Sunday, December 6, 2009

Jedna Pani Drugiej Pani...

-Och żesz ty szantrapo niedomyta, ty gnido w DDT moczona, ty zarazo różańcowa, ty mie będziesz o mojem własnem chłopie pouczać ?!
Pani Rozalia Ogórek wystąpiła sie w obronie małżonka, któren w kącie cicho siedział i w chusteczkie siąpał, a ważne sprawy tego świata zostawił kierownictwu. Jego kierowniczka do spraw pieleszy domowych przełożyła siate z pomarańczamy z jedny renki do drugiej i to wolno ręko wyraźnie zamiarowała odważnik z lady zgarnąć i łomot nieludzki blondynie spuścić, co właśnie uregulowała i zamierzała sklep opuszczać, ale na "do widzenia" nie omieszkała o panu Ogórku się wyrazić.
- Pani Rozalia lepiej by swojego schabowemy karmiła aniżeli mu te pomarańczki i inne kapuste wtykać, bo chłop jak sie nie nażre, to ani na fabryce, ani na swojej ślubnej sie nie wyrobi.... 
Zdążyła zauważyć opuszczając WSS przy Królikowej 11, tyż po zakupach, jak pani Ogórkowa. Nie pisane jednakowoż jej było próg przestąpić, wieczna ondulacja ją apiać zawróciła , a wczepiła sie w te koafiure pani Rozalia Ogórek. Raban sie zrobił na cztery fajery - pół kolejki obstawało za małżeństwem Ogórkow a pół - za blondyną.

Przyjechała melicja i posterunkowy metodycznie wziął sie do inwentaryzacji zajścia.
-Pomarańczów ile szanowna obywatelka nabyła ?
Rozpoczął przesłuchanie. Przesłuchiwał ich jeszcze na okoliczność wagi odważnika, gdzie i za ile blondyna sprawiła se te uszkodzoną ondulacje i zanim skończył, kolejka sie rozeszła a sklep trza było zamykać. Obie damy wyszli na ulice, ogarneli sie po wzmiankowanych rękoczynach, podmalowali i staneli zgodnie pod latarnią, żeby swoje małżenskie pożycie podsumować.

-Ja go bronie, ja, ja ?
Zarzekała sie pani Ogórek.
-Toż to popapraniec bez czci i sumienia, co każdego wieczora udaje że śpi, póki mu
coś z delikatesów pod dziób nie podstawie....
-Mie pani idziesz mówić ?
Wychrypiała blondyna.
-Pani se nawet nie przedstawiasz, co mie ten mój w Wielkie Sobote wykręcił ! Znik w czwartek rano, zadzwonił wieczorem, że na delegacje go wysyłają a już w piątek od szóstej rano stał na biurze przepustek i prosił sie u chłopaków dwie dychy pożyczyć, bo ma cykorie do domu wracać. Jedno co mie, małżonce, z delegacji przywiózł, to śmierdzący kurczak, jeszcze w czwartek nabyty, któren w ręce mu wisiał za łape, koszula do prania i wezwanie na 1265 złotych za koszt połamanych mebli w restauracji Poziomka na Ząbkowskiej.
Prześcigali sie obie w żalach nad swojemy chłopamy, wyciągli szminki, pudry i lusterka, żeby sie doprowadzić, aż tu - niebieska Nyska staje, dwa mundurowe wyskakują i:
-Jazda, obie do wozu, tylko bez gadania !

Na obyczajówkie jech odwieźli, protokół spisali, że w nocy pindrzyli sie pod latarnią na Karolkowej a wcześniej pobili sie w WSS - proceder niewątpliwy. Ale - niekaralny. Za zaśmiecanie ulicy skórkamy pomarańczy mandaty wypisali i zamkli obie damy do rana.

Pan Ogórek, po nieprzespanej nocy, zwolnienie wziął i małżonki poszukiwał. W komisariacie na Wilczej spotkał sie z mężem blondyny, niejakiem Teofilem Pajączkowskiem, któren tyż po odbiór prawowitej malżonki sie zgłosił. Pózniej, obaj panowie, statecznem krokiem udali sie do domow a za niemi, we łzach nieposkromnionych, podciągając porwane nylony i ratując własne reputacje mowom - trawom, wlekli sie połowice.

Następnego dnia, obie pary grzechi se odpuścili, a że była sobota, zamiast do kina zdecydowali sie iść na nieszpory, żeby z rachunkiem sumienia wyjść na glanc. Łysy
Jasiu podgrywał "U drzwi Twoich...", dewotki śpiewali, a na chórze, za Jasiem, stała organistowa z wałkiem w torbie zakupowej, żeby mu sie znowu droga, z kościoła do domu, komitet i bugi wugi nie pomieszali. W trzeciej ławce, pod filarkiem, siedział Lolek ze swojom królewnom; proboszcz udawał że modlitewnik czyta, ale w rzeczy samej kompinowal jak z Lolka szmal wyciągnąć za te nie odbyte procedure. A szmal był już już, bo Lolek ze stołówki zakładowej, od tech klopsów, ją wytaszczył i do Krokodyla, na Starówkie, za artystkie wokalystkie zatrudnil.
-Względem artystki i wokalystki nie wiem, ale mam co żem chciał: blondyna przy kości, z niebieskiemi oczami i zadartem nosem - wszystko moje ! A że głos ma nie mniejszy niż oddychanie - tylko plus !

Żeby sobote po nieszporach z fasonem zakończyć, udalim sie wszystkie do Krokodyla, królewne - teraz już Panią Cecylie Jarząbek - obstawiać i bezpiecznie do domu odstawić. Pare razy pół lytra pękło, owszem nie powiem, ale bawilim sie kulturalnie i nad ranem - do domu.

Derożki nie bralim, żeby nocą na Warszawe popatrzeć. I Poniatoszczak stał jak należy, i Śląsko - Dąbroski sie świecił, i po gruzach już nie było śladu. A pod Sereno, pani Cecylia - na bis - odśpiewała swój szlagier z Krokodyla:

 

 

No comments:

Post a Comment