Sunday, February 14, 2010

Jak te dzieci...

Po Brzeskiej wieczorem sie nie chodzilo. Po Zagornej tyz wykluczone. A Wiesiu Czapiga chodzil. Wiesiu chodzil tyz z namy do czwartej klasy. Owszem, golenie codzienne odstawial i garbil sie niemilosiernie na pochodach, bo na metr wystawal. Wazniak sie zrobil, jak zaczal glosowac. W piatej juz do Sejmu mogl wejsc, bo 21 stuknelo. Jak Proboszczowi powiedzialem na spowiedzi wierszyk
co nas Wiesiu nauczyl, wygnal mie od konfesjonalu z wielkiem hukiem.

Inna "sympatiaga", repatriant z Rosji, zaszczycil mie podaniem reki juz na studiach. Oba mieli to samo - dlugiego rzeznickiego majchra. Wiesiu trzymal swojego w kieszeni z dziura na dol, a Stasiek Honczaruk - pod materacem. Stasiu byl w naukach scislych dobry, owszem nie powiem, rownania rozwiazywal w pamieci, ale trza bylo glowe zadzierac, bo Bozia chyba wiecy niz dwa metry mu dala. Jak tych obu zakapiorow spotkalem po latach, bedzie dalej.

Ani jeden, ani drugi mentow nie pekali. Najwieksze kiziory klaniali jem sie pod Bazarem i na Wesolem, a my szorowalim za niemy jak za pania matka; nic nam nie grozilo. Otoz stalem sobie czysciutki i wyprasowany w Dziekanacie, w kolejce, po indeks, na poczatku roku, a z tylu trzy wypieszczone panieneczki tyz stali. Stasiek wlasnie przyjechal z Rosji i przyszedl z ruskiem indeksem, zeby sie zapisac. Pani Zosia, za biurkiem, rozlozyla se wygodnie mleczarnie miedzy papieramy i tech nowech zapisywala. Panieneczki po cichutku fiu bzdziu, o mamusce o tatusiu, szczesliwe i niewinne jak kanarki w zloty klatce i naraz slysze bas:
-Pierwszy rok, a ?
Obejrzalem sie, ale tylko klamre od paska zobaczylem i dopiero po zadarciu lba zobaczylem skad bas dochodzi. Rozdziawiona geba, kudly jak u niedzwiedzia, oczy rozesmiane i przyjazne, i potezna szrama przez pysk.
-Tak, prosze pana, my z pierwszego !
-A ja, kurwa, z trzeciego !
-Panie Honczaruk ! Hamuj sie pan, przeciez to dzieci...Dziekanat....Uczelnia !
Wyleciala z za biurka pani Zosia, strofowala Staska i straszyla, i prosila, zeby hamowal dziob w publicznej rozmowie.
-Stanislaw Honczaruk jestem ! - I wyciagnal lape jak lopate.
-Pani Zosia, kobitka widze, jak nalezy ! Raczki calui !
Buchnal pania Zosie w mankiet i zabral sie do tych z pierwszego.
-Panienki sie nie wstydza, lwowska chlopaka jestem i wlasnie mam zaszczyt na lono ojczyzny sie wrocic ! Raczusi caluje, za konfuze sie kajam i na ten poczatek na obiadek osmielam sie zaprosic !
Duzo sie mial prosic ! Polecialy za niem na ten "obiadek", jak glupie.

Wiesiek, po zawodowce, Pobiede ganial w MPT i obsmiewal sie, ze on trzy razy wiecy zarabia niz te jego kolezki szemrane, co za inzynierow sie zostaly. A Stasiu musial podzarobic, bo sam sie tyz za jenzyniera zostal i na panienki mu nie  starczalo. Zasiedlim u Rejtana, zeby interes dogadac. Mowa byla krotka. Wiesiek zagail:
-Stasiek, ty mie tu odpalasz natychmiastowo, a ja reszte z Dyspozytorem zalatwiam. A ten, niepozbierany, za swiadka sie zostanie.
-Ale ja ulice nie bardzo znam....
-Sie podszkolisz. A jak frajera trzy razy naobkolo obwieziesz, to tylko korzysc !
Jutro przychodzisz na egzamin z prawa jazdy. Pobiede znasz ?
-Przychodzilo sie udawac tu i tam, kiedy ojciec zachorzal...
-Znaczy sie znasz. Koles bedzie egzamin pobieral. Jak nie wisz, to zabelgoczesz na dwa wyrazy i bedzie rychtyg.

I tem sposobem zostalem sie za legalnego swiadka nielegalnego jenteresu a oni oba na taryfie ganiali. Roznech zakapiorow przychodzilo sie widziec.

Wiesiek co i raz musial swoje kose spod siedzenia wyciagac, zeby jech przegnac z taryfy. Jak mu raz na Wschodni po Kijowskiej chcieli nawiac, to ich dognal przy Brzeskiej, jednemu lape przecial, drugiemu morde skancerowal, co sie nalezalo z kieszeni jem wyciagnal i doradzil:
-A tera lecta na melicje !
I po kopie, zeby jem ruchu nadac !

Stasiu, kiedys nad ranem, dwie panienki do chawiry odwiozl (zawsze se bral dwie, bo na jedna zmarnowanie czasu sie uskutecznia) i wracal a tu trzy oprychi krok w krok za niem. Pod drzwi podeszli i wala.
-Kociaki zes mie poderwal, to tera szmal opiekunowi oddawaj !
-Otwarte, mozeta wejsc !
-Weszlim. Szmal oddawaj !
Stasiu kordle odrzucil, wylazl z wyra w samech gaciach, swojego majchra rzeznickiego spod materaca wyszarpnal, mojkie miedzy paluchi wsadzil, w buty sie wdeptal i pyta:
-To ktoren pierwszy ?
-Jeden drugiego zaczeli wypychac to Stasiek podskoczyl i tego najwiekszego za kudly:
-Widzisz gdzies przyszedl ? To juz nie bedziesz widzial !
I chlast go mojko po patrzalkach ! Tamte dwa w drzwi, ale Stasiu kulasy mial dlugie, gire jem podstawil i juz jech mial na ziemi. Matko Przenajswietsza co Swiety Bronisz Czestochowy ! Ale jem nakopal ! W kaldun, po nerach, kulasy poprzetracal, ze schodow na morde spuscil i wrzasnal, ze najblizsza melicja na Wilczej, moga sie udac...

Ciete obydwa byli na oprychow, ze nie daj Bog. A, ze zawsze przy zelazie i wielkie chlopy, cale popapranstwo pod dworcamy i przy bazarze cykora przed niemi mialo.

Jak raz, Stypulkoska z tem figusem z Akademii sie pozenili i przyszli do mie, zebym jem Stasia i Wiesia na taksowki do wesela narail. Podszyla sie cholera pod rodzine i oba chlopaki za fryko sie z nia ugodzili. Bal sie zaczal, na sali studenciaki, profesorstwo, rodziny i towarzycho na krzywy ryj, co sie zawsze pchalo. Balowali wszystkie, poki Stasiek z Wieskiem na sale nie weszli i z gory nie zaczeli sie jem przygladac.

Natychmiastowo dziwki i zlodzieje sie zmyli i kulturalne towarzystwo sie zostalo. Wiesiu profesorowa do tanga zaprosil, zasunal jak nalezy, w raczkie ucalowal i do malzonka odprowadzil. Takze samo Stasiek z Mamuskami fokstroty wykrecal az sie starszem paniom we lbie pokrecilo i jedna wrzasla do Malzonka:
-Mezu, mezu, trzymaj mie, bo cie z tem drabem opuszcze !
Druga, od malarstwa, ryczala:
-Panie Wiesiu, kocham Pana !
Profesorowa od historii rzezby zrobila propozycje, zeby Wiesiek za modela gladiatora w jej pracowni robil ale Wiesiu zaczerwienil sie po same uszy i przeprosil, bo on musi za swojo potrzebo...

Siwy profesor tlumaczyl wszystkiem, czym sie obraz olejny rozni od szprotow w oleju, a taki gruby od akwareli wyjasnial, ze uszka w barszczyku to calkiem co innego niz te, co se jakis Van Gogh obcial.
Balowali do rana a wczesnem rankiem obaj, Wiesiek i Stasiek, trzezwe jak prosieta, wszystkiech ich po domach rozwiezli.
A Stypulkoskie, te cholere, co sie za rodzine podszyla, to ja jeszcze rozlicze.

Mala Dorotka wieczoramy ze swojemy lalkamy, na spacery po Brzeskiej i Zagornej chodzi. Albo z wujkamy Mirkiem i Ziutkiem, albo tyz z wujkiem Wiesiem i wujkiem Stasiem. A zule ? Jakos nie przyszlo sie widziec....



No comments:

Post a Comment