go do pokoju, otworzyl okna, golnal sete i migiem nalal gosciowi:
- No, to dziabniem bo slabniem ! Faktycznie oslabienie od tech aromatow sie pojawilo zauwazalnie.
- Zaszlem, zeby szanownem sasiadom o historycznem wydarzeniu zakomunikowac !
- Komunikuj sasiad, juz przyszlim do siebie ! - powiedzial Stary.
- Po pierwsze prymo - przeszlem na rente. Po drugie prymo - sie przeprowadzam na wode. A po trzecie prymo - jednostkie plywajace se nabywam !
- No, to za ten okret ! - wrzucil Stary - siup, Panie Admirale !
- Nalezaloby sie "chlup !" poprawil go Admiral. Wypil i zakasil.
- Spoldzielnia "Mokra Robota" na Brukowej,  na strazakow pozarowych sie przestawia i wiecy dla matrosow szyc nie bedzie. To sie zwolnilem. Odprawe mie nalezyta dali, to strategicznie powzialem zamiar jednostkie plywajace  nabyc, zeby z wodo byc blisko i moje morskie wspomnienia zachowac !

- Morze, nasze Morze, bedziem ciebie wiernie strzyc.... Zaczal Tatus, ale matka go przez leb sciagla: - To dla fryzjera, na Spasowskiego. Morde przychlales i juz nie wisz komu spiewasz !
- Faktycznie. Malzonkie przepraszam i spadam.....Rzekl Tatus i niepewnem krokiem przeniosl sie na kanape. Admiral, tyz nieco chwiejnem chodem, zalegl kolo niego. Matka poleciala do pani Krzyzanowskiej weryfikacji dokonac, a ja - do chlopakow, na podworko !
Chawira wietrzyla sie jeszcze dwa dni. Po transakcji okretowej w sportowem sklepie na Mazowieckiej, Admiral wstapil do ruskich na Kredytowa i ichniejsze perfume Krasnaja Moskwa se nabyl. Stad ten czad.

Jak sie oba z Borowinszczakiem na jednego umowili  U Inwalidow na Targowej, wszystkie moczymordy wyszli, bo jem mielone sie wracali od tech aromatow. Nadmienic nalezy, ze Borowa takie same kolonskie se nabyl, jak na kobitach robic zaczal. Nawet gluche i slepe inwalidy nie mogli tego strawic. Kielnerka nos se serweto zatkla i kolegie wypchla do stolika.
- Panie starszy, jeden w oleju, jeden w smietanie i placic !
Fagas przytaszczyl dwa zamowione sledzie i - samo przez sie sie rozumie - pol litra.
- Sluze uprzejmie. Rachuneczek wypiszem, jak szanowne panowie skonsumuja.
Admiral zamiarowal jentelygentnie sie od ty wycieczki do Kazimierza wykrecic, bo mial juz wlasne flote na glowie. Borowa natomiast chcial go na wodzireja, na tem balu z babamy, na statku do Kazimierza, wrobic. A bez pol lytra i sledzia tekiech waznech zagadnien sie nawet nie ruszy.

- Kapujesz stary - zaczal Borowa - cholery tak sie znarowili, ze nic tylko jem musze caly statek do Kazimierza wykupic. Poplyno, po nocy za lby sie wyszarpio, w tem Kazimierzu caly dzien przespia martwem bykiem, w drodze powrotnej bal beda mieli, rano pod pomost na Kosciuszkowskiem, przy Jaracza, jech odstawie i czesc !  Ale bez wodzireja nie poradzi. Ktos jem musi na lbie, na stole stanac, ktos musi jem pierdoly o ludozercach ponawijac,  admiralskiem mundurem zaswiecic i przewalcowac po pokladzie. Tylko ty !
- Panie starszy, powtorzyc !
- Sluze szanownem panom. Herbatki, chlebka, buleczkow i maseleczka zara doniose. Takze samo oranzadka i wykalaczki beda. Serweteczki sie troszkie zmieli \, ale jak nowe. Czy kluczyk do kibelka, w razie potrzeby. zostawic ? Nowe roleczkie zdjelem z klodeczki i na rezerwuarek odlozylem. Sie przyda.
- Zostaw pan. W razie potrzeby, jeszcze dozamowiem.
- Uprzejme podziekowanko ! Juz spadam.
Admiral wypuscil fagasa, zeby czasu na odpowiedz zarobic.
- Kapujesz Borowa, ja to kupuje, nawijasz jak trza, ale chawire trza na Powislu zwinac, plywajacy barak w porcie choc podmiesc, wszystkie bambetle przegruzic i najwazniejsze - tego kajaka ze sklepu przywiezc ! Nie wyrobie, braciula, nie wyrobie, chocbym zdechl ! Zimom - caly jestem twoj, z kosciamy ! Ale tera - nie mogie. Obaj panowie zamowili jeszcze pol litra do dalszych rozwazan i w tem smutnem nastroju dali kime przy stoliku.

- Te, Szpargal, zaczepili mie chlopaki rano przy szkole na Drewnianej - masz co jeszcze z temy babamy ?
- Na duzej pauzie wam dam !
Za kazdem razem jak Borowinszczak do nas przychodzil, te pocztowki co baby pisali jedna do drugiej, mu podwedzalem i mielim potem w szkole smichu po pachi ! Komitet mu polecil, zeby on pilnowal, zeby zadnech politycznech zgrywow tam nie bylo. I tak mieli o czem gryzmolic. Najgorzej obrabiali dupe swojem malzonkom. Kapec, Lebiega, albo Pierdamon jech nazywali. Kiedy spal, kiedy sral, kiedy sie do lozka zeszczal, kiedy jej lomot spuscil, co zre i czem pierdzi - wszystko wywlekali. A my mielim ubaw, jak cholera ! Pocztowki se dobierali znaczace. Jak sie jedna na drugie obrazila to jej malpe posylala. Jak se chcieli podziekowac - to dwa golabki. Jak chcieli Borowie dupe obrobic - to swinie. On na to lagie kladl i tylko pilowal, aby po tej rajzie do Kazimierza za duzo swin mu nie podeslali. Dlatego drazyl Admirala U Inwalidow. Ale nie mial sie co spieszyc,  kobity poki co garami sie tlukli po kuchni. Na wakacje zamiarowali karaluchow z malzonkami zostawic a same sie wyrwac na te zyciowo podroz do Kazimierza.

Za to u Admirala wszystko w porzadelu. Wybralim sie ze staremy pofilowac na to jego gospodarstwo. Maufrycy z kolegom jak raz malunki konczyli. Admiral za duzo jem sie w robote wpierniczal i go pomalowali na bialo, pod pedzel lazl. Okret sie kolysal przy pomoscie a na trawie zobaczylim jak Zlota Reneta, Napoleon i Siostra Melania Zatrzaska siedza i wioslamy machaja.
- Tych dwu zlodziei na wioslarzy ? Caly klub Spojnia sie bez zegarkow zostanie !
- A po co jem zegarki - filozoficznie zagail Admiral - na wodzie czasu nie liczem !
- A Baran Alicji do zalogi nie bierzesz ?
- Tlumok kwalifikacji nie posiada - ucial Admiral - gupie toto.

Postalim, popatrzylim i poszlim na lody.
 - A widziales jakie dynamowy se nabyli ?
- O tem polu namiotowem zagajasz ?
- Napoleon nogawki se przydeptuje.
- Lepsze niz te Borowinszczaka slypy.
- Albo Borowinszczak lepszy...
Stary zafundowal nam po pistacjowych a sam waniliowe lizal.
- Tato, a kiedy Borowinszczak do nasz przyjdzie ?
- A cholera go wie, zajety teraz, Podpisy zbiera.
- Na co ?
- Na Rece precz od Korei.
I skad ja tera pocztowki dla kolezkow wezme ? Spac nie moglem.

- Chlopaki ! W niedziele - wodowanie !

Poszlim do Portu razem z calem Maryniakiem. Boczki z Bialostockiej przyjechaly, Nereczki z akordeonem sie przytaszczyly, takze samo Lolek ze skrzypcamy i Cesia. Nawet Kleryk przylecial z kropidlem i swiecona woda. Na pomoscie Pan Admiral w pelnej gali juz urzedowal a zalogie ustawil po porzadku: najpierw maly Napoleon, potem kluskowata Malania, za niemy Zlota Reneta a Admiral, w granatowo-zlotem mundurze, z lornetka, na rufie mial zasiadac. Okret czteromiejscowy kolysal sie przy pomoscie i wielkiemy literamy mial wypisane: Admiral. Na pierwszego Kleryka wypchli, zeby poswiecil. Pani Krzyzanowska, na boku, z flaszka wina Warka, czekala, zeby ochrzcic. Mlodziak Kleryk kropidlem sie zamachnal, ale jak go Boles Nereczka w lokiec szturchnal, wyrznal tem narzedziam w leb Admirala, ktoren do wody wlecial.
- Spokoj na przystani ! -  wrzasnal Admiral.
Czapkie spod pomostu wyciagnal, po deskach wylazl i znowu sie ustawili. Gwizdek z kieszeni wyciagnal, nadal sie, ale z gwizdka tylko bulgot poszedl i woda sikla jak z fontanny w Ogrodzie Saskiem.
- Zaloga, na miejsca !
Pani Krzyzanowska, co za matkie chrzestne robila, zamachla sie flaszka i -prosto w Napoleona, w ten lysy leb.
- Plyn, Admirale, na morza i oceany ! Na Siekierki i Zalew Zegrzynski ! Honoru Powisla zawsze strzez !
Poplyneli. Nereczka z Lolkiem grali Jeszczepolskie a kobity plakali. Objechali wolno Grube Kaskie i znow wchodzili do portu. Lolek z Wieskiem Nereczka przeszli na Morze nasze Morze, ludzie z przystani zalodze bukiety kwiatow rzucali, a Admiral bialem fularem oczy se przecieral. Nie wiedziec czy to z czapki mu wycieklo, czy co jeszcze.
- Cumy rzuc !
- Zaloga na lad !
I tak, z wodowaniem byl szlus. Koniec filmu. Wszystkie poszli spowrotem do domu. Do klatki wchodzili gesiego, panowie flaszki z kieszeni wyciagali, kobity za zagrycha zaczeli sie po torebkach ryc a Napoleon i Zlota Reneta usmiechniete  takie szli, jakby jem deszcz z zegarkamy na leb zlecial. Ostatni szedl Admiral a malzonka czapkie mu niesla.

http://www.youtube.com/watch?v=OwDRcInAslY


Wednesday, January 13, 2010

All that mess...

Rosnie toto i dreczy.
- Pani Nereczkowa, Pani Nereczkowa, Bolo po balustradzie chodzi !
- Co jest Rozalka, znowu narozrabial ?
- Baby z ulicy wrzeszcza, ze Bolus na wiadukt wylazl i chodzi !
 - Kurdebalans, leciem !
Poniatoszczak ma ten wiadukt na pare pieter nad Solcem, a na balustradzie wiaduktu - Bolo.
- Juz ja go skubanca zdejme !
Stary Nereczka sciagnal pas i przeskakiwal po trzy stopnie w gore. Wylecial z wiezyczki na chodnik i faktycznie - jego pierworodny na poreczy stoi i z kolezkami se posmiechujki urzadza.
- Ach, zesz ty.....
- Tato uwaza, bo spadne !
Kolesie stali na dole, na Solcu i nie dawali wiecej niz kilo czekoladowch za dwiadziescia krokow do slupa latarni. Miedzy Bolem i latarnia nie bylo nic. Na dole - bruk.
- Chodz, synek, pomalu, rekie ci podam...
- Ty mie rekie a oni czekoladowe zezra - nie chce !
- Bolus, syneczku, ja ci kupie ile chcesz, tylko podaj rekie !
- A jak zes mie w tamtem roku zebral, zebym dal Koczabowi z dachu zlezc, to zes mie wyrolowal !  Ja gowniarza puscilem, a ty mie zrobiles dintojre ! Nie wierze.
- A mamusi ci nie zal ?
- Bedzie zal na Brodnie, jak mie beda chowac ! - usmiechnal sie Bolus.
Wsciekly kundel zawarczal za Bolkiem, chlopczyk zeskoczyl prosto na tatusia, a studenciak,co warczal, puscil perskie oko. Ale Wiesiek Nereczka musial puscic gagatka, bo gacie bez paska mu spadali. A Bolus grzal juz w krzaki na Wybrzeze, az mu sie woda w tylku gotowala.

Przez te wode sie zaczelo. Musiala cholera tego profesorka podpuscic, zeby swojego, do Bolusia szkoly, na Drewniane. przyprowadzic ! Profesorek pomiary robil, zbieral wode z deszczu do menzurek, co jech po Uniwerku i Powislu porozwieszal a ten jego Wlodzio , zamiast pilnowac, szczal mu z kolezkamy do probowek. Z Kopernika go wypierdzielili to trafil do Czackiego. Zaczelo sie juz na wychowaniu obywatelskiem.
- Ten nowy, dlugi, do pierwszej lawki ! I te igle z policzka sobie wyjmij
- Posun sie, Bolek. Wcale nie boli, na duzej ci pokaze !
Na duzej pauzie nie bylo nawet czasu na Sporciaka, bo Wlodzio uczyl w sraczu chlopakow, jak igle w polik wbijac. A Bolo wytknal na niego palucha i ochrzcil: Soliter ! I tak sie zostalo.

Soliter faktycznie nalezycie dlugie kulasy posiadal, ze mogl na niech przegonic autobus po chodniku, przeleciec mu przed nosem i wskoczyc do tylnech drzwi, co mu chlopaki trzymali. Chodzenia po balustradzie wiaduktu tyz on Bolusia nauczyl.

Grudzien byl. Wchodzo oba mokre, z gory na dol. Matka do przebierania i suszenia sie rzucila:
- Zapalenie pluc oba zarobicie ! Co was, cholera, podkusilo....
- No, do czego jech na ten raz podkusilo ? - Nereczka wylazl z pokoju.
- Po krach w Czerniakowskiem Porcie skakali !
- O Chrystusie przedwojenny - jeknal Nereczka - mogli sie utopic !
- Spokojnie, panie Ojciec. Ja stalem twardo na gruncie, tylko ten panski  konus wierzgal jak glupi... I darl morde, ze sie ludzie zbiegli. Sam bym go tez wytaszczyl.
Stasiek Nereczka sciagnal pas i grzecznie spytal:
- To ktory pierwszy do wymiaru sprawiedliwosci ?
- On pierwszy ! Wrzasnal Bolo.
Stasiek spokojniutko delikwenta na kolano nalozyl, zamachnal sie, ale zanim pas polecial, polecieli krzysztaly ze stolu u Panstwa Nereczkow, bo Soliter kulasy mial dlugie i wierzgal  jak wsciekly byk. O serwete zaczepil i wazony, co ich sobie z wywczasow w Szklarskiej Porebie przywiezli, zamienili sie w pyl marny. Oba gnoje dali dyla na klatkie schodowe i do poznego wieczora Nereczka z malzonka jech prosili, zeby ze strychu zeszli. Bo mogli polezc na dach...

Po strychach lezal chlam i tatalajstwo oraz koszule, majtki  i kalesony sie na sznurkach suszyli. Cwany Soliter wyciagnal tam ze dwadziescia brudnech butelek po mleku i jakiescis sloiki, Bola zapedzil do roboty, umyli i zaniesli te butelki Pani Nereczkowej. Jak raz na dostawe mleka, smietany i jaj, od chlopa. Wiesniak byl porzadny, cichy, tanio bral, raz w tygodniu Zukiem z Grojca przyjezdzal i potem malem wozkiem rozwozil swoje delikutasy po domach. Nereczkow zalatwil i pojechal do Profesorstwa, znaczy sie - starych Wlodzia.

Ten Profesorek zaufanie mial tylko do swojego kalendarza i domowe interesa sam rozliczal. Soliter z Bolem polecieli pierwsze, przeskoczyli mur i zaczeli agitacje w rodzinie. Ze Pani Profesorowej ciezko a Panu Profesorowi nie wypada zakupy robic - nic, tylko zeby tego wozka od Chlopa nabyc. Najsampierw Profesorek obwachal oski od czterech kolek, potem sprawdzil wytrzymalosc materialowa dyszelka, deseczki i po godzinie zapytal Chlopa ile by to kosztowalo. Targi trwali do kolacji. Rozstawali sie na niczem, bo Profesorek sknera ale i Chlopina swoj rozum posiadal i trochu sie ociagal.
- Nie mam juz zdrowia na tego gniota ! - Odwrocil sie Profesorek i zawrocil do chawiry.
- Na mnie: gniot ?! Ty skurczysynu, jenteligencie warszawski, pijawko na ciele robotnika i chlopa, gowno se kup, a nie moj wozek !
I tu sie pokazalo, ze tatus Wlodzia okularki nosil, profesorski zawod pelnil, ale chlopak z Tragowka byl i - jak sie nie odwinie !
- Ach, zesz ty wolku zbozowy ! Pierdzimaczku pospolity ! Mie pod pijawkie bierzesz ? Chomat jestes ! Zlew ! Walach klonica robiony ! Krowy pasac, nie do Stolycy przyjezdzac ! Kury wlasnem kinolem macac ! Wont mie z mojego terenu, pokim dobry, no juz !
Kiedy uprzejmosci plyneli z obu stron, Soliter z Bolem zgarneli rzeczony wozek i w piwnicy sie z niem zamkli. Wyjsc nie chcieli. dopoki interes nie bedzie przybity. Obaj dzentelmeni, i ten z Grojca i ten z Uniwerku, tyz juz mieli dosc. Cene przybili i wozek sie zostal.

Pani Siemiatkowska ! Pani Siemiatkowska ! Rany boskie ! Co Pani robi ?! Nogi razem ! Kulasy do kupy ! Do kupy ! Pusc Pani te latarnie ! Pani Siemiatkowska ! Pochyl sie Pani ! Na lewo ! Na lewo, mowie !

Od czasu, kiedy wozek gniota stal sie faktyczna atrybuta sportowego zycia na Radnej, Siemiatkowska nie dawala Soliterowi spokoju. Z wypiekamy ogladala regaty na wozku z zaglem, na trasie brama Uniwerku - Pomnik Kopernika. W grudniu. Sama nam krotkie majtki i koszulki poszyla, sama przekonala  matki Wlodzia i Bola, ze sport w grudniu hartuje. Ten Kopernik, zeby nie byl pomnik, ze wstydu by sie spalil, jakby widzial co pod niem wyprawiajo. Latali chlopaki prawie gole, ciagli te wozki pod wiatr i potem przelatywali z gwizdem pod mistrzem Mikolajem. Porzadnem katolikom, co wychodzili z Kosciola Sw. Krzyza i wolali Sadu Bozego, grali na nosie. Przychlanych ze Staropolskiej spychali z wozka pod kola. Studentkom z ASP co brali sie ich szkicowac, pokazywali gole dupe na pelnem wietrze. W tech gimnastycznech majtkach i koszulkach, w grudniu, wygladali jak rzemskie gladiatory.

Wlodzio, Pani Siemiatkowskiej nie smial odmowic, a namawiali sie  w  Artystycznej, co na tylach Polskiego, na Karasia 2, sie znajdowala.
- Jak by tak pan Wlodzio zechcial mie w tem sporcie podciagnac.... - Marzylo sie Siemiatkowskiej.
- W tem jak w tem, ale bobsleje dla Pani Siemiatkowskiej mozem urzadzic ! Spod Harendy na Oboznej Pani ruszysz i na dole, rog Leszczynskiej i Dobrej, Pania odbierzem. Na wozku bedziesz Pani zapylac, a nogamy i dyszlem trza bedzie kierowac. Lec Pani na dol, to pokaze.
Poleciala w dol , po Oboznej, az sie jej tylek trzepal ! Za moment Soliter zagrzmial czerema kolami wozka po bruku, wypadl z Oboznej na Leszczynskie i wyhamowal przy Dobrej.
- Jasne ? Zapytal.
- Jasne, panie Wlodziu ! Pasuje i ma luz !
- Przypasuj sie Pani do pojazdu. Nie za waski ten wozek ?
- W porzachu, sadlo se gora wypchne !

I tu sie wrociem do dnia, kiedy Siemiatkowska dusze diablu zapisala i wsiadla na ten wozek, pod Harenda.
Na poczatek szlo jej, jak nalezy. Chlopaki same sie dziwili, ze stara baba a na tem wozku przypierdziela, jak odrzutowiec. Dopieru jak sie za latarnie, gdzie Obozna w Leszczynskie przechodzi, zlapala, zaczeli sie seki. Oderwalo ja i ponieslo, na lewe strone. Po lewo byla zelazna bariera i niektore rzucili sie ja zatrzymac, zeby ja te slupki nie sponiewierali, ale zatrzymaj sto kilo na takiem gazie ! Bola przejechala, stary Nereczka bez butow sie zostal a Siemiatkowska, z rozwianem wlosem, najezdzala juz na ostry szus z Leszczynskiej na Dobra. Tatus, co z bliznikamy spacerowal, w ostatniej chwili zlapal swojech padalcow na rece a jech wozek rozlecial sie na kawalki, jak go odrzutowiec Siemiatkowskiej zmiotl z trasy. Zaryla sie w gruzy przy Dobrej i siedziala dobra chwile bez slowa. Chlopaki i okoliczne ludzie juz nadlatywali z gory, od Dynasow, zobaczyc jak sie to skonczylo.
- Pani poczeka, dyszel wyciagniem z miejsca, gdzie byc nie ma prawa. Powoli, powoli....
- Ma ktos scyzoryk, zeby te hajdawery rozciac ?
- Pani nie pluje ! Szczekie, co przy Topiel wyleciala, juz niosa. Zaraz sie Pani wypowie.
- Panie wladza, nic tu po panu, kobita sie przy domowych zakupach poslizla i tyle. Jaka szybkosc miala ? Sam pan wladza zjezdzaj i sie zmierz ! Skad mnie wiedziec ? I z tem mandatem przyhamuj pan coskolwieczek. Przodowniczka pracy. Na Maryniaku zamieszkuje. Z najlepszymi murowala !

Poszli oboje z Soliterem Dobra do Bednarskiej a Wlodzio ciagnal wozek.
- Czterech mezow mialam, ale co to, to nie.... Zaden mie tak nie wyobracal jak ten skubany wozek - usmiechnela sie.
 - Dziekuje, panie Wlodziu. Od Powstania takiego huku we lbie nie mialam. Pan skoczy po mamusie, kawa was poczestuje. Wszystkie gdzies jezdza, cos robia, a ja, jak z murarka skonczylam, siedze w swoi norze, jak ten Bazyliszek na Podwalu. Kto juz Siemiatkowskie pamieta....
Wlodziu mamuske przyprowadzil, Nereczkowie sie pokazali (Bola mieli na sznurku), Boczek z Felicja przyszli przez most a Lulek skrzypce przyniosl i swoje Cesie, razem z biustem, przez drzwi przepchnal. Konczyl sie jeszcze jeden warszawski dzien. Siedzielim przy oknie, patrzylim jak Wisla plynie, Lolek po cichu podgrywal... A w ogole to bylo w deche. Wszystko gralo. Do jutra. Poki Soliter z Bolusiem nowego numeru nie wykreca....
http://www.youtube.com/watch?v=VdA9nUS89F4


Monday, January 11, 2010

Borowa

Swoje kapcie w lapie niosl, jak go z Rakowieckiej wypuscili. Walnal sie na lawkie przy Batorego, mrowkow liczyl, ptaszki go obsrali a on siedzial. I myslal. Tam sie tak wyszkolil. Do kicia, czasu na myslenie nie posiadal. Nie mogl sie rozgrzeszyc ze swojej winy.
-I za co mie, Borowinszczaka, zwiazali ? Za kapcie ?

W piatek wezwali go do Komitetu.
-Nie bedziecie sie, towarzyszu, dalej tem samem zajmowac. Na kobity was postawiem. Galy nima co wybaluszac, sie wykazcie ! Na fabryce wam nie poszlo, moze na kobitach sie wykazecie !
- A dzieciary ?
- Jakie dzieciary ? Z ankiety wypada, ze sa juz na swojem !
- Ale na tech kobitach mogom sie nowe pojawic i kto sie niemy zajmie ?
- Sam wam, towarzysze, mowilem, kolek ! Wnerwil sie ten glowny, co na fotelu siedzial i herbate mial do picia.
- Wacka to se na supel zawiazta. Agitacje bedziecie robic ! Zeby do nasz, do komitetu przylatywali, kolo nasz sie krecili, zamiast po kolejkach stac.

Ostro sie wzial do nowego zadania, ale juz w poniedzialek, chlopaki na Woli morde mu obili, bo w chalupie glodno a Borowinszczak kobity ze sklepow miesnech przegania.
-Sam sie pas komosom i grzybkamy, agitatorze szemrany ! Niektore chlopaki poszli do Komitetu i na wariata o schab prosili "bo Borowinszczak tak kazal". Znowu go wezwali na opieprz.

-Wy nam tu, kurrrcze blade, pochodow na komitet nie urzadzajta. Agitowac takie, co nie gotuja, nie sprzatajo, caly dzien walaja sie i nic nie robio !

Wreszcie znalazl. Slypy se nabyl i na basenie przy Wale Miedzeszynskiem zaczal. Napatrzyl sie na cale zycie ! Latali te kobity dookola az mu sie galy rozjezdzali ! I trolejbusy, i gowniary, i chude , i grube, brunetki, blondynki, rude cholery sie zdarzali - to jest zycie ! - kompinowal. Badal teren. Poszedl na Legie, na Gwardie, na Warszawiankie - polubil te robote. Proboszcz mu sprawozdania dla towarzyszow pisal i jakos sie zylo.

Ale - liscie opadli i samice mu wyparowali. Do drugiej klasy zaocznie sie zapisal i od czytania zaczal.
-Czy mogie nabyc te gazetkie ? - pytal wytwornie. Albo - A komiksy jakiescis Panienka posiada ? - inna raza.
W Klubie Prasy na Nowem Swiecie przyuwazyl wylenialo farbowano blondyne w wieku mocno trolejbusowem.
-Czy mogie tu poczytac swoj komiks ? - zagadnal kulturalnie.
-Siadaj, stary, miejsce jest, cos studiujesz ? Bo ja jezdem w siodmy klasie zaocznie, a na codzien za maszynistkie robie. Komiks - to ogladasz ! A co ! A nie czytasz ? A co - nie wolno ?!
-Faktycznie, przyszlem se poogladac. Wdali sie w kunwersacje i - nie wiedziec kiedy - Borowinszczak sie odkryl.
-Stary ! Nima sprawy, ja ci tech bab mogie cale kupe napedzic ! Lubie zycie towarzyskie, lubie na ogrodku posiedziec, lubie winka pociagnac, ale monopolem morde przychlac - tyz nie pogardze ! Szufla ! Mow mie Ulka ! Moj stary, w grzywkie czesany, kapec jest i mojego intelektu nie zaspakaja. Lubie towarzycho - zeby wszystkie pasowali do paczki ! I mie zaden nie podskoczy ! Bo zara w czachie oberwie i szlus ! U nasz, na wiosce, nie z takiemi se radzilam - w ryj i po ptokach !

Gadane ma, na maszynie pisze, podejscie wykazuje nalezyte - nadaje sie !

-To widzisz, Ulka - osmielil sie Borowinszczak - zebys jeszcze sprawozdania mie pisala....
-Borowa, bez podpuchi, ile chcesz mogie ci pisac !
-I zabawic te baby, zagadac, zajac czems, zeby po kolejkach nie sterczeli..
Tylko mie powiedz, od kiedy zaczynamy ?
-Ja sie nie lubie obcyndalac - od zara !

Dopieru sie zakotlowalo ! Ulka grzala telefon godzinamy ( nie kosztowalo, bo panstwowe), psiapsiolek nalapala od cholery i ciut, ciut. Kazda - a to przepis na rozwolnienie, a to - na rosol, na slub i - na pogrzeb, wszystko wiedziala. Raz z gazety wiedziala, raz - pierdzielila koszalki - opalki, ze wie. Jak juz nie bylo o czem, to jem stare plyty puszczala do sluchawki, takie Tango Milonga, Popiesc mie Jeszcze, Ach to Kolanko ! I inne rozne takie.

Borowinszczak byl w siodmem niebie. Szafa gra ! Towarzysze z Komitetu go chwalili, odznaczenie jakiescis dostal, znowu byl wazny.

Ale te baby tak sie rozpanoszyli, ze i jemu do dupy zaczeli sie dobierac. Telefon tylko niektore mieli i to w pracy - w klubach prasy zaczal jech zbierac. Tyz nie gralo. Nie czytali tylko maglowali i innem uzytkownikom wypijali kawe.

-Odwiaz sie, szantrapo, od mojej filizanki, juz pol wyzlopalas ! Panie Borowa, pan jej powie, kawie mie zabiera !
-Pij moje, wstapila sie za niego Ulka.
-Kto tech garkotlukow tu wpuszcza ? Tlok robia, jezoramy miedla - na Mlociny wypierdzielac! Tam bedziecie mieli swoje pastwisko ! - podsumowal starszy jegomosc, ktoremu wlasnie okulary spadli, jak swoje filizankie Ulce wyrywal.

-To ten, w zabek czesany, on jech tak zbiera - przyuwazyla emeryta z kokiem.
Zeby mogli sie trzymac w kupie, Borowinszczak jem pocztowki powymyslal. Wychodzil w Komitecie zapomogie, kupil pocztowkow kupe, rozdal babom - piszta jedna do drugiej ! Jak sie te kartki posypali ! Tu - Zygmunt na kolumnie, tam -Zlota Reneta ruchane schody, kolo Palacu pod Blacha, kmiotowi opyla - brac i wybrac! Baby mieli dobrze.

A przy tech pocztowkach, Borowa sie w pisaniu podciagnal. Proboszczowi wymowil. Baby pisali a on rzadzil. Siedzial tylko, popijal, zakaszal, a robota sama sie krecila. W budzie, kolo Manka kapci, kupil se krawat z palma i kolonskie.  Szyku zadawal, ze pala mala ! Jasiu - organista mendzil, ze mu sie chor rozlecial, ale przy czem tu chor, kiedy pocztowki tech szantrapow na cale Polskie sie rozniesli ! A Borowinszczak, malarz przedwojenny, sekretarz splamiony, tera wyszedl na swoje. Podobniez do KC zamiaruje sie przymierzac.
http://www.youtube.com/watch?v=caQpdKfUVyQ




Wednesday, January 6, 2010

Przeoryszy pytal Boczek......

ę ó ą ś ł ż ź ć ń
Ę Ó Ą Ś Ł Ż Ź Ć Ń

Matyldo !
Kultura polska przechodzila ciezsze okresy niz teraz. Figurski z Wojewodzkim to nic w porownaniu z tym, co sie zaraz po wojnie dzialo. Za lubiezne i niecenzuralne "kawalki" Mysia scigala mnie wszedzie w tzw Przestrzeni Publicznej.
Seks wyuzdany i sprosne aluzje mi zarzucali, a naprawde - nie bylo za co. Dlatego solidaryzuje sie z Twoim apelem o tepienie pogrobowcow  powojennych facecji i wyplenienie z Przestrzeni Publicznej "Bolesiow", ktorzy w dodatku dworowali sobie z siostr zakonnych i kleru. Wypalmy zywym ogniem taka n.p. proze:

"Przeoryszy pytal Boczek"

- No, i czegos sie dochrapal ?
- Gub sie, fiucie pogrzebowy, proces myslenia mie naruszasz.
- Chinski uczony. Swiczke zezarl i po cimoku siedzial.

Boczek kompinowal, jak z tego wraka, co u Splawika na Radnej stal, Zundappa napowrot zlozyc, a Kleryk mu trul. Odprowadzili do domu malego Nereczkie z meczu pod Dabkiem na Dynasach i u nasz sie rozbierali z tem motocyklem. Jak z chlopakamy w pile rznal to juz nie byl Ksiadz Stanislaw ale Stasiek. Rowniacha byl a ze go przejscia zyciowe w sutanne zapedzili niczyja wina. Odszykowali sie oba, na Dekawkie wsiedli i wio ! Prosto do Anina. Skumplowali sie z Boczkiem, kiedy on za ministranta przy parafii robil, a tera Ksiadz Stanislaw go na nauki do siostr wozi.

Po prawdzie, to Borowinszczak przysral mu gdzie mogl, ale poki go do tego choru ciagnie, morde w kubel i nawet nie beknal.

- Dobry wieczor !

Wlasnie przyszedl. Dobrze ze zapukal, menda partyjna.

- Przyszlem sie zapytac czy na wasz mozna liczyc, ze na pochod pojdziecie ?
- Liczem sie z taka mozliwoscia. Wszystko od pogody zalezy.
- Zalezy jak lezy ! - Sekretarz blysnal humorem - Bo jak nie, to ja paniom Haneczkie pod pachie i na Plac Defilad !
- Na Plac Defilad to mozesz sie Sekretarz przewalcowac razem ze swojo megierom, a moje zone zostaw, bo malarzowi w dziob zamalowac to niewatpliwa przyjemnosc ! - Odparlem. - Splywaj, ty agitatorze w terrrpentynie maczany ! No juz ! Zeby mie twoja noga tu wiecy nie postala !

Szurnal girami a drzwi musialem za niem zamknac..

- Zrob Hania herbatki wzmocnionej, bo mie nerwy puscili !

Z klatki uslyszelim trzask drzwi i kotlowanie na schodach.

- Nastepne wizyte skurwiel odbyl - zauwazyla Malzonka przytomnie - wylej mu co na leb przez okno - dodala.

Pociaglem herbatki i zamyslilem sie jak tera Kleryk z Boczkiem do Siostr zapylaja. Dobrze by bylo wlasny pojazd posiadac. Tej Dekawy to mu szczerze zazdroscilem. Zundapp jeszcze lepszy. Prawa pokrecisz - gazu dodajesz, lewa - powietrza dodajesz, biegowie przyzwoicie pod prawo reka siedza, a gra jak kontrabas na dzezie. 350 pojemnosc posiada i na przyczepkie jest obliczony. Zone z dzieciamy na ksiuty mozesz zabrac a i tesciowe by sie na bagaznik przywiazalo.


- To co, idziem na ten pochod ?
- My nie idziem bo sie brzydziem !
- Ale liste beda sprawdzac....
- A pies jem morde lizal, niech sie na syfa sprawdza.
- Temu Borowinszczakowi by jakis numer wykrecic....
- Ale jaki ?
- Mam ! W kapcie go ubierzem !
- Od Manka ?
- Tego samego !
- Z bramy na Targowej ?
- Tak jest !

Pozno usnelim i rano, na dwudziestce piatce, wisialem jak glut z nosa. Czuje, ktos mie w ucho dmucha:

- O zesz ty ! Jak ja cie dmuchne !
- Spij spokojnie, ORMO czuwa, to ja, Boczek !
- Lec tej swojej Baran Alicji nadmuchaj, a mie zostaw.
- Alicja juz na straty. Glupie toto. W Aninie Przeorysze poderwalem !
- Nie mow. Co bylo ?
- Bylo tak: Stasiek, to znaczy ksiadz Stanislaw, sam sie do nauk z zakonnicamy zabral a mie zadal dwiescie piendziesiat zdrowasiek odklepac. Klecze, klepie, nogi mie zdretwieli, kolana pieka az tu widze jech Przeorysza, siostra Felicja sunie i to prosto na mie !
- Biedny pan Boczus, taka pokuta, a kompociku nie przyniesc ?

Patrze sie w gore a ona taka ladna ! I pod habitem tyz niczego sie jej kotluje.

- Z takiech raczek to nie kompocik a sam mniod !

Przyniesla te szklankie z kompotem, do nawy wyszlim a ona zapytuje:

- Czy ksiadz Stanislaw dzis do Warszawy wraca ? Bo ja bym sie z wami zabrala. Przescieradla musze na Koszykach kupic. A przenocowalabym u siostry Melanii i Alicji.

Koplem sie migiem do kaplicy:

- Stasiek, zbieraj sie, siostre Przeorysze do Warszawy wieziem !
- Na rozum upadles ? We trojkie na jednem motorze ?
- Nima strachu w tem fachu, upchniem sie i bedzie !

Ciemno juz bylo jak u Murzyna w dupie na kupie wegla. Przeorysza habit podkasala, na motor wlazla i - jadziem ! Jak Stasiek hamowal, a ostro jechal, to jemu plechi gnietla, a miala czem; jak dal gazu - na mie sie nawalala tem wielkiem dupskiem - smiac sie czy plakac ? Na Grochowskiej, przy rondzie, ostre hamowanie wypadlo - Kleryk zawyl. Niewatpliwie na bak go ta Przeorysza wepchla i tera se kogiel-mogiel zrobil. Rece mie juz boleli od tego trzymania sie za bagaznik z tylu i kolo Kijowskiej wrzaslem:

- Stawaj ksiadz, do Bialostockiej piechto dojde.

Zwleklem sie z motoru a oni dali gazu i - do plebanii, zakonczyl Boczek.

Dwa dni przed tem swietem pochodem udalim sie do Borowinszczaka, z prezentamy. Juz mu przeszlo po porucie z agitacja i z ciekawoscia rozwijal papier. Punkt zborny byl kolo Sienkiewicza. Patrzem a Borowinszczak z malzonko w naszech kapciach suno. Czerwone, z gory zolto-zielone, z wielkiemy bialemi pomponamy i jeszcze pozlacane. Wytwornie sie udekorowali. Nogawki se popodwijal, zeby lepiej bylo widac. Niech mie zazdroszcza, a co ! Przeszlim przed trybuno i kolo Hozej nas rozpuszczaja. Podchodzi dwoch towarzyszow i pytaja:

- A ten pajac, dywersant zachodni, z waszej fabryki ?
- Z naszej, z naszej ! O, tam stoi !

Zgarneli jak swego i na dwa miesiace z Borowinszczakiem byl spokoj.

Chcialem jech poprosic, zeby jeszcze Boczka zabrali, ale nie szlo,bo czasu nie bylo, zeby cos wymyslec. Wiency bezpieczenstwa by mial w kiciu niz z ta Przeorysza. Naszem wyciruchom na plebanii przysiegla sie, ze ona Boczusia kocha i dla niego habit zruci. Kobita doswiadczenie z tem zrucaniem posiadala, niewapliwie.

Jak raz sie zlozylo, ze jego stary za duzo tech biletow na dworcu pisal i poszedl na rok do "sanatorium". Boczek sie sam zostal a te dwa najmniejsze z nim.

Hajtneli sie tak gdzies na wiosne. Bok sie upasl jak wieprz czarnomorski bo Felicja mu dogadzala, jak mogla. A jak nie mogla, tyz sie starala. Dwa zasmarkance nazarte i odprasowane chodzili z mamusia za renkie. A Boczek - na smyczy. Proboszcz oglosil Siostre Felicje za antychrysta, heretyczkie i odszczepienca a ksiadz Stanislaw mial zagrozone, ze go przeniosa, jak sie z niemi bedzie zadawal. Slub sie odbyl nalezyty, w USC, Lolek Mendelsona obrobil na skrzypcach, a Nereczkowie za swiadkow sie zostali. Na czesc artystyczne udalim sie do Krokodyla, w ktorem Lolkowa Cecylia spiewala nam za fryko a Jasiu-organista bugi wugi rznal do rana.

Nieznaczne afere mielim tylko z pierworodnem Wieska Nereczki ( Bolo mu dali) ktoren przeszwarcowal sie na laurkie, ktora dla pana Boczka szpecjalnie wymalowal. Szurnal nozka i zaczal czytac swoje tworczosc utalentowane:

"Przeoryszy pytal Boczek
Czemu mendy tno mie w kroczek....."

Wiesiek przelecial nad stolem, zeby go zatkac, ale parazyt sie wyrwal i wyl spod stolu:

"Bo masz mulu, brudu kupy
W okolicach wlasny dupy.
Wlasnej dupy nie szanujesz..."

Tam go wygrzebali, chociaz gryzl, ale jak go niesli do drzwi, dalej wrzeszczal:

"...nie szczotkujesz, nie szorujesz.."

Ojciec go zakneblowal i wrzucil na holcgazowe pana Wacka. Tym nie mniej zasraniec udal, ze wchodzi do chawiry, a jak pan Wacek odjechal, dopisal na scianie:

"...I dlatego mily Boczku
mendy legna ci sie w kroczku !"

Stara Nereczkowa wyjrzala i nie wyrazila zdziwienia:

- Wypisz wymaluj, jak jego Tatus ! Tyz byl zdolny...

Poslubna wizyta Panstwa Boczkow u panstwa Nereczkow nastapi po wyszorowaniu sciany na klatce.

A kto ma zyczenie obuwie wykwintne nabyc u Bata na Targowej, polecam widok na perspektywe Bialostockiej. Pani Felicja z farfoclamy, pasie chabety dorozkarskie kostkamy cukru przez okno, ktore co i raz na paprotke sie zalapuja. A jak sie dorozkarze w bramie umowia na jednego, wszystkie kunie pod te okno ciagna, derozki sie lamio i ruch zamiera. Wtedy wychodzi Boczek, popapraniec i se nuci: