Friday, December 25, 2009

Yves Montand na holcgazie

 - Ja ci Wacek, jak komu dobremu mówie, zostaw te szwabskie bombe w spokoju bo jak pierdyknie, kobity będą nasze gacie z elektrycznech przewodów ściągać...
- Jem chodził to i mie będzie chodził, w karburator szarpany, nie odpuszcze !

Stary się przezornie wyniósł do knajpy Pod Rzodkiewką, a pan Wacek dalej się do bebechów ty cienżarówce dobierał. Jak zaczeli się te strzały, wszystkie podnieślim ręce do góry i nie wiedzielim komu się poddawać - ruskim czy apiać szkopom. Leciem za róg a tam pan Wacek szluga se przypala i z dumo nam na swoje poniemieckie zdobycz pokazuje: chodzi !

Faktycznie, motor się kręcił, tylko z piecyka na skrzyni trochu się dymiło. A strzelał ten hitleroski wynalazek co pare chwil, żeby hajcu nie stracić. Tem sposobem, pani Józia, wczesnem rankiem o czwartej, miała dostawe kartofelków i inszych towarów z zieleniaka pod Poniatoszczakiem, które pan Wacek swojem wynalazkiem na holcgaz podrzucał. Czynszowa i sklep byli od frontu a od tyłu wytworne chawiry egzystowali.
- Dla wyzwolicieli - mój dom otworem !
- Nu, dawaj, dawaj a zawtra utrom nam w dorogu - powiedział generalski wycieruch.
- Wacuś, słyszysz ? Chyba sie zbierają...
- Czwarta dopiero, jeszcze ich zdążem pożegnać. Śpij Józia, bo od szóstej targować musiem.
A ruskie wyjechały ze wszystkiem, co było. Firany i meble pozabierali, nawet takie paprotkie z okna ten ich gienerał zgarnął pod pachie i -praszczaite braty Polaki !

Łomot do drzwi, jak cholera, pan Wacek w jednech kalesonach stoi i rzewnemy łzamy się zalewa: ratunku, pomocy, mój piec zabrali !

Wsiedli oba ze starym na rowery, ale co dalej w te ruskie kolumne sie pchali, to co i raz sołdaty wzmiankowali: a wiełocypiedy u was horoshije toże !
- Pies jech bury jechał, życia narażać nie będę, orzekł tatuś i zawrócił.
- A coś sie, Wacek, na ten piec tak uparł ?
- Wszystko co miałem, w tem piecu było !

Piecyk faktycznie był mały, gustowny, jakieściś fiszbiny powykręcane na srebrnech ramach, nóżkamy czterema na podłodze stał i wackowe precjozy w popielniku zabezpieczał.
Na taryfe sie po tem histerycznem wydarzeniu pan Wacek przerzucił, ale i kumplom pomocy nie odmawiał.

- Państwo Mancy przyjechali !
- Szwagroszczak kochany, tylko na krzesło wejde, to cie uściskam !
Swiąteczny stół nakryty czekał na gości, a pan Wacek już po stopce nalewał.

- Twoje zdrowie Maniek !
- I twoje Wacuś !
- Już ześ te ruskie zaraze odżałował ?
- Wypluj to słowo. Tera, w mojem domu, za "ruskich" możesz w dziób zarobić !
A jak ci kapcie rosną ? Już żeś swojemy kapciamy całego Rożyckiego zawojował ? Patrz sie Józia, całe miasto już o niem wie - jak po kapcie, to tylko do Mańka, na Targowe. Mientkie, twarde, z kokardo, z obcasem i bez, szpecjalne na odciski - brać i wybrać ! Czterech dzieciów i małżonkie do produkcji zatrudnił, tłuka, kleją mu te kapcie a on jech przy bramie na Brzeskom opierdziela.

- Kapcie ! Kapcie ! Każden jeden do gustu, każden jeden gwarantowany ! Paramy i na sztuki ! Jak małżonek jedne gire większe posiada, a drugie mniejsze - ni ma strachu, pare dobierzem ! Figus pan jesteś, widzę, amerykańska krawata w kolory, to weź pan jednego kapcia zielonego, a drugiego w żołte ciapki - dla małżonki modny pan będziesz !

- Małżonka mie poleciła czerwone szpilki jej nabyć, kapcie nie wyrobio, nie wisz pan, gdzie tu buda ze szpilkamy jest ?
- A na cholere będziesz pan grube żone w cienkie szpilki pchał ? Po schodach nie wyrobi ! Kapcie jej pan nabędziesz i do serca wejdziesz ! I - w razie nieporozumienia małżeńskiego, kapciem panu krzywdy nie zrobi, a szpilkamy - patrzałki pan stracisz ! Kapcie ! Kapcie ! Amerykańskie z ruskich walonek, tylko u mie ! Tylko tu ! Wracasz pan nad ranem, nie zamiarujesz rodziny budzić i byle chamskiem butem w podłogie walić, a w kapciach - suniesz pan w te cisze nocne bezszmerowo i także samo do łóżka leziesz, pożycie panu wzrasta !

- To pod te kapcie !
- Pod twoje taryfe !

- Nażarlim sie, napilim, to Maniek nam zaśpiewa.
- Tylko stół odsuń, bo mu kałdun nie przelezie ! Józia, weź szczotkie i żerandol odsuń kapkie, żeby Maniek tem łysem łbem nie stracił, jak wstanie.

- Szumnio jodły na górszczycie.....Huknął pan Marian, a żerandol mu odpowiedział lekkiem brzękiem.

Siedziałem z dzieciakami pod stołem i nijak nie mogłem skapować: Górszczyt ? Co to jest ? Co za cholera ?

Jeszcze sie mańkowa aria nie skończyła a już sie kolejne goście zameldowały. Pan Admirał Krzyzanoski, cały w granatowem morskiem mundurze z epoletamy, w pozłacanej czapce, a jakże, z Małżonką. Admirał miał zawsze drugi punkt programu - talerze na bok, a on stawał na głowie, na stole i strzelał obcasamy z admiralskich gaci. Później, wypiwszy i zakąsiwszy, zabierał dzieciaki na góre, do swojego mieszkania i pokazywał fregaty na pełnych żaglach w środku butelek.

- Pan Admiral to takie cuda niewidy ma po tych butelkach - dziwowali się dzieciaki - jak on te żagle do butelki wtranżala ?
- Panie Admirale, a pływał Pan na Darze Pomorza ? - pytali te co śmielsze.

Wysyłał wtedy któregoś szprynca na dół, żeby mu coś na pokrzepienie podrzucił, sadzał nas przy kominku i szli opowieści o wyspach, gdzie same ludożerce, gołe latajo, o palmach i rekinach, a na koniec nastawiał nam płyte co hawajskie kołysankie grała i - spalim u Pana Admirała do rana. I byłoby gites, żeby sie któryś, co do Władka chodził, nie zwiedział, że Pan Admirał w spółdzielni, na Brukowej, co morskie uniformy szyje, za krawca robi. Ale - że rodak warszawski był i każdego umiał uszanować, dla nasz został się Panem Admirałem i jak by ktoś utrzymywał inaczej to - ręka noga mózg na ścianie ! Do szpitala na Solcu już by go wieźli.

Przypadło się tak jakoś po Świętach, że w Pekinie jeden Francuz, Yves Montand się nazywał, miał wystepowac, a pan Maniuś właśnie nabył nowe technikie - radio niby, ale szklane i telewizja sie nazywało. Załadowalim sie pod wieczór na holcgazowe pana Wacka i jadziem oglądać. Pan Wacek z Admirałem w szoferce, a reszta - na skrzyni. Mamuśki karaluchi swoje zdala od piecyka trzymajo, żeby się taki nie zaczadził, nie przysnął i poruta będzie, bo zgubiem gówniarza zamiast go na kulturalne rozrywkie dostarczyć. Damy apaszki na ondulacje pozawiązywali i - jadziem ! Admirał okno se otworzył i tramwaje, żeby nam drogi nie zajeżdzali, opierdziela jak marynarz pełnomorski, a że w mundurze - tramwajarze nie wiedzo kto ich obsobacza, także samo i inne szoferaki - wszystkie drogie nam dają.

Dojechalim grzecznie, tego Francuza obejrzelim i wracamy się do domu. Aż tu nagle - dwa cywile nas zatrzymują i prawko od pana Wacka żądają. ORMO się nazywają, mówią. Latarkamy se przyświecają i szmal liczą, co jem pan Wacek odlicza.
- Mało, obywatelu kierowco, za jazdę pod prąd, na Leszczyńskiej, nocną porą, dwie stówy mandatu się należy, wzmiankują.
- Panie władza, miej pan litość, prosi się pan Wacek, gdzie ja tera będę przez Obożne do góry objeżdżał, kiedy dwa kroki od domu jestem ?
Ale one nie ustepują, aresztem grożą i więcy szmalu furt się domagają. Tu się i Admirał od tych głośnych targów obudził, czapkie nasadził i z szoferki się wygrzebał. Nie myślęcy wyrwał jednemu latarkie z ręki i jem swiatło na mordy - raz ! A tu rudy łeb się na czerwono pali jak Krzak Mojżeszowy; latarkie w dół, a drugi ormowiec, chce podejść, i - kulawy !
- Och żesz wy, obrzempały, ormowce niedorobione, za szopkie swiąteczne żeście się poprzebierali ? Władzy wam się skurwiele zachciało ? Już ja was wyormuję, ...wasza była owsem karmiona mamuśka, wont mie z drogi, bo gnaty poprzetrącam ! Zegarki się wam przejedli, na wymuszanie żeście się przewekslowały, a po cimoku jeszcze sąsiadów nie widzicie ? Leć Wacuś do chałupy i dzwoń na melicje, żeśmy zbrojny napad na obywateli odkryli, a ja tu tech dwóch za łeb przytrzymam.
Oba, Złota Reneta i Napoleon, klękli na bruku i litości się prosili. Co jem Admirał latarką po łbie nakładł to jem nakładł, jeszcze po kopie na dobranoc zarobili, zostawilim jech w płaczu nieutulonem i powrót do domu zakończylim grzecznie.

I tak nam się zeszło: przed Świętamy, Święta, Święta i - po Świętach. W łeb nam wbili: ruskich nie nocuj, ormowcom nie wierz, po szkole do pana Mańka pójdziesz na praktykie, a Admirała szanuj jak własnego ojca. Tego Francuza tyż możesz se posłuchać, o ile cię nerki nie zabolo od spacerów po Kościuszkowskiem z jakiemś twarzowem kociakiem....

 

5 comments:

  1. Gorszczyt?
    Nie potrafilabym zadnym dialektem w jakimkolwiek jezyku napisac felieton "Jednemu Kleofasowi co nie wie", aby wyjasnic znaczenie slowa "gorszczyt". Posluzylam sie Google i oto, co znalazlam.
    Google znalazl to slowo tylko w referencji do Twojego monologu "Yves Montand na holcgazie".
    Tu jest link do rezultatow poszukiwan.

    Sprobowalam rowniez tlumaczenie slowa "gorszczyt" z polskiego na angielski. To slowo nie jest przetlumaczone, ale (!) jest podana angielska wymowa "gorszczyt". Brzmi to troche jak "gor zi".

    Dzisiaj nie wiemy, co to jest "gorszczyt", ale glos pana Mariana przy akompaniamencie zyrandola oddaje szum jodel na gorszczycie.

    ReplyDelete
  2. Co jak co, ale między innymi chciałoby się rzec, że Kleofas nie tylko maluje cienkim piórkiem misterne wachlarze, ale je rozkłada z gracją wytrawnej gejszy w taki sposób, że mało co, a ożyją te zdawałoby się martwe krajobrazy starej Warszawy, wypełnione tutaj postaciami, które już zaczynają swoje własne, wskrzeszone w zakamarkach pamięci Kleofasa życie. To prawdziwy gorszczyt miejskiego folkloru.

    ReplyDelete
  3. Krzysztof,

    Bardzo ladnie to napisales! To jest gorszczyt folkloru, gwary, konstrukcji tekstu i poczucia humoru.

    ReplyDelete
  4. Krzysztof

    Bog Ci zaplac za dobre slowo, ale jakby te postaci ozyli i wyszli na ulice,to by zamietli chlam wszelki, ktoren sie niemozebnie rozpanoszyl. Szczegolnie by mieli oko na wszystkiech podrabianech mondrali i fryzjerstwo w lakierkach. Niech se siedzo w pamieci i w dobrem slowie, jak od Ciebie. Nie umiem nawet porzadnie podziekowac za to co piszesz. Zamiast gadac po proznicy - pol lytra w kieszen, w drugie sledzia i zasuwac do stolycy na male towarzyskie pogawedkie w knajpie Pod Rzodkiewka. Moze stoja jeszcze te chalupy przy Radnej, Topiel i Zajeczej - pokazalbym Ci, gdzie dwa kiziory litosci u Admirala prosili. A narazie - buzka, grabula i trzym sie Krzysiu, jak Bog da, to sie moze jeszcze zobaczem.

    ReplyDelete
  5. Orka

    Widze, ze sie Panienka za naukowe prace bierzesz. Jak by mi bylo pozwolone doradzac, to zrob Panienka zagrychi, upchnij w torebkie i Pod Rzodkiewkie sie zglaszaj - my z Krzyskiem jestesmy chlopaki obyte, pelen szacunek Panience okazem i stawim sie elegancko, z kwiatkiem w garsci, zeby raczki szanowne obcmokac. A na nozki bedziem mieli dla Szanownej gwarantowane kapcie od Manka i rodziny.
    Do nozkow padam i za wszystkie dobroci tu wypisane pieknie dziekuje.

    ReplyDelete