Tuesday, December 1, 2009

Na cycku tango...

No i apiać żem sie zamyślił, choć to nie zdrowo na cycku jechać i rozmyślać. Dwudziestka piątka, o szóstej rano, dostarczała całe ferajne na fabrykie. Te, co sie nie pomieścili w środku, robili za winogrona na wszystkiem które pasowało, żeby sie trzymać. Co i raz, jak sie dwa tramwaje mijali, można było temu, któren tyż wisiał od środka, i właśnie nas mijał, w morde dać całkowicie bezpłatnie. Jak zleciał, to zleciał, pieska jego dola. I tak nie dogoni.

Przygnietło mie naraz do wagonu, hamulce zapiszczeli niemożebnie i tramwaj stanął.
-Wiesiek Nereczka zleciał !
Krzyczeli. Tumult sie zrobił, karetka przyjechała, ale nic żem nie widział, bo mie jakiś gruby panorame zasłaniał. Tunel sie całen zatkał, rada w rade - poszlim piechotą. Różne ludzie, różne rzeczy pletli - że mu tylko obie giry obcieło, ale żyje; że trup marny, nawet nie było co zbierać; że łapiduch z karetki tylko ręko machnął i zarządził: do kostnicy, temu już nic nie pomoże....Całe szczęście, że Wieśkowi Wyborowa z kieszeni wyleciała, jeden podniósł i oddał. W bramie na Wolskiej otworzylim te flaszkie i - łzy żałosci nad Wieśkiem lejąc - ruszylim spowrotem do domu, bo jeden liter na czterech to mucha -ptaszek, ale dać takiego chucha majstrowi na fabryce, to może być od cholery i ciut ciut...O robote sie nie balim, bo wszędzie sie prosili, zwłaszcza jak fachowiec, ale załość nad Wieśkiem nas położyła.

Niedopite jakieś takie sie poczulim to mówiem:
-Lolek, ty starozakonna sknero, zawsze dekujesz, to skocz i donieś pożywienia ! Lolkowi dwa razy nie trza było powtarzać, sam tronkowa kolega był, przytaszczył. I zrobilim Wieśkowi stype. Żeby było po Bożemu, z uszanowaniem. Lolek skrzypce z chałupy załapał i jak nam zaczął grać, wszystkie zanieślim sie rzewnem płaczem, jak bobry. A Lolek serca na półkie nie odkładał i takie smutki na tem instrumencie wywodził, że to co przyniósł, wyszło poszło i jeszcze trza było donieść. Lolkowi łzy sie po polikach toczyli, na konierz sie lali, że sie go pytam:
-Loluś, a ty nie przesadzasz z tem żalem ?
- Stąd, z Maryniaka, dwa kroki na Muranow, a tam mnie hitleroszczaki skubane całe rodzine spalili...
Wychlipał. Nie było co dalej pytać.
-Choć tu, Loluś, do ojca !
Wychrypiał stary Kadzidło.
-W żałości cie utule.
Wtaszczył Lolusia na kolana, głowami sie podparli i chrap dali taki, że u Siemiątkowskiej, piętro niżej, żyrandole sie mogli rozlecieć.

-Matko przenajświętsza co jasnej bronisz Częstochowy, a co sie tu dzieje ?!
W drzwiach stała Nareczkowa a z niom - Wiesiek !
-Wiesiek, kurrrdebalans, toś ty z kostnicy nawiał ?
Rzucilim sie pytać.
Nieporozumienie medyczne sie wydarzyło - odparł Wiesio - trupy jem sie pomylili.
Na te okoliczność wyboru już nie mielim. Józiek poleciał po harmonie a Nereczkowa po sąsiadki, żeby zagrychy dorobić. Lolek sie wytarł i takie nam zaczął majufesy na skrzypcach podrzynać, że nogowie ruszyli sie przebierać, jak u tech chomikow na kółku, co jech pan Żabiński, w ZOO hoduje. Tańce, zimne nóżki i Wyborowa trzymali towarzystwo jak trza.

Naraz - Lolek zapatrzył sie na moje Hanie i znowu - w ryk potężny:
-Wszystkie tu, katoliki skubane, żony macie, nóżki i inne wybździuszki wam gotują, a mnie - kto ?
Problem w rzeczy samej okazał sie być poważny.
-Loluś, a ta na solidnem podwoziu, z WSS - toś wypędził! Drugie, przewodniczkie
pracy (a gustowny towarek był, nie powiem) brunetkie zapalczywe - tyż ! To czego ty chcesz, Lolek ?
-Żeby była blondyna z niebieskiemy oczamy i zadartem nosem ! Albo - albo ! Jak nie znajde, to nie znajde - do Franciszkanow pójde !

Grzech by było swoje moczymorde kochane, co i na skrzypcach umiał i wogóle, katabasom pod kropidło oddawać. Poszukiwania sie zaczeli, od króla Zygmunta - do Wesołego pod Poniatoszczakiem. Wreszcie, znaszła sie jedna, co prawda nie rodaczka warszawska, z miasta Kobyłki pochodziła, ale na stołówce fabrycznej takie klopsy ufaktyczniała, że każden jeden - a to kwiatek, a to bratek, prezenta jej nosił i o zamążpójście zagadywał. Blondyna była jak trza a dziurki od nosa prosto w niebo jej patrzyli. Zgarnelim pana Wacka, co limuzyną poniemiecką na holcgaz za taryfe robił i pojechalim do miasta Kobyłki swatać Lolka z tą królewną. Lolek sie w kościółkowy ancug wbił, w ktorem - kiedy bez nasz występował - za Rudolfa z Walentynem mógł sie podawać.
-A jakby co, tego owego, sie udało, to dzieci panienka zamiarujesz ? -
-Jak by byli podobne do pana Lolka, to z zamkniętemy oczamy ...
Odparła dyplomatycznie.

Żarcie, picie i muzykie pomine, i wesele całe, ślub w USC tyż, bo proboszcz u swięty Teresy sie znarowił i sie uparł, że on Lolka musi przechrzcić, a Lolek go posłał pan wisz gdzie a ja rozumiem - o mało do ciężkiego mordobicia z ministrantamy na plebanii nie doszło.

Siedzielim, śpiewalim, życzylim sobie co se tylko dusza może zamarzyć, a Józiek z koleżkamy grali

1-29-09


2 comments:

  1. - Have you read this Cleo guy stuff?
    - Ugh???
    - This is like Warsaw talk or something. He is cool and stuff. I like don't know what he's saying and all that but like this is cool and all. Yeah. He is cool and all. Yeah.
    - And he is like, ugh?
    - Oh, no you don't. He is like cool and stuff. Yeah.

    Kleofas, to przyszlo mi na mysl, kiedy przeczytalam kolejny Twoj reportaz z zycia Warszawy. Na pewno slyszales, ze tak teraz mowia teen-angers.
    Dziekuje i czekam na nastepne.

    ReplyDelete
  2. Drogi Kleofasie
    Z wielką przyjemnością czytam twoje "warszawskie kawałki" . Są naprawdę doskonałe. Znajomość Warszawy i jej klimatu, dowcip , sprawność literacka - wszystko zasługuje na najwyższą ocenę.
    Róbta tak dalej...

    ReplyDelete