Friday, February 19, 2010

Buc

-Uwazasz Stasiek, ta moja rzezi mnie i skrzypi jak cieciowi w dupie na deszcz jesienny....
-A od tej mojej podjezdza, ze strach podejsc...
-Fetorek jak fetorek ale kuferek za maly...
-A ty lubisz takie z duzem kufrem ?
-Musi byc pakowna !
-Rzucim te cholery ?
-A jak z druga bedzie to samo ?
-To znowu rzuciem !
-No i ile ty jech naprzemieniasz ?
-Ile trza. Aby tylko na niezawodne towarzyszkie zycia trafic !

-Panie Lolek, Panie Lolek ! List do pana ! Zagramaniczny !
-Daj pan malzonce. Nie widzisz pan, ze zajety jestem ?
-Malzonce to malzonce. Do widzenia, panie Lolek !
-No i co ten ochlapus przyniosl ? Pewno znowu pomylkie zawodowe wykonal i trza bedzie Napiorkoskiem, na trzecie pietro odnosic. Rodzine we Francji maja.
-Listonoszow tyz pewno trzezwych maja.
-Ale ziaby podobniez wpierniczajo...
-Listonosze ?
-Cesia, jakie listonosze ? Francuzy wpierniczajo !
-Jezusie, Matko swieta ! Takie zabe polykac? Jakies szturgniete, chiba...

-Tylko ty nasz Stypulkoska w malyny nie wpuszczaj !
W rzeczy samej, Profesorowa, ktorej malo co majtki nie spadli, jak ze Staskiem krecila to Tango Milonga na weselu Stypulkoskiej, slowa dotrzymala i obu chlopakom przydzialy na Zeraniu, na Warszawy zalatwila. Pobiedy - rzechi poszli w odstawkie. I kufry obie gabloty miely tera odpowiedzialne. Blizniaki, tesciowa na lozku i zapasy na tydzien sie miescili. I rower - jak by sie kto uparl.

-Siegnj Cesia na te polkie, zobaczem do kogo ten list, to zaniem gacie sciagne, to bym tem Napiorkoskiem odniosl....
Cesia siegla, zaczela czytac. Lzamy sie rzewnemy zalala i wetkla ten list w rekie Lolkowi, bez slowa. Do rana jej Lolek opowiadal, jak go w gruzach Ghetta znaszli. Ojca pamietal. Rano do roboty nie pojechal. Pol litra, co w domu bylo, juz wychlal, jeszcze sie dopraszal. Cesia nie dala. 

Gruchnelo po Powislu, ze Lolek ojca znalazl. I, ze jak mu Lolek odpisze, to on przyplynie na Batorym. Pisali jeden do drugiego jak dwa glupie. Po dwa listy w dzien.

Zebrala sie ferajna u Wieskow, zeby sie ze wszystkiem namowic, co i jak. Fotografie, a jakze, ogladali, bo mister Szymon Haselhuhn jem przyslal. Same tez polecieli na foto pod ZOO, zeby podobizny stosowne nadawali sie za ocean. Drakie z tem pacykarzem codzien robili, bo tu Cesia chuda, ze az wstyd, tu Lolek na lysego wyszedl, na innem Zlota Reneta z brudno mordo, po bigosie i tak sie ciaglo dzien w dzien az na koniec wszystkie byli zadowolnione, wsadzili te obrazki w kopertkie i wyslali do Chicago. Pacykarz jech za najlepszech klientow obzywal. Tyle zarobil.

No, i siedzielim u Wieskow, zeby sprawe dogadac. Bolesia, ojciec ubral w kaganiec i zamknal w szafie, bo gowniarz by powazne narade przerywal.
-Pan Wacek pasuje, ale za tydzien by sie ta holcgazowa z Gdyni wrocila...
-Koszaly opaly nam tu pierdzielicie, kiedy my ze Staskiem dwie nowe Warszawy posiadamy....
-Pasuje i ma luz. Oba ze Wieskiem do Gdyni skoczem i do wieczora sie wyrobiem.

-A pamietacie - spytal Boczek - jak nam Wiesiu zmartwychwstal spod dwudziestki piatki i z Mamuska tu sie pojawil ?
-Lolek mie cale koszule obrzygal, jak go na kolana wziolem, zeby nie plakal - wspominal stary Kadzidlo.
-Boscie taki chrap dali, oliwy zatracone, ze u Siemiotkoskiej, pietro nizej, zerandol sie urwal - dodal Bok.
-To po tem, jak se Powstanie i Muranow przypomnialem - mruknal Lolek.
-Lolek, skurdlu niemozebny, znowu ci sie zbiera ? Rodzonego ojca bedziesz tu widzial za pare dni, a ty co ?
-Tak jest, chlopaki ! Wiesiek wyciagaj harmonie, wypusc gagatka z szafy i przecwiczem pare kawalkow na przyjazd ojca !

Pan Karol Jarzabek z Malzonka Cecylia ruszyli w tango, a Wiesiu gral ! Potem Lolek wzial sie do swoich skrzypiec a Cesia spiewala. Falszowal skubany niepomiernie, bo mu sie lzy na struny leli, ale rznal majufesa za majufesem, a Stypulkoska z Figusem gibali twista. Jak my tego Lolka-Karolka Jarzabka-Haselhuhna na trzezwosc wyprowadziem, zeby zachlany Tatusia rodzonego nie wital, nie wiedzielim, ale jeszcze pare dni sie zostalo, cos wymyslem.

I nastal dzien przybycia. Stasiek z Wieskiem podjechali na dwie Warszawy. Lolek juz od czwarty rano czekal, trzezwiutki jak krolyk wielkanocny. Szmalem sie wypchal (na drogowkie) i - poleciely !

-Z tej Ameryki to musi jakis buc nacpany przyjedzie - martwila sie Ulka.
-Nacpany dolaramy i rzadzic przyjedzie - dodala Fela Boczkowa.
-Niech on mie tu wielkiego chojraka nie zgrywa, bo mu takie Bonanze wykrece, ze sie mordo w kibel zatknie - odgrazal sie Borowa.
-Coscie sie tak na tego Haselhuhna zawzieli nagle ? - wydarla sie Siemiatkowska - Ojciec z synem sie spotykaja, a wy tu pierdzielicie jak potluczone !
-Zeby on mie tylko za synowe przyjal.... Chlipala Cesia - a jak mu sie nie spodobam ?
-Jablko nie daleko od jabloni spada. Tyz, jak Lolek, musowo grube lubi ! - Pocieszal ja Napoleon.
-Juz, jak ja mu, kurcze blade, rejs po Wisle odstawie, to od razu wszsystko mu sie spodobuje ! - zagrzmial Admiral - i nie wycierac mie tu mordy rodakiem, co sie na lono ojczyzny wraca !

Czekalim do drugiej w nocy. Wyprawa sie nie wracala. O osmej wieczorem dwie Warszawy na srodku Maryniaka staneli i zaczeli wyc klaksonamy, ze szyby sie zatrzesli ! Lolek z Ojcem wyszli i stali przy Bednarskiej. Stali i stali, az polecielim zobaczyc w czem rzecz, a tu sie okazuje, ze Lolek Tatowi opowiada, jak siostra Alicja ze stara Siemiatkoska dupy na siebie powypinali a moja Hania wiejskie wycieczkie przy pomocy doniczki z pelargonia obsobaczyla. Ruszyli wejsc i znowu sie zatkli. Tera Lolek opowiadal, jak zaprzyjazniona wycieczka z zaprzyjaznionego kraju, U Retmana, Zlote Renete i Napoleona bez zegarkow zostawila.

Patrzylim na niech i nie moglim sie nadziwic, jak oba byli podobne jeden do drugiego. Tato Haselhuhn tyz sie zapeteletal, bo do Napoleona i Zlotej Renety w obcem jezyku zaczal nawijac. Po marynarach i spodenkach poznal, ze to chlopaki z Chicago. Sila Bazaru - rzecz prosta.

Rano Tato zniknal. Lolek latal jak wariat, z placzem, i szukal. Taty nie bylo. Lolek sie przysiegal, ze oczy rano otworzyl a tatowe lozko bylo puste. Kolo dziewiatej, dzieciaki z TPD na Bednarskiej przylecieli i powiedzieli, ze taki starszy jegomosc siedzi na lawce na Kosciuszkoskiem, nad Wisla, i golebie karmi.

Usiadl Lolek kolo Taty i tak siedzieli. Wszystkie jem dali spokoj.
-Wiesz, Karolku, ja od wojny, za kazdem razem jak widze, ze slonce wschodzi to sie ciesze. Ze jeszcze jeden dzien przezylem.
Lolek myslal i Tato jego myslal. A mysli pewno mieli te same.

  
  


No comments:

Post a Comment