Monday, December 21, 2009

Warszawa da się lubić !

-Witam obywatela Proboszcza !
-A.... niech będzie pochwalony !
-Coś wy, proboszczu, robita mi wbrew - Borowińszczak zagaił prosto z mostu - dlaczego wasze ministranty nie przyniosły mie ławek na zebranie, a ? -
-Cztery śluby w jedną niedzielę miałem i dwa pogrzeby, to mało ? A kleryk swieżutki, niedoświadczony, to kto miał to wszystko oporządzić, ha ?
- Twój kleryk, księżulu, to lepiej się w tem Aninie wyrabia niż na plebanii.... Towarzysze mie meldują...
- Ja ci, Borowińszczak, nie robie koło dupy z tem, co mie ludzie na swięty spowiedzi mówią, to i ty zostaw mojego kleryka w spokoju, rozumiesz ? A będziesz jeszcze fikał, to ci z ambony nie ogłosze kiedy następne zebranie !
- Tak mie zażywasz, klecho ? To ja na ciebie donos do towarzyszy, do urzędu, napisze !
- Nie napiszesz, nie napiszesz, bo pisać nie umisz, ot co !
-Tak, katabasie ? To żebyś se popamiętał: skończyli sie te co piszo. Tera będo rządzić te co nie pisza ! I to jest prawda histeryczna !
- To co, jutro nie przychodzisz ?
- Co znaczy nie przychodzisz ? A kto mie te pismo napisze urzędowe do Komitetu, sprawozdanie z wyborów, no kto ?
- No, dobrze, Bóg z tobą, czekam o ósmej, jak zwykle.
- A tego litra, coś go od Jarząbków wydusił, trzymasz ?
- Nie bój się, synu, podzielimy sprawiedliwie, jak Pan Bóg przykazał.
Po ty wymianie poglądów, stanowisk i planów dalszej współpracy, Sekretarz i Proboszcz opuścili godnie róg Tamki i Dobrej, bo tu żona, a tam kleryk czekali z obiadem. Obiady się ostatnio u proboszcza na plebanii cośkolwieczek skomplikowali, bo gospodyni wykorkowała, a kleryk gotować nie umiał. Tatuś naraił mu dwa wycieruchi, co za robotą latali na fabrykie i, a konto przyszłej współpracy w ławkach i pisaniu, na plebanie mu jech podesłał. Obie strony ułożyli sie zgodnie, że panienki gotują, piorą, sprzątajo, a za to majo chatę, wikt i opierunek. Egzamin obie panienki u proboszcza zdali, bo na gospodarstwie pod Błoniem wypraktykowali sie w domowej robocie, ochrzczone byli, paciorek na pamięć klepali w te i wewte a robotne byli jak te perszerony, co na Solcu placformy z węglem ciągną. Dowodziki przedstawili i owszem: Zatrzaska Melania i Baran Alicja. Poborowe nie byli, to ich zaklepali od ręki.

Święta szli, zapisywalim się do kolejek, a to za karpiem na Marchlewskiego, a to za wanilo do ciasta, a to za świeczkamy, a to - na choinkę, w Pyrach, za Basztą. Wszystkie sie szykowali, bo Borowińszczak Borowińszczakiem, a na Święta obowiązkowo trza wystąpić godnie. Tylko Moja i Lolkowa robili krzywe kluski na te księdzowe gospodynie. Rada w rade - oba kocmołuchi znikli na tydzień jak duchi i, po tygodniu , wrócili obie za zakonnice przebrane. Proboszcz ogłosił, że pojechali do zakonu w Aninie i tam sie na te wrony przerobili. W Aninie chody miał kleryk, bo sam tam na swojej dekawce jeździł wieczorem, po nabożeństwie. Ubeki zwąchali co i jak, ale Borowińszczak z tem nie wyjeżdżał, bo miał haka na proboszcza, któren mu pisma na maszynie pisał.

Kościelne parzygnaty takie Wigilie uszykowali, że pała mała ! Choinke, wielkie jak cholera, jakieś dwa przyniesły i szmalu nie chciały. Wszystkie sie rzucili do ubierania, a pierwsze byli te karaluchi, co jech proboszcz, co roku, po starem Solcu zbierał.

Bidota to była i marnota. Od Czerwonego Krzyża do Tamki ciągły sie te gieszefty. A to z butami, a to krawce, a to spożywcze, do każdego musiałeś pan zejść po schodkach w dół, w ciemne suterene, a tam - kołyska obok monopolu stali. Ciężko jem było, bez gadania. Solec brukowany, z rynsztokamy, perszerony walili na ten
bruk i nikt nie sprzątał, bo byle cieć na fabryce dostał trzy razy wiency. Proboszcz co roku chodził i tech najmarniejszech karaluchow zbierał na wigilie, na plebanii.

No i, jak już żem zauważył, te dzieciaki rzucili sie ubierać te wielkie choine. A te dwa, co przynieśli, stali, patrzyli, a na koniec - każdemu gówniarzowi dali po złotem zegarku i - zmyli sie bez śladu. - Kapujesz co i jak ? - Pyta mie Hania - Jeden był rudy a drugi mały i kulawy....Stare znajomki , wrzasłem, Złota Reneta i Napoleon ! Chłopaki ! Ale te dwa znikli jak sen pozłacany, albo zegarek....

Wracalim z Hanią z Pasterki, pokazywałem jej Wielkie Niedźwiedzice i Oriona, i w ten mróz trzaskający, tak se kompinowałem: co by nie było, Proboszcze, Borowińszczaki, zagramaniczne wycieczki czy Złote Renety i Napoleony - Warszawa da sie lubić !



 
21 grudnia 2009

2 comments:

  1. Ida Swieta. "Zajaczek swoje glowe na wilczym boku kladzie, jastrzab kuropatwe pazurami glaska, pies kota lize", zlodziej rozdaje dzieciom kradzione zlote zegarki, a ja ponownie nie wszystko rozumiem.
    Kleofas, czy moglbys wytlumaczyc znaczenie nastepujacych slow i zwrotow:

    - krzywe kluski
    - perszerony
    - mial haka na proboszca
    - parzygnaty
    - pala mala
    - gieszefty
    - dekawka

    Bog Ci zaplac, Kleofas.

    (Powyzszy cytat: Edward Redlinski, "Konopielka")

    ReplyDelete
  2. Parzygnat na dekawce otwiera gieszeft na prostowanie kluskow i mamy spokojne Swieta i Nowy Rok.

    ReplyDelete