Sunday, December 25, 2011

Bonanza w Rembertowie

Pieknie u tych Bialoskorskich bylo. Raniutko Pan Jan budzil mnie:
-Franiu, to co - "Niech sie stanie swiatlo" i - polatac ?
Ostroznie, w kalesonach, cichcem do salonu Choine zapalic i - bylo swiatlo. Potem, ostroznie, zeby gaci nie zgubic, w buty i na ganek. Kiedy piesy zarly swoje, biegiem po zaspach, miedzy drzewa. Szybko robilo sie goraco, sniezny pyl stracony z galezi tajal na skorze, piesy dolaczaly i jazgot budzil reszte domownikow.

Kiedy pchalem Wickowi wedzidlo w pysk, widzialem juz Mamuske i pania Anne jak sie snuly po kuchni w swietle naftowej lampy. Dopialem mu popregi, poprawilem Malgosce chomat, zeby rowno lezal i - gotowi. Ruszac ! Sanie ryly w sniegu gleboka koleine, Kaziuk z Antonim przekazywali sobie lejce i grzebali po kieszeniach, zeby zapalic. Znowu pare godzin z pustym brzuchem, dopoki ci dwaj gosci nie przywioza. Markotne rano slonce zapalalo iskierki na galeziach. Pierwsze sople z dachu oslepialy blaskiem a kolo ganku juz krecily sie zwawo sikorki i wroble konczac psie sniadanie. Wstawal dzien. Znowu cisza, tylko z daleka, przez czapy sniegu na drzewach, przebijal dzwon na Msze.

Pan Jan, obaj synowie i moj tato wyprowadzali juz parskajace konie, pod wierzch. Szybko snieg za nimi zadymil a szczekajaca psiarnia zawrocila i rozlazla sie po budach. Zanim chlopy sie wymodla, wyspowiadaja i wroca, Kaziuk z Antonim przyjada z goscmi.
-Franiu, a chodz tu, cieplego jeszcze dostaniesz ! Nie ma to, jak z porannego udoju, samo zdrowie !
Pani Zosia z sasiedztwa pomagala zawsze przy gosciach. Patrzylem i kombinowalem - od niej by pewno tyle samo bylo, jakby ja chcial kto wydoic. Wetknalem dziob w wiadro i ciagnalem cieple, pachnace mleko. Nad skrajem wiadra widzialem "wdzieki" pani Zosi, jak sie przewalaly z boku na bok. Kaziuk i Antoni tez widzieli, na codzien, ale - gdziezby tam ! Oba chlopy trzymaly fason i nie smialy.

Odpialem Cygana z lancucha i poszlismy obejsc cale domostwo. Cygan byl brat-lata, nigdy mnie nie opuscil, zawsze wierna morda dyszala mi w dlon, kiedy szlismy, zawsze byl pod reka. Tylko cholernik sznurowki mi rozwiazywal. Co go ciagnelo do tych sznurowadel nie wiem, za kazdym razem skubnal. Obeszlismy stajnie, obore, kurniki, podworzec ze studnia i korytem, ogrodzony grubo ciosanym plotem i  zaczepilismy o kawalek lasu. Wysokie sosny nie puszczaly jeszcze porannych przeblyskow slonca, las stal ciemny i tajemniczy. Na skraju, zgodnie postanowilismy sie odlac, ja na swoje, on na swoje - nie po moich butach !    

Zawrocilismy. Latem, to byly lany zlote, gdzie sie probowalo ziarno czy juz doszlo, wiosna chodzilo sie za plugiem, jesienia za kosiarka a teraz, przy zimie, biel i biel po horyzont. Biel, pod wieczor podbarwiona fioletowo i rozowo.  Teraz, wczesnym rankiem, strzelajaca w oczy iskrami slonecznych promieni, zza ktorych wygladaly czerwone liscie buczyny, biala brzoza przy mostku, a czyjes trzewiki harcowaly w powietrzu do gory nogama. Oczy przymruzyc, lepiej zogniskowac i - obok meskich trzewikow ujrzalem damska noge, pelna i ksztaltna, w podrygach zwawych, jak "mleczarnia" pani Zosi przy dyngusie.
-Ty widzisz co ja widze ? - Zapytalem Cygana. Cygan przylozyl sobie lape do ucha, zaczal weszyc i rozdziawil szczesliwy pysk w zachwycie. Skoczyl do przodu i mnie pociagnal. W oczach mi sie mienilo od tych iskier na sniegu, biegu po zaspach i kretynskiego porykiwania piesa. Dopadlismy wreszcie do san z konmi. Konie ogladaly sie zdziwione na swoj bagaz, ktory lezal w korycie strumienia, do gory plozami. Nadbiegali Kaziuka z Antonim, ciezko dyszac, w glebokom sniegu, i miotajac wszystkie joby, sukinsyny i "chaljery" jakich sie przy nich do woli nasluchalem. A teraz moglem jeszcze wiecej posluchac, kiedy pan doktor Biwer obzywal sie najgorszymi z wlasna malzonka.
-Zachcialosie babie powozic ! Bo ona umie ! Wszystko umie ! Wszystko wie lepiej ! Tak i wpierdzielilasie w  te jame !
Malzonka piszczala i wierzgala bez przystanku noga, ktora jej wystawala z san. Zanotowalem, ze musiala jej ta konczyna marznac, bo ponczocha konczyla sie na pol uda, a dalej udko rozlozyste i gole, a potem jakies chaszcze o ktorych i wiedziec nie chce. Pan doktor Biwer wylazl, bo Kazmirz z Antonim juz odsuneli sanie i wyciagal malzonke.
Uslyszelismy szybki galop i nadlecial tato z Sedzia i jego synami. Pozbieralo sie cale towarzystwo, przywitalo i zgodnie ruszylismy do domu.

Kto nie wie ile traci bez Wilenskiej kuchni, nie wart i slowa. Stol byl ogromny i okazaly. Przez otwarte podwoje do salonu, wlewal sie blask choinki, ze wszystkimi kolorami bombek, wycinanek, wstag i wielobarwnych lancuchow. Stol lezal nizej, bialy, jak pole, a na nim - wszystko ! Dzis - goscie ! Dan nie wylicze, nie podolam.

Zaskoczyl mnie rudy leb na miejscu z pustym nakryciem, ktore stalo od Wigilii. Wielkie chlopisko, w ojca koszuli, zarlo ze smakiem. Zerwal sie, zlapal mnie pod zebra, podniosl wysoko i rozesmial sie:
-Franek ! Wyrosles chlopie !
Zebra zabolaly, ale cos bylo w tym rudzielcu.....Cos znajomego. Co tu sie dzieje ?
Biwer z zona sciagali kapoty, otrzepywali sie ze sniegu, Pani Anna z mamuska zakrecily sie przy nowych talerzach, nikt nie mial czasu mi tlomaczyc.
-Wiesiu, to juz na zawsze ?
-Jak Bog da, na zawsze, panie doktorze.
Przelamali sie oplatkiem, tato im nalal, wypili i Rudy spytal:
-A Kaziuki, Antosiuki ?
-A jakze, zdrowi, cali, juz ida !
-W imie ojca i syna....- rozleglo sie spod drzwi, Kaziuk stal z otwarta geba a Antoni przy nim. Obaj patrzyli, przecierali oczy, a potem wycierali....
Matka i pani Anna a to podlozyly cos Rudemu na talerz, a to poskrobaly go po kudlach a chusteczki trzymaly przy oczach. Rudzielec zarl z apetytem, nie odmawial.

Tato wzial mnie do sypialni na powazna rozmowe. Po dwoch slowach wszystko wiedzialem, wszystko kojarzylem. Nie jeden wieczor o tym sluchalem. Moim ojcem chrzestnym byl plk Lekawski. W domu mial baze  akowcow. Niemcy zrobili nalot. Zaladowali pulkownika i dwoch synow na ciezarowke i powiezli szosa na Pustelnik. Po drodze, mlodszy syn, Kazimierz, rzucil sie na zoldakow, zakotlowalo sie. Wiesiek nawial a plk Lekawskiego, z synem Kazimierzem, Gestapo rozwalilo przy szosie. Latem jedziemy czasem w to miejsce posadzic kwiaty. A Wiesiek znikl. Potem okazalo sie, ze Wieska zgarnela bezpieka, bo jak ruskie przyszli,to go zlapli z bronia. Pisal do nas a matka i Bialoskorscy posylali mu paczki. Teraz go wypuscili i przyszedl w nocy piechota od stacji w Rembertowie. Kaziuk i Antoni sluchali zawsze wieczornych rozmow i wszystko wiedzieli. Teraz poszli do siebie pomodlic sie i podziekowac Opatrznosci za Wieska. Przy okazji, kazdy sobie raz jeszcze wlasny zyciorys powtorzyl..

Po nas do sypialni wladowali sie Biwer z Wieskiem, zeby Rudego przebadac na wszystko. Zaraz po Swietach mial sie zglosic do szpitala na Solcu, na badania. Pozniej pracowal w sklepie jubilerskim z synem sedziego.    

O zamiataniu Kameralnej po wojnie Wieska z Mirkiem o moja siostre , moze innym razem. Te Swieta zapamietaly sie kolorami zimy, przyjaznymi mordami piesow i Wieskiem - rudzielcem, co mnie podnosil do sufitu. Szczesliwi ci, ktorym Pan Bog dal na cale zycie ludzkie serca, zeby zawsze mieli je blisko.
                             

8 comments:

  1. Kleo,
    prawie po-świątecznie, gdyż juz południe
    (u mnie).
    Ciekawostkę Ci posyłam. Melanż afrykańsko - hawajski (polinezyjski ?) w gwarze śląskiej z rysunkowym komentarzem wyjaśniającym o co chodzi.
    http://www.youtube.com/watch?v=KYPRg7Uolxk&feature=related

    ReplyDelete
  2. Lex kochany, to jest zachwycajace ! Pomysl i swietna realizacja. I Ty, ze to wyszukales, brawo !
    Niestety nie mam czym sie zrewanzowac. Tylko Ci dziekowac i dziekowac....

    ReplyDelete
  3. Kleo,
    nie sumituj się. Bowiem: cała przyjemność - po mojej stronie - tak jak w tej piosence, choć bez damsko - męskich odniesień. :

    http://www.youtube.com/watch?v=4r2TPQX2CQA

    Z poświąteczymi pozdrowieniami. Dla Orki również.

    ReplyDelete
  4. Dziekuje za poswiateczne zyczenia. Poswiatecznie zycze sobie mniej lakomstwa.
    Obejrzalam tworczy film o futbolu i posluchalam Ludwika Sempolinskiego. Ciekawe skojarzenia w filmie o futbolu. To sie chyba nazywa sluch selektywny. Mowia, ze widzimy i slyszymy to, co chcemy widziec i slyszec.
    Pozdrawiam poswiatecznie.

    ReplyDelete
  5. Z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. Usprawiedliwienie - krzątanina przedświąteczna.

    Oto moja przypadkowo ułożona lista arcymistzyń i arcymistrzów mowy polskiej:

    Tadeusz Sznuk (redaktor rad.-tv)
    ś.p. prof. Wiktor Zin
    Leszek Długosz (poeta krakowski)
    Gustaw Holoubek
    ś.p. Jerzy Waldorff
    Ignacy Gogolewski
    Barbara Wachowicz (pisarka, biografistka)
    Kuba Strzyczkowski (P. Radio 3)
    Maciej Stuhr - syn starego Stuhra
    Wojciech Młynarski
    Bohdan Tomaszewski - komentator sportowy
    abp. Tadeusz Gocłowski
    Tomasz Sianecki (TVN)

    ReplyDelete
  6. Na wszelki wypadek, gdyby okazać się miało, że ponownie coś stanie na przeszkodzie mojej aktywności blogowej, już teraz składam wszystkim Piszącym i Czytającym, co inni napisali serdeczne życzenia zdrowia nade wszystko, a ponadto - wszelkiej pomyślności i domyślności w 2012!

    PS
    Domyślność może się przydać, gdy trzeba będzie rozstrzygać, kiedy to nasz Kleofasso rozpuszcza wodze fantazji nieszczerze (np. gdy zwierza się na jakimś blogu, że darzy szacunkiem red. XY).

    PS
    Zapraszam na bigos (gotowanie którego zajęło 6 wieczorów) - z 13 kg jest jeszcze ok. 8 kg do rozdania i spałaszowania na miejscu. Do bigosu do popitki może być barszcz czerwony wigilijny, tudzież kompot wigilijny kleisty, ale wlewa się jak małmazja.

    ReplyDelete
  7. Gustaw Holoubek też jest ś.p. Niestety...

    ReplyDelete
  8. Manius,
    Lista arymistrzow jest ciekawa. Sianecki bylby O.K. ale mowi:zabierz ta reke zamiast: poglaszcz mnie ta reka. Jak nie - to popamietasz te reke.
    Ta lista jest znacznie dluzsza. Chcialem dac poczatek dobrym wzorom. Moze to poprawi naszych kolezkow.
    Nie uwierzysz, ale od czasu jak zaczalem swoje polowania, ludzie pisza znacznie lepiej.
    Posluchajmy jeszcze raz Lex -Aloha -song:
    http://www.youtube.com/watch?v=KYPRg7Uolxk&feature=related
    Kleofas

    ReplyDelete