Saturday, December 3, 2011

Komentarze na blogu En passant

Wszystkie komentarze sa w oryginalnej formie.
Data komentarza to link do strony na blogu En passant w gazecie Polityka.

2011, Grudzien


Kleofas
3 grudnia o godz. 17:44
mag 12.02 23.24
Ladnie czasem piszesz i sensownie. Skoro masz taka filmoteke i fonoteke, sprobuj zrobic na pismie wybrany fragment. Chcialbym, zeby mi to „oko zbielalo”, ale od puenty, od tresci, jak ja podasz. Sam zbior tytulow nie swiadczy o jakosci, czesto o snobizmie.

Kleofas
3 grudnia o godz. 23:54
mag 12.03 18.53
Wyrozniam Cie, bo umiesz zartowac. Bardzo taktownie, zbyt taktownie. Model, o ktorym rzecz, odgrazal sie, ze „pojdzie do Jurka” ktorego rzekomo znal (J.B. Polityka), ze skarga, ze doniesie i „pusci mnie z torbami”, obrzucil epitetami itp. Wszystko w obronie „zdziry”, Madonny. Od tego czasu omijam. Ani jezyk, ani myslenie nie sa warte uwagi.

Kleofas
7 grudnia o godz. 19:34
Felieton „Kret” jest zwyczajnie okrutny. Pospolstwo, ktore to czyta wie dobrze, ze nasz Kret nie ma ani szans, ani nadziei. Los go skazal i tak on trwa. Konstruktywnie byloby adresowac przekaz do tych 30% popierajacych krecie rycie, ale – to tez byloby okrutne. Jakie szanse, jakie nadzieje maja oni ?
Najbardziej zal gluptasow, jak Hofman, Blaszczak, Poreba. Na jak dlugo licza przetrwanie tych 30% , ich „korytka” ? Kra, na ktorej jeszcze plyna, topi sie w cieplym pradzie.
Zostana „rewolucjonisci”, ekstremiasci, anarchisci, kak w wielu krajach juz bywalo.
Jesli kryzys nie zaostrzy, ewolucja bedzie toczyc sie utarta droga. A „tymczasowki” – rozlamy, odlamy, roszady – nie sa warte uwagi.
W Polsce, z jej uwarunkowaniami, jest to wyscig do pieniedzy. Partia, Sejm, Unia moga dac pozyc, dzwignac sie tym, ktorzy nie maja rak do roboty, tylko jezor do gadania. Oni tez musza zyc.
A jakie uwarunkowanie i proces musialby miec „Kret”, gdyby to byl podpis ?

Kleofas
9 grudnia o godz. 13:40
Jasny Gwint 10.29
http://kleofas.blogspot.com/
Od trzech lat.

Kleofas
13 grudnia o godz. 17:38
Nemerowi w sukurs do starego tanga:
-Och zesz ty szantrapo niedomyta, ty gnido w DDT moczona, ty zarazo rozancowa, ty mie bedziesz o mojem wlasnem chlopie pouczac ?!
Pani Rozalia Ogorek wystapila sie w obronie malzonka, ktoren w kacie cicho siedzial i w chusteczkie siapal, a wazne sprawy tego swiata zostawil kierownictwu. Jego kierowniczka do spraw pieleszy domowych przelozyla siate z pomaranczamy z jedny renki do drugiej i to wolno reko wyraznie zamiarowala odwaznik z lady zgarnac i lomot nieludzki blondynie spuscic, co wlasnie uregulowala i zamierzala sklep opuszczac, ale na „do widzenia” nie omieszkala o panu Ogorku sie wyrazic.
- Pani Rozalia lepiej by swojego schabowemy karmila anizeli mu te pomaranczki i inne kapuste wtykac, bo chlop jak sie nie nazre, to ani na fabryce, ani na swojej slubnej sie nie wyrobi….
Zdazyla zauwazyc opuszczajac WSS przy Krolikowej 11, tyz po zakupach, jak pani Ogorkowa. Nie pisane jednakowoz jej bylo prog przestapic, wieczna ondulacja ja apiac zawrocila , a wczepila sie w te koafiure pani Rozalia Ogorek. Raban sie zrobil na cztery fajery – pol kolejki obstawalo za malzenstwem Ogorkow a pol – za blondyna.
Przyjechala melicja i posterunkowy metodycznie wzial sie do inwentaryzacji zajscia.
-Pomaranczow ile szanowna obywatelka nabyla ?
Rozpoczal przesluchanie. Przesluchiwal ich jeszcze na okolicznosc wagi odwaznika, gdzie i za ile blondyna sprawila se te uszkodzona ondulacje i zanim skonczyl, kolejka sie rozeszla a sklep trza bylo zamykac. Obie damy wyszli na ulice, ogarneli sie po wzmiankowanych rekoczynach, podmalowali i staneli zgodnie pod latarnia, zeby swoje malzenskie pozycie podsumowac.
-Ja go bronie, ja, ja ?
Zarzekala sie pani Ogorek.
-Toz to popapraniec bez czci i sumienia, co kazdego wieczora udaje ze spi, poki mu cos z delikatesow pod dziob nie podstawie….
-Mie pani idziesz mowic ?
Wychrypiala blondyna.
-Pani se nawet nie przedstawiasz, co mie ten moj w Wielkie Sobote wykrecil ! Znik w czwartek rano, zadzwonil wieczorem, ze na delegacje go wysylaja a juz w piatek od szostej rano stal na biurze przepustek i prosil sie u chlopakow dwie dychy pozyczyc, bo ma cykorie do domu wracac. Jedno co mie, malzonce, z delegacji przywiozl, to smierdzacy kurczak, jeszcze w czwartek nabyty, ktoren w rece mu wisial za lape, koszula do prania i wezwanie na 1265 zlotych za koszt polamanych mebli w restauracji Poziomka na Zabkowskiej.
Przescigali sie obie w zalach nad swojemy chlopamy, wyciagli szminki, pudry i lusterka, zeby sie doprowadzic, az tu – niebieska Nyska staje, dwa mundurowe wyskakuja i:
-Jazda, obie do wozu, tylko bez gadania !
Na obyczajowkie jech odwiezli, protokol spisali, ze w nocy pindrzyli sie pod latarnia na Karolkowej a wczesniej pobili sie w WSS – proceder niewatpliwy. Ale – niekaralny. Za zasmiecanie ulicy skorkamy pomarancza mandaty wypisali i zamkli obie damy do rana.
Pan Ogorek, po nieprzespanej nocy, zwolnienie wzial i malzonki poszukiwal. W komisariacie na Wilczej spotkal sie z mezem blondyny, niejakiem Teofilem Pajaczkowskiem, ktoren tyz po odbior prawowitej malzonki sie zglosil. Pozniej, obaj panowie, statecznem krokiem udali sie do domow a za niemi, we lzach nieposkromnionych, podciagajac porwane nylony i ratujac wlasne reputacje mowom – trawom, wlekli sie polowice.
Nastepnego dnia, obie pary grzechi se odpuscili, a ze byla sobota, zamiast do kina zdecydowali sie isc na nieszpory, zeby z rachunkiem sumienia wyjsc na glanc. Lysy Jasiu podgrywal „U drzwi Twoich…”, dewotki spiewali a na chorze, za Jasiem, stala organistowa z walkiem w torbie zakupowej, zeby mu sie znowu droga, z kosciola do domu, komitet i bugi wugi nie pomieszali. W trzeciej lawce, pod filarkiem, siedzial Lolek ze swojom krolewnom; proboszcz udawal ze modlitewnik czyta. ale w rzeczy samej kompinowal jak z Lolka szmal wyciagnac za te nie odbyte procedure. A szmal byl juz juz, bo Lolek ze stolowki zakladowej, od tech klopsow, ja wytaszczyl i do Krokodyla, na Starowkie, za artystkie wokalystkie zatrudnil.
-Wzgledem artystki i wokalystki nie wiem, ale mam co zem chcial: blondyna przy kosci, z niebieskiemi oczami i zadartem nosem – wszystko moje ! A ze glos ma nie mniejszy niz oddychanie – tylko plus !
Zeby sobote po nieszporach z fasonem zakonczyc, udalim sie wszystkie do Krokodyla, krolewne – teraz juz Pania Cecylie Jarzabek – obstawiac i bezpiecznie do domu odstawic. Pare razy pol lytra peklo, owszem nie powiem, ale bawilim sie kulturalnie i nad ranem – do domu.
Derozki nie bralim, zeby noca na Warszawe popatrzec. I Poniatoszczak stal jak nalezy, i Slasko – Dabroski sie swiecil, i po gruzach juz nie bylo sladu. A pod Sereno, pani Cecylia – na bis – odspiewala swoj szlagier z Krokodyla: 



Kleofas
14 grudnia o godz. 17:46
Panie Faliczu, Moj Ulubiony !
Wspolczuje ciaglego „wykrecania kota ogonem” dla zdobycia poklasku gawiedzi. A przecie to dla Pana takie wazne ! „Jakby sie towarzycho glosno nie smialo z Kaczynskiego to ma on w dalszym ciagu wielokrotnie wieksze poparcie niz dystyngowana i postepowa polska „lewica”!”
Dalej, nabiera Pan smaku na Passenta:
„Panie Danielu mam nadzieje, ze zajmie sie Pan rowniez swoja formacja polityczna (bez urazy i sarkazmu) – przeciez jeszcze calkiem niedawno byl Pan ambasadorem z szeregu ludzi zwiazanych z te wlasnie lewica !
Ambasadorowanie to zawsze bylo i jest w Polsce pozycja uwarunkowana powiazaniami politycznymi (a moze nie?)”
Pan Redaktor wielkrotnie tlomaczyl, ze w ambasadory poszedl tylko jeden raz. Zeby ulzyc sobie i rodzinie w czasach, kiedy nie mial sil pchac sie w kolejke, albo gdzie indziej, z powodow ideologicznych. A powiazania, jak sam tlomaczy, zmienial czesto – zaleznie od wiatru i miejsca siedzenia. Po prostu – zeby przezyc.Wygodnie i bez zmarszczek. Uwazam za wysoce nieprzyzwoite nagabywanie Go o to by troszczyl sie „o tych najslabszych ekonomicznie”. Podobnie, za wysoce nieprzyzwoite uwazam „zagladanie komus do kieszeni” albo do rodowodu, albo obyczajow. Nie przystoi.
A ambasadorowanie, od Czukczow do Aborygenow, jest zawsze uwarunkowanie powiazaniami politycznymi i nie ma tu co Polsce przyganiac. Wazne jest organiczne i niczym nie ograniczone przywiazanie do reprezentowanego kraju.

Kleofas
19 grudnia o godz. 11:07
Prezydenta Havla zal, zaiste. Runela lawina superlatyw i slodkich wspominkow. Bo stal nieco z boku i przygladal sie raczej niz wojowal. Czyta sie same dusery i to od Polakow. Czy ci sami tak milo wspominaja swoich herosow ? Jak pamiecia siegnac, na kazdym wieszaja psy. Moze dlatego, ze stal nieco z boku ?
Odnosi sie wrazenie, ze obecna polska obsada jest idealna. Tusk i Sikorski „boksuja” a Prezydent raczej jest z rezerwa. Bardzo madra koncepcja sprawowania tego urzedu.
Sikorski przeniosl, przez swoje koneksje, nieco amerykanizmu do polskiej polityki. Demokracja jest wszechwladna i jeden przypomina o tym drugiemu na kazdym kroku, az mdli. Z Rosja zachowuja stosunki poprawne alisci nie pozbawione „pieprzu smolenskiego”, co wychodzi na dobre i jednym i drugim. Do Niemcow wyzbyli sie nienawisci, zarabiaja razem i toleruja wzajemnie. Wybryki pani Steinbach czy pana Kaczynskiego dodaja tylko „zdrowego pieprzu”, tak na Wschodzie jak i na Zachodzie Jak w seksie:dobry stosunek zabiera tylko 5-6 sekund a reszta to to glupie p…….e.
Premier Tusk pieknie mowi, przyciaga ludzi, decyzje ma raczej sensowne, masy go lubia i wygral nowe cztery lata.
Obaj, Tusk i Sikorski przeszli solidna szkole politycznych manier. Sikorski w Oksfordzie i w Fundacji Rockefellera a Tusk nauczyl sie od Sikorskiego. Bo chcial sie uczyc.
Nie ma co czarowac sie analizami. Prezydenta i Premiera wybieraja masy, „na niuch”. Za skladne mowienie, za proste argumenty nie do obalenia, za prezencje, charyzme. Premier jest do roboty a Prezydent do „prezydiowania”. I Prezydent nie musi sie „wychylac”; jak usiadzie przed gosciem to usiadzie, jak strzeli glupim dowcipem to strzeli, jak polamie jezyk ojczysty to polamie – nikt go nie sadzi. Jest jak Krolowa: puszcza baka przy stole, pierwszy ambasador przeprasza a kolejny oswiadcza, ze „sleduiushchii raz beriot na sebia posolstwo sowietskowo sojuza”….Prezydent jest bo ma byc. Nianaruszalny. Nawet Pierwsza Dama moze sie wysmarkac na schodach Watykanu. Taka role przyjal genialny Komorowski i przy pomocy madrej Malzonki kontynuuje.
Premier bierze na siebie parlament i klopoty wewnatrz kraju. Jest w scislym teamie z ministrem spraw zagranicznych. Cala trojka jest zwiazana na zawsze, lojalna wobec siebie i w wyniku – nienaruszalna.
Jeszcze przed wyborami prorokowalem, ze ten sklad bedzie zyl dlugo i szczesliwie.
Plywaja zgodnie po bagnie politykierow i publicystow. Razem omijaja rafy i kolysza sie na fali. To wymaga od calej Trojki wiedzy, wzajemnej lojalnosci i ciezkiej pracy.
Narod winien Bogu dziekowac, poza blogiem Passenta, ze ma taki Trumwirat i w szczesciu ssac Unie. Pierwszy raz sie zdarzylo. To cieszy i daje nadzieje.
Tak zyl sw.pamieci Prezydent Havel. I takim, Bog by dal, chcialby pamietac kazdego ze swych prezydentow ten narod.

Kleofas
19 grudnia o godz. 18:37
Mag 12.54
Nieslychane ! Takie wydarzenie, ze poszlo obok smierci kilku osob. Czy komus jeszcze cos wyroslo ? Mnie codziennie tez wyrasta. Szczecina. Mam sie pochwalic ? Ta cholerna trawa ma to o siebie, ze rosnie, co zrobic ? Wybuchnie pewno goracy grudzien na Blogu: co komu i gdzie wyroslo…A wnuki ? Zagraj im te piosneczke, moze Cie nie pobija…


Dziadzio albo sie zaslini…. Albo „zejdzie”, jak piszesz.

Kleofas
20 grudnia o godz. 14:56
Badzcie laskawi, powiedzcie czy intonacja i artykulacja w glosie tych osob jest dla Was charakterystyczna czy nie:
1.Hanna Gronkiewicz-Waltz
2.Andrzej Halicki
3.Adam Szejnfeld
4.Stefan Niesiolowski
5.Aleksander Kwasniewski
6.Elzbieta Jakubiak
7.Monika Olejnik
Wspomoglibyscie mnie w pracach studialnych i maniakalnych… Serdecznie pozdrawiam.Kleofas.

Kleofas
21 grudnia o godz. 23:53
Dawnych wspomnien czar….Bylo. Teraz nawet na YouTube nie mozna znalezc. Bar(mleczny tudziez) byl alternatywa smierdzacej knajpy. Jeden przy Kruczej (obok Hozej), drugi na Marszalkowskiej (obok Wilczej), trzeci Zamkowy – obok kolumny Zygmunta. Wyskakiwalo sie z pracy, gaz do oporu i skuter ladowal na chodniku przy Barze. W stricte mlecznym byly ruskie, leniwe i mielony z groszkiem. Na Placu Zamkowym kolduny w rosole, we Flisie – flaki. Piec minut i czlowiek podzarl. Bez przychlanego Pana Wladzia z rachuneczkiem, bez odoru wody i odpadow z kuchni. Szybko i smacznie. Byli zebracy co dojadali zostawione resztki. Kurwow nie bylo.
Szybki slalom po sliskiej podlodze z talerzem w kazdej rece, stolik z wysokimi stolkami. nawolywania kucharek z kuchni. Polowa siedemdziesiatych dawala poczucie swobody i wyboru. Pierwsze wypady na Zachod morzyly glodem. Ratowala kielbaska w walizce. Ciagle liczenie ile zostanie z diet jesli kupie jinsy…..Mc Donalds jawil sie kosztownie, dobra byla mechana z fasolowa i kawalem kielbachy. Albo hinduska na trzy stoliki – wszystko kari. Pierwsza puszka Coca Cola wybuchala w rekach na Regent Street, kawa miala astronomiczna cene na Broadway, raj byl w Paisienne, gdzie dawali puszysta buleczke z burro i prosiutto, kawe gratis i stolik przy oknie na rzymska ulice. Swojsko traktowala Moskwa, bo za 15 rubli diety mozna bylo jeszcze panienke na obiad zaprosic. A w mrozny poranek – zakusocznaia, lufa Ararat i sosiski s kapustoi.
Ciagnelo na Zachod ale Moskwa dawala pozyc. Polski delegat liczyl i liczyl – tanio zezrec i cos kupic do kraju. Kto myslal o zadaniach wypisanych w Delegacji ?! Wyjazd to byla premia za dobre sprawowanie i bywanie na zebraniach. Petak zaczynal od Bulgarii i Rosji, wspinal sie po Jugoslawii i Grecji, doswiadczenia nabieral w Wiedniu a do „jaskini lwa” – New York wypuszczali go jak sie juz na demoludach zaprawil.
Czasem do delegata doklejali Dyrektora. Ten lubil pospac na rozmowach (i tak nie rozumial), wieczorem – ” panie Kociukwicki idziem sie gdzies odmulic”, „Patrz pan, panie Kociukwicki – calkiem dobry grzebien ! Ze na ulicy ? Umyje sie i bedzie jak znalazl !” Dyrektorowal w Filmie, teraz dowodzil w Metalexporcie, przetarl sie w Animex, a jego protekcja dawala Wyjazdy. W Warszawie mial zone, co zawsze prosila, zeby ja na skuterze gdzies……. podrzucic. Najlepiej do Mlecznego Baru, bo tam nikt nie chodzi….
Najlepszy byl na Mariensztacie. Cicho, pusto, zdala od Towarzyszy, a dawali bardzo dobre leniwe ze smietana i cukrem. I tak sie trzeba bylo przetelepac po tych cukrowanych leniwych poki Dobry Bog nie zeslal okazji – wyjazd „na Placowkie” !
Po powrocie, albo i nie, rozwod z barem mlecznym byl zaklepany i ostateczny. Wspomina sie te bary mleczne z nostalgia, bo wszystkie zostali sie w Warszawie. Tu – nie uswiadczysz. Burgery, pizza i hot dogi to nie to. Inne miecho, inna klientela. I status inny. Chyba, ze w przelocie, na wystawie, na konferencji, na spacerze A sera i mlecznej zupy, gorzej – flakow (!), ze swiczka szukac.
Jak by na You Tube mieli „Dawnych wspomnien czar” to bym sie pocieszyl, a tak – mieta i poruta…
Kleofas
22 grudnia o godz. 1:11
Hallo !
Bardzo prosze, jak kto umie, o reakcje na moja pokorna prosbe z 14.56 20 grudnia. Bede wdzieczny za pomoc. Kleofas

Kleofas
22 grudnia o godz. 4:41
Hello !
Bardzo prosze, jak kto umie, o reakcje na moja pokorna prosbe z 14.58 z 20 grudnia. Bede wdzieczny za pomoc. Kleofas.

Kleofas
22 grudnia o godz. 13:33
Glos Ludu 11.16
Dzis rano sluchalem Millera u Olejnik i wlasnie myslalem o tym co piszesz. Rzeczywiscie, mowi bardzo poprawnie a intonacja podkresla frazy. Ma cien warszawskiego akcentu, co mnie szczegolnie ujmuje.
Halicki i Kwasniewski mowia czysta polszczyzna a mysli sa wybornie uporzadkowane. Szejnfeld to moja sympatia, pozorna niedbalosc podkresla czysty warszawski akcent, podobnie jak u pani Gronkiewicz-Waltz. Przede wszystkim nie robi tego co n.p.pani Kopacz – nie akcentuje (wymawia) „ę” na koncu wyrazu. O „ę” ulega naturalnej redukcji i wlasnie ta redukcja jest poprawna. Do cholery mnie doprowadzaja paniusie akcentujace „proszĘ”, „idĘ” itd. Tylne, gardlowe „r” (Gronkiewicz-Waltz) jest cecha wrodzona (rowniez. Gowin) ale nie bledem.
Jakubiak, piszesz – nie rzucila Ci sie w uszy – ale ujmuje bardzo elementarna poprawnoscia w konstrukcji zdan. Fool proof – nawet baran ja zrozumie.
Nie odmienianie obcych imion i nazwisk konczacych sie samogloska jest chyba do wyboru, przez kazdego. Ja, na przyklad nie odmieniam, bo chce zachowac constance, kiedy sie interpretuje. Takze i specjalisci daja tu swobode wyboru.
Dykcji kiedys uczono (Rudzki, Sempolinski, Bardini) dla przyszlych pokolen. Nie wszyscy odeszli: masz Ewe Demarczyk, Fronczewskiego, Kobuszewskiego a i nie – branzowy tu Wojciech Mlynarski gra ta dykcja perfekcyjnie, czesto dla efektu w tekscie.
Niezmiernie ciesze sie z Twojego wpisu. Dlaczego to robie ? Zeby pokazac dobre wzory.
Nie mozemy rozstrzygac sensu, tresci. Mowimy o poprawnosci przekazu. i tyle. Mam spory apetyt na dalsza rozmowe z Toba i czekam. Raczki caluje, Kleofas.

Kleofas
24 grudnia o godz. 18:21
A proboszcz sie ubzdryngolil….
Snieg na Powislu tajal, chlapa. Snieg na Dworcu Wilenskim skrzypial. Konskie gowno i smazalnia plackow – zapowiedz egzotyki.
-Przez Rembertow byloby blizej..
-A potem przez ten Poligon ?
Matka zapychala mi szalik pod szyje, ojciec swiecil czerwonymi uszami spod kapelusza. Wysztyfirowani oboje jak do kosciola. Z ciezkim grzmotem pociag wwalil sie na stacje w Zielonce, dyszal teraz i puszczal kleby bialej pary, z ktorej wychynal Kaziuka Krzywicki:
-Dzien Dobry ! Bog sie rodzi ! Tak my juz z Antonim czekamy i czekamy od rana. Pewnie nie przyjada….
-A list doszedl ?
-A jakzeby ! Ale mieli byc o osmej, ale te pociagi tak sie zaczeli zima spozniac, ze mowie: Tosiek, do poludnia przyjdzie sie poczekac….
-A Antoni gdzie ?
-Z koniami sie zostal, zeby pod taksowke nie wlezli….
Przed stacja, Antoni zadal koniom obroku, siedzial bokiem na saniach i sztachal sie PallMall’em, co to pewno u pana Jana z kanapy wyciagnal.
PallMall lezaly schowane w kanapie, jak u nas. Ja podwedzalem dla kolesiow na Kosciuszkowskim, a te dwa parobki popalali kiedy Sedzia nie widzial. Sedzia Jan Bialoskorski sciagnal do Warszawy z Nieszawy i za Wilenszczyzna nie tesknil. Jeden syn otworzyl sklep z brylantami, drugi – z futrami, glodu nie mieli a i staremu ojcu trzymali ten folwark pod Rembertowem. A stary sedzia gospodarzyl na paru hektarach sadu i zyta, kawalek lasu mial na chrust z drewnem i holubil tych dwu rzezimieszkow, co ich byl z Nieszawy wytaszczyl. Kaziuka Krzywicki i Antoni Sienkiewicz, obaj byli na falszywych papierach czego nikt nie mial nawet prawa sie domyslac. Po latach ojciec mi powiedzial, ze ci obaj akowcy natlukli sekretarzy i ruskich oficerow wiecej niz much i obaj mieli KS w Polsce. U pana Jana za parobkow byli. Wieczorami brali sobie samogonu na swoj ganeczek (oddzielne wejscie), pili, tanczyli kozaka i spiewali do rana. Pod Nieszawa kazdy zostawil zone i rodzicow, i „na smierc” wszystko zapomnial. Ojciec z Sedzia wypisali im dwa zyciorysy, ktorych ci dwaj przedwojenni ulani wyuczyli sie na pamiec. Przyschlo.
-Patrzaj no, Franiu, te cztery juz na twoj widok dostali malpiego rozumu !
-Niech pan Antos juz szybciej wykreci pod gankiem, to polece sie witac !
-Kaziuka, przytrzym tego nowego, bo kawalerowi leb urwie ! Jeszcze nie zwyczajny. Wykrecam, wykrecam, kawalerze, ale powolutku, bo sie taki bardak robi, ze zwariowac ! Te cztery rwa lancuchy, jazgot, pani Sedzina juz na kryleczku szlocha, pan Sedzia na nia wrzeszczy, Kaziek mi sie pod sanie zesunal, a pan profesor za leb kawalera trzyma, zeby sie na psy nie rzucil !
-Franek, do nogi !
Glupie psy zrozumialy i przysiadly, a ja tez. Obciagnalem paltocik, mamusce pomoglem z san na schodki i – do kuchni ! Tam – pelen talerz dla psow i biegiem z powrotem, karmic.
-Cezar, kochany, masz tu szyneczki !
-Orzelek, sieroto, na rogu cie przywiazali ? Masz tu kaszanki !
-Lejba, ty lajzo leniwa, masz tu baleronik !
-Rudy, masz cholero, zezryj z talerzem !
Kazdego piesa mieli przywiazanego na jednym rogu domu, a jeszcze oba parobki mieli po karabinie pod siennikiem. Psy zle, zebate, obcego nie podpuszczaly. A czuja mialy ze ho ho !
Swiatla u Bialoskorskich nie bylo, lampy naftowe i swiece a pachnialo ! Pachnialo Swietami. Pani Anna trzymala cala rodzine krotko i post byl od rana jak sie patrzy. Ani, ani. Panowie szlachta konczyli golenie i porane ablucje. Pani Anna i mamuska, obie ze lbem zakreconym na papiloty, wachaly pachnidla i pieprzyly glupoty kto gdzie kogo, przed wojna i dlaczego. W przerwach zdobily choinke. Od szostej ojciec wychodzil na ganek, wracal, pytali – juz ? Nie, mowil. Przygotowania trwaly dalej.
Wreszcie, ojciec wraca z ganku i mowi – juz ! Znaczy Gwiazda Betlejemska swieci. Mamuski otwieraja nam dzwierza do salonu a tam – morze ognia ! Plonie ta choina na wszystkie kolory ! I bialo, i zielono, i czerwono, i migajaco – mruzylismy oczy od tych swieczek. Kazda swieczka w blaszanej lufce z podstawka, na lapce zacisnietej na galazce. Byl caly kunszt zakladania swieczek, zeby podpalenia nie bylo. Ten zapach wigilijnych swieczek zostal na cale zycie. Mamuska byla na warcie a tata stal gotow z wiaderkiem, jako Pierwszy Sikawkowy. Na wszelki wypadek.
Wchodzili po kolei i zasiadali. Ojciec z Panem Janem, dwaj synowie Sedziego – Karol i Stanislaw, obaj Kresowiacy – Pan Antoni Sienkiewicz i Pan Kazimierz Krzywicki, Pani Anna z moja Mamuska a na koniec – ja i cztery piesy. Pani Anna, jako Gospodyni, obchodzila salon z oplatkiem na talerzu. Zaczynala od Pana Jana, potem – moja mamuska, potem synkowie dwaj, potem Kresowiacy, potem ja z piesami. Kazdy bral kawalek, drugi odlamywal od sasiada, trzecim dzielil sie z pozostalymi. Zyczenia byly po cichu, do ucha, tylko lzy kapaly na oplatek…
Jak sie juz wysiapali, wysmarkali, wywnetrzyli jedno drugiemu, pani Anna zasiadala do fortepianu, mamuska zajmowala miejsce wokalistki i zaczynaly: Bog sie rodzi ! Tu – mocnym chorem wchodzili Panowie: Moc truchleje ! Stary polonez byl jak szampan. Znowu z oczu pocieklo i rece zadrzaly. W ciszy zasiadali. Tylko Ojciec i Pan Jan wychodzili do stajni. Szli do koni, krow i drobiu, zeby Dobra Nowine przekazac. A jak mi Tato tlomaczyl, zwierzaki w Noc Wigilijna mowia, wystarczy im ucho do pyska przylozyc.
Potem talerze, szklanki i kieliszki szly w ruch miedzy polmiskami, siano szelescilo pod obrusem, znikal sledzik, karpik, szczupak, lin, pierogi z kapusta, kluski z makiem, mak z niodem i reszta postnych. Pozniej – prezenty, lakocie i koledy. Na Pasterke, ze do kosciola bylo daleko, Kaziuk i Antoni, pierwszego roku, przywiezli proboszcza do folwarku alisci ten sie tak ubzdryngolil, ze nazajutrz na poranne nabozenstwo nie zdazyl. A nasz folwark zostal obezwany czerwona oberza i siedliskiem diabla. Hektolitrow soku z kapusty i ogorkow, ktore Wielebnemu wlewano na otrzezwienie nie warto wspominac, bo nam sniezna, puszysta i cicha oprawe Wigilii zmarnuja.
Po Wigilii, siedzialo sie u Bialoskorskich az do Trzech Kroli. Kiedy wracalismy, sypalo mocno i na Wilenskim, i na Powislu. A my, z ojcem, szykowalismy sie juz na pola, pierwszego skowronka uslyszec

Kleofas
25 grudnia o godz. 20:55
wulkan 12-24 22.07
Dziekuje za pamiec, ale ja juz nie jestem z Warszawy. Inne miasto, inni ludzie. Tylko jezyk pozostal.Nie wiem na jak dlugo.Najlepsze zyczenia swiateczne.Kleofas.

Kleofas
25 grudnia o godz. 21:02
axiom1 12-24 18.21
A moze dla kogos to nie sa brednie ? Wypadaloby uzasadnic swoja opinie. Pozdrawiam swiatecznie. Kleofas.

Kleofas
26 grudnia o godz. 9:29
axiom1 8.12
A po co „wprowadzenie” albo „przedmowa” ? Niech kazdy przyjmuje to tak, jak chce. Sa Swieta, ludzka wyobraznia jest najlepsza. Tez pewno zasiadacie do wspominkow. Taki czas, bo sa Swieta.
Jesli mozna – nikt z Warszawy nie powie „Warsiawa”. To jest mazurzenie typowe dla wsi podwarszawskiej. Polecam wymowe Grzeskowiaka, Stepowskiego, chocby Mlynarskiego, czy Pietrzaka – wyspecjalizowanych w temacie. Wszyscy warszawiacy (niepodrabiani)maja pelne „sz”. Tak to jest i tak bylo na Targowku, na Powislu, na Woli. Tak tez mowili przedwojenni aktorzy: Sempolinski, Fogg, Krukowski – prosze sprawdzic na YouTube.
Kiedy sie pisze o wsi, wiejski jezyk sie panoszy. Podobnie by bylo, gdybysmy tu mieli Gorny Slask na warsztacie, slunska godka by byla, chopie…. Fachowcy nazywaja to dywersyfikacja jezyka, albo stylizacja.
A jak dlugo w Warszawie ? Na kleofas.blogspot.com jest pelen rodowod.
Bardzo dziekuje za dana mi uwage i serdecznie pozdrawiam. Kleofas.

Kleofas
31 grudnia o godz. 16:23
Wiesiek59 13.13
Wielce odkrywcze spostrzezenia ! A za co, Laskawco, maja placic ?! Za co ?

Kleofas
31 grudnia o godz. 16:49
A moze by zmienic nazwe Blogu na „Blog niewyzytych ksiegowych ? Albo „Blog wywalonych buchalterow” ? Albo zapytac: to co wy tu wszyscy robicie, jak tam sie Polska wali ?! Rozumiem T.O., cwiczy tematy do konwersacji z odpowiednikami w Toroncie, i – daj mu Boze !

No comments:

Post a Comment