Tuesday, January 19, 2010

W mogile ciemnej...

Kreci sie to wszystko jak glupie. Baby Ulki do Kazimierza nie chcieli, to Borowie poszla truc.
- Masz tu, kawkie ci przynieslam.
- Nie dziekuje, bo nie chce.
- Kurnik zesmy se zorganizowali. Twarzowy calkiem, w Bialolece.
- Kolo tego pierdla ?
- Ale trawkie mam, na ogrodku mogie posiedziec.
- Faktycznie kurnik ?
- A kurnik ! Maufryce nam odmalowaly. A co, nie wolno ?
Borowa pociagnal kawy i sie zamyslil.

Fela, znaczy sie byla Siostra Felicja, stala przy tem oknie a kunie nie szli. Od rana grala se z Ulka te plyty i jem dawala a to cukier, a to marchiewkie, a oni nie szli. Tylko jeden podciagnal derozkie pod parapet i rabal paprotkie. Reszta zbila sie w kupe przy Wilenskiej.
- Dobry Wicek, dobry - poklepal go salata.
- Ladny konik ! - nadmienila Fela.
- Ladny, tylko gluchi. Jak pien !
- Ulka, slyszysz mie ? Nawet kunie majo dosyc ty twojej dyskoteki ! Halo ! Ulka ! Halo! Nie slyszy mie, zolza. Sprawa osobistego rozmowienia sie wymaga !

- Belfegor ! Inkasuj bulkie !
Jak co rano, Ulka dawala chlopu do roboty bulkie z kielbasa. Na sniadanie mial platki Herculo, a obiad sam se pichcil. Zostal sie Belfegor, bo wszystkie swojech chlopow ponazywali.
- Ja nimam czasu na te gary ! Pocztowki pisze, plyty gram. Sam se gotuje i jeszcze sprzata, i zamiata.

- Sie masz Fela, szufel ! Cmok, cmok ! Dlugo mialas jechac ? Cholera z ta koparko ! Nawet sie nie slyszem !
Za oknem  w scianie kurnika, ryli pod fundament a geodeta pomiarow dokonywal.
- No ile ryjecie, ile ? I co mie sie zostalo ? Jak ja was roboli przeswiece, to sie wam rozum wyrowna ! Na moj plac wlezli ! Pokaz pan te miarkie !
- Miarka jak sie nalezy, jeszcze sie pol metra zostalo do pani placu.
- Pol metra ?! To gdzie ja se na ogrodku tera posiedze ?
- Na dupie masz pani siedziec, nie na ogrodku - zauwazyl geodeta.
- A zesz ty francowaty, ty glizdo w patrzalkach, ty geodeta, tylko pala nie ta, ty mie moj plac bedziesz ograniczal ?
- Nie da rady, melicje musze zawezwac. - I sie zmyl.

-Bezwarunkowo, miejsce watpliwe zescie se wykompinowali - nadmienila Fela - u nasz, na Bialostockiej, spokojniej. A co was nagrzalo na te Bialolekie ?
- Tesc tu siedzi i musiem byc blisko, zeby paczuszkie przekazac, gryps zakosic i takie rozne...Wszystkie tak robia.
- Ja slyszalam, ze tu same worychi, zlodzieje, kiziory co, nawet nie wisz kiedy, moga cie obezwac, kose pod zebro zaflancowac albo mojko po patrzalkach przeciagnac... A tera, widze, obok drugi pierdel robia.
- Dobra, Fela, chodz do srodka, kawe ci zrobie.

Borowa siedzial nad to kawo, co mu Ulka zostawila i kompinowal. Trzeba zalatwic, ale jak ? Zeby nie to, ze do trzeciej klasy zdal, rugnal by od larwow, tepakow i przepedzil na zbity pysk, ale - swiecic chcial kulturalnem przykladem.
Urodziny mial przedwczoraj. O piaty rano telefon zadzwonil.
- Siegnij no Jozia, pewno te kobity z zyczeniamy dzwonio.
- Sie masz, Borowa ! I zagralo mu w sluchawce "W mogile ciemnej...".

Proboszcz z Klerykiem konczyli ostatnie namaszczenia tesciowej Napoleona, co na zawal serca kojfla, calkowicie niespodziewanie. Oba, ze Zloto Reneto, stoja w czarnech ancugach, jak dwa pingwiny, gromnice sie palo a tu - Ulka dzwoni i jem "Serduszko puka w rytmie czacza" puszcza.

Do szczetu juz sie jej we lbie pokickalo i sama nie wiedziala co robi. Belfegor, znaczy sie malzonek szanowny, narzekal ze rachunki za telefon, w szczegolnosci do tech wszystkiech Bilgorajow, Suwalkow i innech, budzet jem niszczo. To wymyslila, ze hulajnogie mu kupi, zeby do roboty sie dostarczal i na stoleczne komunikacje nie wydawal. Poleciala na Chmielne do komisu i nabyla mu zagraniczne hulajnogie. Z trabka, latarnia i innemy fidrygalamy. Przerzutki tylko brakowalo.
-Tem sposobem pinionchi zaoszczedziem, tlumaczyla sierocie.
I od fryzjera go cafla. -Sama go ostrzygie - zadecydowala. Zrobila go z grzywko, na malpe. Ze dwa, trzy razy jechalem na winogronie, na dzyndzlu i podciaglem tego "hulajnogie" za kolnierz, albo za te grzywkie, ze dwa przystanki. Ulka na niem zwiedzila Bielany i nawet do Nieporetu oba pojechaly. Wlazla mu na plechi i Belefegor dymal jak kon na Sluzewcu, gdzie mu kazala. Kolezanki z pracy jednakowoz zaczeli sie do niego dobierac:
- Panie Belfegorku, a podrzuci mie pan do Cedetu ?
- Zadna taryfa nie rowna sie z panem Belfegorkiem !
Ulka robila krzywe kluski i wreszcie postanowila te hulajnogie opylic. Pojechalim wszystkie do Biura Ogloszen w Zyciu Warszawy, zeby te sprzedaz oglosic. Biuro bylo na Marszalkowskiej 3/5, a przy Placu Zbawiciela -  po drugiej stronie - restaurancja Jarosz. Weszlim, siedlim i zamawiamy jak Pan Bog przykazal:
- Zlociutka, cztery flaczki, cztery golonki i pol literka !
- Flaczki mogo byc jarzynowe a goloneczki sie nie prowadzo.
- To co sie prowadzi ?
- Szpinak z jajeczkiem, mleczko z kartofelkamy, buraczki, salateczka...
- Rany Boskie, za koze mie pani bierzesz ?!
- Mozesz pan nie zamawiac !
Wyszlim mocno kwasne. Ulka z Belfegorkiem zawrocili do Placu Konstytucji a my z Hania - do Placu Unii. Skrecilim w Litewskie i - co ja widze ? Portreta wielkie i napisane "Teatr Syrena".
- Idziem, Hania ?
- Ma sie rozumiec - idziem !
Zeby mie ten Osiol ze Stajenki skopal, ubaw mielim nierzadki ! Same najlepsze aktory sie pojawiali. Pan Kazimierz Krukowski, Pan Ludwik Sempolinski, Pan Jerzy Bielenia, Pan Tadeusz Olsza, Pani Irena Kwiatkowaska, Pani Hanna Bielicka, Pan Adolf Dymsza. Najbardziej nas Pan Ludwik Sempolinski rajcowal. Pan Adolf Dymsza tyz, ale imie ma feralne. Zaczelo sie, ze Pan Olsza i Pan Bielenia spiewali:
"O, Mery i Dzon
Jak one sie kochajo !
Nima w calem Ohajo
Pary, jak Mery i Dzon ! "
Nie wiedzielim, ktoren byl Mery a ktoren Dzon, ale fajne bylo. Potem inne numera lecieli az, w pewnem momencie, Hania zaczela mie na gwalt do kieszeni przekladac wszystko co w torbie miala. Szminkie, pudernice, wszystkie klamoty. Spieszyla sie, to sie chichralem jak mie kieszeni pod pacho szukala. Jakis gruby za namy pochylil leb i glosnem szeptem nadal:
- Laskotki to se mogo Szanowne Panstwo w domu urzadzac, a tu, w miejscu sztuki cisza obowiazuje !
Nie zdazylem go stosownie zaadresowac, jak mie Hania puste torbe na leb naciagla.
-Co jest, Polowica ?
-Zdymne, jak sie to skonczy !
- Co sie skonczy, teatr ?
Bo wlasnie zapowiedzieli, ze tera bedzie Pani Lidia Korsakowna. Od czasu jak zesmy w Palladium obejrzeli Przygode na Mariensztacie, Hania mie nawet nie dala spojrzec !  Pani Korsakowna faktycznie apetyczna brunetka byla, ale caly jej numer przesiedzialem z haninom torbom na lbie. A jeszcze, jak wychodzilim, dwa figusy nadmienili:
- Te, Osiol, uszy od torby ci odstajo !
Szlag by jech trafil ! Przy Malzonce nie wypadalo....
Na drugi dzien, dwa dni wolnego wzielem i nocowalem pod Orbisem na Brackiej, dopoki zem nam biletow na caly miesiac nie nabyl.
A przy kolacji Hania nadmienila:
- I dobrze, zesmy tech Belfegorkow na Marszalkowskiej splawili...
- Prawidlowo nadajesz, kochanie. Se wyobrazasz jaka poruta by byla, jakby ta szturgnieta Ulka wrzasla Panu Krukowskiemu: - Nie takie zesmy numera z Tesciem wykrecali ! A co !? Nie wolno ?!
- Tesciu, stara worycha, na szczescie w Bialolece kibluje i predko nie wyjdzie.
- A ona walowe mu nosi i gorzkie zale odprawia, bo sie jej ta dyskoteka konczy.
- A moze by ja na ten Teatr napuscic ?
- Wodzialaby tam swojech owcow i Borowa by sie nie bal, ze mu na imieniny "W mogile ciemnej" zagra....
Propozycje przekazalim przez Borowe i poki co jest spokoj. My z Haniom natomiast polujem na Pana Sempolinskiego, Pana Krukowskiego i tech innech, bez wzgledu na czas i koszta. Co sie dobry sztuki nachapiem, to sie nachapiem.
http://www.youtube.com/watch?v=sKq1hhuDk4s&NR=1


No comments:

Post a Comment