Wednesday, January 13, 2010

All that mess...

Rosnie toto i dreczy.
- Pani Nereczkowa, Pani Nereczkowa, Bolo po balustradzie chodzi !
- Co jest Rozalka, znowu narozrabial ?
- Baby z ulicy wrzeszcza, ze Bolus na wiadukt wylazl i chodzi !
 - Kurdebalans, leciem !
Poniatoszczak ma ten wiadukt na pare pieter nad Solcem, a na balustradzie wiaduktu - Bolo.
- Juz ja go skubanca zdejme !
Stary Nereczka sciagnal pas i przeskakiwal po trzy stopnie w gore. Wylecial z wiezyczki na chodnik i faktycznie - jego pierworodny na poreczy stoi i z kolezkami se posmiechujki urzadza.
- Ach, zesz ty.....
- Tato uwaza, bo spadne !
Kolesie stali na dole, na Solcu i nie dawali wiecej niz kilo czekoladowch za dwiadziescia krokow do slupa latarni. Miedzy Bolem i latarnia nie bylo nic. Na dole - bruk.
- Chodz, synek, pomalu, rekie ci podam...
- Ty mie rekie a oni czekoladowe zezra - nie chce !
- Bolus, syneczku, ja ci kupie ile chcesz, tylko podaj rekie !
- A jak zes mie w tamtem roku zebral, zebym dal Koczabowi z dachu zlezc, to zes mie wyrolowal !  Ja gowniarza puscilem, a ty mie zrobiles dintojre ! Nie wierze.
- A mamusi ci nie zal ?
- Bedzie zal na Brodnie, jak mie beda chowac ! - usmiechnal sie Bolus.
Wsciekly kundel zawarczal za Bolkiem, chlopczyk zeskoczyl prosto na tatusia, a studenciak,co warczal, puscil perskie oko. Ale Wiesiek Nereczka musial puscic gagatka, bo gacie bez paska mu spadali. A Bolus grzal juz w krzaki na Wybrzeze, az mu sie woda w tylku gotowala.

Przez te wode sie zaczelo. Musiala cholera tego profesorka podpuscic, zeby swojego, do Bolusia szkoly, na Drewniane. przyprowadzic ! Profesorek pomiary robil, zbieral wode z deszczu do menzurek, co jech po Uniwerku i Powislu porozwieszal a ten jego Wlodzio , zamiast pilnowac, szczal mu z kolezkamy do probowek. Z Kopernika go wypierdzielili to trafil do Czackiego. Zaczelo sie juz na wychowaniu obywatelskiem.
- Ten nowy, dlugi, do pierwszej lawki ! I te igle z policzka sobie wyjmij
- Posun sie, Bolek. Wcale nie boli, na duzej ci pokaze !
Na duzej pauzie nie bylo nawet czasu na Sporciaka, bo Wlodzio uczyl w sraczu chlopakow, jak igle w polik wbijac. A Bolo wytknal na niego palucha i ochrzcil: Soliter ! I tak sie zostalo.

Soliter faktycznie nalezycie dlugie kulasy posiadal, ze mogl na niech przegonic autobus po chodniku, przeleciec mu przed nosem i wskoczyc do tylnech drzwi, co mu chlopaki trzymali. Chodzenia po balustradzie wiaduktu tyz on Bolusia nauczyl.

Grudzien byl. Wchodzo oba mokre, z gory na dol. Matka do przebierania i suszenia sie rzucila:
- Zapalenie pluc oba zarobicie ! Co was, cholera, podkusilo....
- No, do czego jech na ten raz podkusilo ? - Nereczka wylazl z pokoju.
- Po krach w Czerniakowskiem Porcie skakali !
- O Chrystusie przedwojenny - jeknal Nereczka - mogli sie utopic !
- Spokojnie, panie Ojciec. Ja stalem twardo na gruncie, tylko ten panski  konus wierzgal jak glupi... I darl morde, ze sie ludzie zbiegli. Sam bym go tez wytaszczyl.
Stasiek Nereczka sciagnal pas i grzecznie spytal:
- To ktory pierwszy do wymiaru sprawiedliwosci ?
- On pierwszy ! Wrzasnal Bolo.
Stasiek spokojniutko delikwenta na kolano nalozyl, zamachnal sie, ale zanim pas polecial, polecieli krzysztaly ze stolu u Panstwa Nereczkow, bo Soliter kulasy mial dlugie i wierzgal  jak wsciekly byk. O serwete zaczepil i wazony, co ich sobie z wywczasow w Szklarskiej Porebie przywiezli, zamienili sie w pyl marny. Oba gnoje dali dyla na klatkie schodowe i do poznego wieczora Nereczka z malzonka jech prosili, zeby ze strychu zeszli. Bo mogli polezc na dach...

Po strychach lezal chlam i tatalajstwo oraz koszule, majtki  i kalesony sie na sznurkach suszyli. Cwany Soliter wyciagnal tam ze dwadziescia brudnech butelek po mleku i jakiescis sloiki, Bola zapedzil do roboty, umyli i zaniesli te butelki Pani Nereczkowej. Jak raz na dostawe mleka, smietany i jaj, od chlopa. Wiesniak byl porzadny, cichy, tanio bral, raz w tygodniu Zukiem z Grojca przyjezdzal i potem malem wozkiem rozwozil swoje delikutasy po domach. Nereczkow zalatwil i pojechal do Profesorstwa, znaczy sie - starych Wlodzia.

Ten Profesorek zaufanie mial tylko do swojego kalendarza i domowe interesa sam rozliczal. Soliter z Bolem polecieli pierwsze, przeskoczyli mur i zaczeli agitacje w rodzinie. Ze Pani Profesorowej ciezko a Panu Profesorowi nie wypada zakupy robic - nic, tylko zeby tego wozka od Chlopa nabyc. Najsampierw Profesorek obwachal oski od czterech kolek, potem sprawdzil wytrzymalosc materialowa dyszelka, deseczki i po godzinie zapytal Chlopa ile by to kosztowalo. Targi trwali do kolacji. Rozstawali sie na niczem, bo Profesorek sknera ale i Chlopina swoj rozum posiadal i trochu sie ociagal.
- Nie mam juz zdrowia na tego gniota ! - Odwrocil sie Profesorek i zawrocil do chawiry.
- Na mnie: gniot ?! Ty skurczysynu, jenteligencie warszawski, pijawko na ciele robotnika i chlopa, gowno se kup, a nie moj wozek !
I tu sie pokazalo, ze tatus Wlodzia okularki nosil, profesorski zawod pelnil, ale chlopak z Tragowka byl i - jak sie nie odwinie !
- Ach, zesz ty wolku zbozowy ! Pierdzimaczku pospolity ! Mie pod pijawkie bierzesz ? Chomat jestes ! Zlew ! Walach klonica robiony ! Krowy pasac, nie do Stolycy przyjezdzac ! Kury wlasnem kinolem macac ! Wont mie z mojego terenu, pokim dobry, no juz !
Kiedy uprzejmosci plyneli z obu stron, Soliter z Bolem zgarneli rzeczony wozek i w piwnicy sie z niem zamkli. Wyjsc nie chcieli. dopoki interes nie bedzie przybity. Obaj dzentelmeni, i ten z Grojca i ten z Uniwerku, tyz juz mieli dosc. Cene przybili i wozek sie zostal.

Pani Siemiatkowska ! Pani Siemiatkowska ! Rany boskie ! Co Pani robi ?! Nogi razem ! Kulasy do kupy ! Do kupy ! Pusc Pani te latarnie ! Pani Siemiatkowska ! Pochyl sie Pani ! Na lewo ! Na lewo, mowie !

Od czasu, kiedy wozek gniota stal sie faktyczna atrybuta sportowego zycia na Radnej, Siemiatkowska nie dawala Soliterowi spokoju. Z wypiekamy ogladala regaty na wozku z zaglem, na trasie brama Uniwerku - Pomnik Kopernika. W grudniu. Sama nam krotkie majtki i koszulki poszyla, sama przekonala  matki Wlodzia i Bola, ze sport w grudniu hartuje. Ten Kopernik, zeby nie byl pomnik, ze wstydu by sie spalil, jakby widzial co pod niem wyprawiajo. Latali chlopaki prawie gole, ciagli te wozki pod wiatr i potem przelatywali z gwizdem pod mistrzem Mikolajem. Porzadnem katolikom, co wychodzili z Kosciola Sw. Krzyza i wolali Sadu Bozego, grali na nosie. Przychlanych ze Staropolskiej spychali z wozka pod kola. Studentkom z ASP co brali sie ich szkicowac, pokazywali gole dupe na pelnem wietrze. W tech gimnastycznech majtkach i koszulkach, w grudniu, wygladali jak rzemskie gladiatory.

Wlodzio, Pani Siemiatkowskiej nie smial odmowic, a namawiali sie  w  Artystycznej, co na tylach Polskiego, na Karasia 2, sie znajdowala.
- Jak by tak pan Wlodzio zechcial mie w tem sporcie podciagnac.... - Marzylo sie Siemiatkowskiej.
- W tem jak w tem, ale bobsleje dla Pani Siemiatkowskiej mozem urzadzic ! Spod Harendy na Oboznej Pani ruszysz i na dole, rog Leszczynskiej i Dobrej, Pania odbierzem. Na wozku bedziesz Pani zapylac, a nogamy i dyszlem trza bedzie kierowac. Lec Pani na dol, to pokaze.
Poleciala w dol , po Oboznej, az sie jej tylek trzepal ! Za moment Soliter zagrzmial czerema kolami wozka po bruku, wypadl z Oboznej na Leszczynskie i wyhamowal przy Dobrej.
- Jasne ? Zapytal.
- Jasne, panie Wlodziu ! Pasuje i ma luz !
- Przypasuj sie Pani do pojazdu. Nie za waski ten wozek ?
- W porzachu, sadlo se gora wypchne !

I tu sie wrociem do dnia, kiedy Siemiatkowska dusze diablu zapisala i wsiadla na ten wozek, pod Harenda.
Na poczatek szlo jej, jak nalezy. Chlopaki same sie dziwili, ze stara baba a na tem wozku przypierdziela, jak odrzutowiec. Dopieru jak sie za latarnie, gdzie Obozna w Leszczynskie przechodzi, zlapala, zaczeli sie seki. Oderwalo ja i ponieslo, na lewe strone. Po lewo byla zelazna bariera i niektore rzucili sie ja zatrzymac, zeby ja te slupki nie sponiewierali, ale zatrzymaj sto kilo na takiem gazie ! Bola przejechala, stary Nereczka bez butow sie zostal a Siemiatkowska, z rozwianem wlosem, najezdzala juz na ostry szus z Leszczynskiej na Dobra. Tatus, co z bliznikamy spacerowal, w ostatniej chwili zlapal swojech padalcow na rece a jech wozek rozlecial sie na kawalki, jak go odrzutowiec Siemiatkowskiej zmiotl z trasy. Zaryla sie w gruzy przy Dobrej i siedziala dobra chwile bez slowa. Chlopaki i okoliczne ludzie juz nadlatywali z gory, od Dynasow, zobaczyc jak sie to skonczylo.
- Pani poczeka, dyszel wyciagniem z miejsca, gdzie byc nie ma prawa. Powoli, powoli....
- Ma ktos scyzoryk, zeby te hajdawery rozciac ?
- Pani nie pluje ! Szczekie, co przy Topiel wyleciala, juz niosa. Zaraz sie Pani wypowie.
- Panie wladza, nic tu po panu, kobita sie przy domowych zakupach poslizla i tyle. Jaka szybkosc miala ? Sam pan wladza zjezdzaj i sie zmierz ! Skad mnie wiedziec ? I z tem mandatem przyhamuj pan coskolwieczek. Przodowniczka pracy. Na Maryniaku zamieszkuje. Z najlepszymi murowala !

Poszli oboje z Soliterem Dobra do Bednarskiej a Wlodzio ciagnal wozek.
- Czterech mezow mialam, ale co to, to nie.... Zaden mie tak nie wyobracal jak ten skubany wozek - usmiechnela sie.
 - Dziekuje, panie Wlodziu. Od Powstania takiego huku we lbie nie mialam. Pan skoczy po mamusie, kawa was poczestuje. Wszystkie gdzies jezdza, cos robia, a ja, jak z murarka skonczylam, siedze w swoi norze, jak ten Bazyliszek na Podwalu. Kto juz Siemiatkowskie pamieta....
Wlodziu mamuske przyprowadzil, Nereczkowie sie pokazali (Bola mieli na sznurku), Boczek z Felicja przyszli przez most a Lulek skrzypce przyniosl i swoje Cesie, razem z biustem, przez drzwi przepchnal. Konczyl sie jeszcze jeden warszawski dzien. Siedzielim przy oknie, patrzylim jak Wisla plynie, Lolek po cichu podgrywal... A w ogole to bylo w deche. Wszystko gralo. Do jutra. Poki Soliter z Bolusiem nowego numeru nie wykreca....
http://www.youtube.com/watch?v=VdA9nUS89F4


No comments:

Post a Comment