Saturday, January 2, 2010

Szynka w trumnie

Wyszlim z Hanią z ty Złotej Rybki na Nowem Świecie, skręcilim za róg do Kruczej, patrzem, a tam Wiesiek, Jasiu organista, Boczek i jeszcze paru z ferajny, przed księgarnią stoją.
- Grabula, chłopaki, co jest?
- A no, musiem poczekać aż ten Zardzewialec z księgarni wylezie.
- A co on tą razą wykręcił ?
- Widzicie te długie kolejke w dół Książęcej ?
- Widziem i co?
- Przy pani Hani publicznem słowem się nie wyrażę. Potem ci powiem.
-Jak potem to potem, trzym się.
Przeszlim z Hanią spacerkiem do Smolnej i na dół schodami od wiaduktu, do Czerwonego Krzyża i - do domu.

- Kurna Olek, ale cholery ! - Zawzmiankował nazajutrz Boczek przy śniadaniu - żeby nie mundurowe - krew by się polała.
- To nawijaj, co było ?
- Widziałeś tę długie kolejke na Książęcej? My też. Podeszlim, patrzem i co widziem? Złota Reneta z Napoleonem w kolejce stojo i każdego, któren podejdzie, uprzejmie informujo, że ruskie Pekin nam już dali, a tera w KC, od zakrystii i za darmo, szynkie na święta rozdajo. Po godzinie stania się okazało, że patafiany wała z ludzi robio, bo kolejka do trumny była, w który nie szynka, ale Bierut leżał, co jem w Moskwie wykorkował. Pół kolejki goniło skurwieli, aż dali nura do blaszanej odlewni przy Placu Trzech Krzyży. Kurdupel dostał blachie w czoło i nawiał, rudzielec dał dyla do księgarni, koło fotografa, a my na niego czekalim aż wylezie.
- Wylazł?
- Wylazł, ale jakieś ludzie byli i manto mu się odroczyło na drugie okazje.

Wróciłem się z roboty i mówie Hani co i jak było, aż tu naraz dzwonek do drzwi. Baranówna we własnej osobie! Znaczy się Siostra Alicja.
- Na kawę mie Boczek ciągnie, ale w tem habicie nie mogie, pożycz coś Hania !
- Mucha ptaszek, Siostro Alicjo! Idziem na pokoje ryć w bambetlach!
Siedzieli tam długo, coś przymierzali, malowali Siostrze dziób, kudły zakręcali, jak wyszli - nie Wrona, a Brygida Bardotka się pokazała.
- Ciu ciu ciu, baw się dobrze, uważaj gdzie z łapamy lezie i tak dalej...

Wycmokali się i poleciała. Skoczylim z Hanio do okna i widziem, że naprzeciwko ta stara Siemiątkowska, co pod Wieśkiem mieszka, co jej mało Lolka i Kadzidła chrapy żyrandolów nie porozwalali, idzie.

- Niech będzie pochwalony, pani Siemiątkowska!
- Niech będzie, ale co ja widzę, Siostra Alicja?
- Tak wypadło. Ale się spieszę, buźka !
- Spieszy się, latawica, któren pierwszy ten lepszy... - warkła Siemiątkowska. Jutro do święty spowiedzi idę, wszystko Proboszczowi powiem!
- Ja latawica? Latawica? A żesz ty purchawo sparciała, ty wszo mariensztacka, żeby cię Bóg skarał za twój pysk niewyparzony !
- Mie skarał? Mie? Ciebie, wyciruchu dworcowy!

Już się mieli za kudły brać, ale - Baranówna wypindrowana na randkie, a Siemiątkowska świeżo po trwałej - zaparli się, gały wybałuszyli i dyszą, jak kasjer przed wypłatą. Rynek wysprzątany aż wstyd, nic pod ręko nie ma. I obie naraz, jak na rozkaz, schylili się, zadarli kiecki na grzbiet i wypieli się jedna na drugie. Świecili jem się te gołe dupy aż przyjemnie było popatrzeć. Hania mie za frak i - do drugiego pokoju.
- Nie będziesz tu Sodomy i Gomory oglądał, popaprańcu! Sama wróciła się do okna i widzi, że jakaściś wycieczka ze wsi podeszła, gówniarze filują i zauważają to i owo.
- Idźcie, dzieciaczki, idźcie, nie ma na co patrzeć!

I chciała zamknąć te okno, ale nauczycielka była z niemi i morde wydarła:

- To takie u was w tej Warszawie porządki, taka moralność!

Jeszcze nie skończyła o ty moralności, jak hanina doniczka z pelargonio na łeb jej poleciała, a Małżonka wyraziła się przez pozostałe roślinność:

- To ty, klempo nawozowa za krowiem ogonem chowana, ty mie będziesz warszawskiej moralności uczyć?! A na pastwisko, krowie łajno liczyć, a nie mie tu wielkie dame podgrywać! Do Wisły i giry myć zanim na tem Rynku staniecie!

Okna się na całem Maryniaku pootwierali i dostało się kmiotom z góry na dół, i na poprzek. Baranówna z Siemiątkowską pozycji nie zmienili i darli sie na nauczycielkie razem ze wszystkiemi. Dopieru, jak zobaczyli, że Nyska podjechała, opuścili kiecki i niewinne miny zaczeli stroić.

Sędzia na Lesznie był młodziak, przystojniak, tylko całen czas ręcami twarz zasłaniał kiedy słuchał świadków i oskarżonych. O obrazę moralności społecznej sprawa była. Wycieczkie odprawili na dworzec, a nauczycielka miała przyjechać na świadka za miesiąc.

Staneli naprzeciw siebie Baranówna z Siemiątkowską.

- Wiek obywatelki ? Pyta sędzia Baran Alicje.
- Dwadzieścia i pół ! Wysłodziła z uśmiechem Baranica. A publika brawka jej dała.
- A wiek obywatelki ? - do Siemiątkowskiej Józefy.
- E...m. eścia.. osiem, wymamlała.
- Dowód proszę! Pięćdziesiąt osiem - podyktował protokolantowi, a sala juz jej sztorcem stała..
- Ja tam Panne Baran nie winie - zeznał pierwszy świadek - takie pupcie w pełnem słońcu na Rynku pokazać, sam mniód!
- Żeby mie szczęka przez okno nie wyleciała, całen dzień mógłbym patrzeć - zeznał drugi.

Sala potakiwała ze zrozumieniem, ale szum się zaczął, bo dwa nowe świadki na rzecz Baranicy się pojawili. Ledwie weszli, Boczek się zerwał i z tem rudem wyleciał na korytarz. Zardzewiały jeszcze nie skapował co i za co, jak mu Boczek przytentegował fleka i limo na facjatę wrzucił.

- Sąd nie sąd, ty kolejki ci nie daruje !

Zardzewialec mokro chusteczkie przyłożył i odwołał swoje przybycie, bo go rzekomo zęby zaboleli. Drugi, kurdupel, takie słodkości zaczął o Baranicy rozwodzić, że mu Sędzia przerwał, bo już miał zbytek wielbicieli panny Baranicy vel Siostry Alicji. Obie dostali po grzywnie za obrazę moralności, ale sala opuszczała Sąd na Lesznie bez należnej satysfakcji.


No comments:

Post a Comment