Tuesday, December 29, 2009

Tak sobie...

Wiesiek Nereczka w oczach marniał...

- Ty uważaj z ta wdówką, mówili mu chłopaki - pcha ci te żarcie od zakrystii, jak przez dziób nie lezie, wrobisz sie jak Maniek - nóżki cieniutkie a odwłok gruby, jeszcze wyłysiejesz na dodatek.

Ale - co nasze krakanie, kiedy kobita sie zawzieła i nasamprzod go upasła niemożebnie a później za łeb do ołtarza zaciągła.

- Chłopaki ! - darła się Suwnicowa i leciała przez narzędziownie, jakby ją te czerwone majtki w tyłek przypiekali - Wiesiek ma syna !
- Nie może być ! krzyknelim wszystkie jednem głosem - od kiedy ?
- Od tera, od zaraz, z Karowej dzwonili !

Wiedzielim, że Wiesiu wczoraj małżonkie do Kliniki odwiózł i na szpitalnej wycieraczce tam śpi, trzeźwy do nieprzyzwoitości, sercowe kropelki mu pielęgniary dają i jak z kiem ważnem się obchodzą, ale - nie mielim pojęcia, że to już dziś. W cholere poszli suwmiarki, pilniki i grafiki, ferajna skoczyła gazem do taksówki, żeby kolegę w tem sercowem szczęściu podtrzymać. Temczasem karetka już Wieśka do domu odwiezła, żeby doszedł do siebie, a Pani Rozalia Nereczkowa przez okno na Wybrzeże nam sie pokazała, z czemś małem, białem na rencach. Stalim, zakapiory szemrane, w tem lodowatem wietrze od Wisły, pod Kliniką i nic nie mówilim. Wiesiek ma syna ! Potem zrobilim stosowne zakupy i poszlim do Jarząbków naradzić się co i jak.
 
Za rabina całej ferajny Boczek robił, bo pięć karaluchów w domu wyhodował, kiedy matka go odumarła, a stary całemy dniamy te bilety w kasie na Wilenskiem sztemplował. Na Białostockiej, na parterze mieszkali, i chłopaki się naśmiewali, że Boczkowi chabety dorożkarskie spod dworca w lufcik pierdzo. Ale teraz Boczek rządził, bo wiedział. Telefoniczne rozmowe z Nereczkami wykonał, a my mielim zadane słuchać i należycie się szykować, żeby poruty żadny nie było.
 
Wsiedlim z Boczkiem w dwójke, jak raz Nereczkowie przy pętli na Woli mieszkały, i jadziem odpowiedzialne wizyte składać. Do fryzjera poszłem, czyste koszule mie Hania dała, wymyć sie kazała odpowiedzialnie i trzeźwem być, jak nie przymierzając, taki niedzwiedz przy trasie W-Z.
Wiesiek, już przytomny i straszliwie przejęty, najpierw rewizje wykonał czy czasem jakiegoś pół lytra po kieszeniach nie szwarcujem, chuchnąć kazał i dopieru wpuścił nasz do mieszkania. Stojem z tem Boczkiem na kuchni i słyszem jak w pokoju baby świergolą niby kanarki, a pani Rozalia jech poucza - to puder podać, to pieluchi zmienić, a Boczek mie poucza - tu w rączkie cmoknąć, tu - powiedzieć, że podobny do mamusi, tu gu gu gu, trala la la, krawat mie poprawia, a sam ma pełne gacie cykorii. Po półgodzinie drzwi sie uchylają i pani Rozalia szeptem:
- Tylko głowe w drzwi, popatrzeć i cicho być.
Wetknelim te łby przez drzwi, widziem - farfocel goły na stole leży, nogamy kopie, a stara Nereczkowa go talkiem przesypuje:

- Ale ma jaja !!! - ryknelim z Boczkiem zgodnem chórem.
Flaszka z talkiem wyrżła Boczka między oczy, a mie stara Nereczkowa goniła z kopyścią w garści aż na podwórze. Wiesiu przytomnie kwiaty i prezenta zgarnął, ale tyż dał nam popęd. Opamiętalim sie przy pętli.
- Na chrzciny was, łachudrów, nie zaprosze ! Jak mie Bóg miły - nie zaprosze ! Tak mie pierworodnego przywitać ! Takie tyły przed rodziną ! Gdzie was chowali, wyrzutki społeczne, mendy towarzyskie, palanty po pijaku robione, no gdzie ?!
 
Faktycznie, szpecjalnego wychowu nie było i należało sie podciągnąć. Zapisalim sie z Boczkiem do szkoły tańca. Jak raz pasuje. I z damą nauczysz sie pan obchodzić, i wyrażenia należne sie panu zapamietają, i wogole. Wychodzilim oba z Domu Dziecka na Brackiej i - jak w morde strzelił, napis: SzkołaTańca Braci Sobiszewskich. Zapisalim sie od ręki. Co te biedne Sobiszewskie sie nad namy nie napłakali....Najpierw uczyli, żebyśmy przestali oba z Boczkiem nogi se podstawiać, kiedy sie mijalim na parkiecie. Potem, żeby sie kulturalnie wyrażać. W szczegolności o damach. Złośliwe takie byli, bo nie dali nam tańczyć z kobitami do rzeczy, same nam dobierali. Zbrzydli nam wreszcie te trolejbusy, ja przyprowadziłem swoje Hanie, a Boczek - zakonnice, Baran Alicje, którą z plebanii wieczoramy Proboszczowi wyciągał. Długo dobrego nie było, bo baby sie pożarli, Boczkowi odciski podeptali i skończylim te nauki. Manier jednakowoż nabralim prawidłowech i tera mie żadna wywłoka czadu nie zada - i kulturalnie sie wyraże, i mambo-szambo tyż z nio posune odpowiedzialnie.
 
Pierworodny Wieśka wyrósł, do przedszkola poszedł i nas pogodził. Tera to on z wujkamy i na ryby pod Elektrownie chodzi, i na Łazienkowskie, na mecz CWKS leci z namy, i z rowerem przylezie, żeby mu szprychi ponaciągać. Żałujem tylko z Boczkiem, że chrzciny nam sie koło nosa przeszli, ale z temy manieramy, co teraz, w pierwsze pare na jego bierzmowaniu pójdziem. Wiesiek już przyobiecał.

5 comments:

  1. Kleo,

    oby w nadchodzącym roku nie ostygł Ci wulkan pomysłów literackich. Niechże bucha żarem powiślańskiego dowcipu i kipi gorącą lawą kolejnych wpisów. Kapiel w niej z zanurzaniem głowy włacznie jest przyjemnoscią. Dużo zdrowia życzę!

    ReplyDelete
  2. Orca,

    przyjmij z okazji mijającego roku życzenia spokojnych fal, samych ciepłych prądów morskich oraz czystych i pożywnych otchłani służących dobremu zdrowiu. I trzymaj się z dala od ulubionego akwenu Kleofasa, żeby nie zawadzić nosem o którąś z jego przynęt wyrzuconych z łódki.

    ReplyDelete
  3. Krzysztof
    Niech Ci sie darzy ! Wszedzie, zawsze i bez przerwy. Kleofas.

    ReplyDelete
  4. Orca

    Wszystkiego co najlepsze w 2010. Szczesliwego Nowego Roku !
    Kleofas

    ReplyDelete
  5. Kleofas i Krzysztof,

    Dziekuje za zyczenia. Rowniez zycze Wam sukcesow w Nowym Roku. Mozliwe, ze zastanawiacie sie teraz nad rezolucjami, ktore podjeliscie rok temu o tej porze i okazuje sie, ze zadna z nich nie zrealizowala sie.
    Mozliwe tez, ze juz przygotowaliscie liste planow i postanowien na przyszly rok.
    "May all your troubles last as long as your New Year's resolutions." (Joey Adams)

    ReplyDelete