Saturday, December 24, 2011

A Proboszcz sie ubzdryngolil.....

Śnieg na Powiślu tajał, chlapa. Śnieg na Dworcu Wileńskim skrzypiał. Końskie gówno i smażalnia placków - zapowiedź egzotyki.
-Przez Rembertów byłoby bliżej.,.
-A potem przez ten Poligon?
Matka zapychała mi szalik pod szyję, ojciec świecił czerwonymi uszami spod kapelusza. Wysztyfirowani oboje, jak do kościoła. Z ciężkim grzmotem pociąg wwalił się na stację w Zielonce, dyszał teraz i puszczał kłęby białej pary, z której wychynął Kaziuka Krzywicki:
-Dzień Dobry! Bóg się rodzi! Tak my już z Antonim czekamy i czekamy od rana. Pewnie nie przyjadą...
-A list doszedł?
-A jakżeby! Ale mieli być o ósmej, ale te pociągi tak się zaczeli zimą spóźniać, że mówię: Tosiek, do południa przyjdzie się poczekać....
-A Antoni gdzie ?
-Z koniami się został, żeby pod taksówkę nie wleźli....
Przed stacją, Antoni  zadał koniom obroku, siedział bokiem na saniach i sztachał się PallMall'em, co to pewno u pana Jana z kanapy wyciągnął.

PallMall leżały schowane w kanapie, jak u nas. Ja podwędzałem dla kolesiów na Kościuszkowskim, a te dwa parobki popalali kiedy Sędzia nie widział. Sędzia, Jan Białoskórski, ściągnął do Warszawy z Nieszawy i za Wileńszczyzną nie tęsknił. Jeden syn otworzył sklep z brylantami, drugi - z futrami, głodu nie mieli, a i staremu ojcu trzymali ten folwark pod Rembertowem. A stary Sędzia gospodarzył na paru hektarach sadu i żyta, kawałek lasu miał na chrust z drewnem i hołubił tych dwu rzezimieszków, co ich był z Nieszawy wytaszczył. Kaziuka Krzywicki i Antoni Sienkiewicz, obaj byli na fałszywych papierach, czego nikt nie miał nawet prawa się domyślać. Po latach ojciec mi powiedział, że ci obaj akowcy natłukli sekretarzy i ruskich oficerów więcej niż much i obaj mieli KS w Polsce. U pana Jana za parobków byli. Wieczorami brali sobie samogonu na swój ganeczek (oddzielne wejście), pili, tańczyli kozaka i śpiewali do rana. Pod Nieszawą każdy zostawił żonę i rodziców, i "na śmierć" wszystko zapomniał. Ojciec z Sędzią wypisali im dwa życiorysy, których ci dwaj przedwojenni ułani wyuczyli się na pamięć. Przyschło.
 
-Patrzaj no, Franiu, te cztery już na twój widok dostali małpiego rozumu!
-Niech pan Antoś już szybciej wykręci pod gankiem, to polecę się witać!
-Kaziuka, przytrzym tego nowego, bo kawalerowi łeb urwie! Jeszcze nie zwyczajny. Wykręcam, wykręcam, kawalerze, ale powolutku, bo się taki bardak robi, że zwariować! Te cztery rwą łancuchy, jazgot, pani Sędzina już na kryleczku szlocha, pan Sędzia na nią wrzeszczy, Kaziek mi się pod sanie zesunął, a pan profesor za łeb kawalera trzyma, żeby się na psy nie rzucił!
-Franek, do nogi!
Głupie psy zrozumiały i przysiadły, a ja też. Obciągnąłem paltocik, mamuśce pomogłem z sań na schodki i - do kuchni! Tam - pełen talerz dla psów i biegiem z powrotem, karmić.
-Cezar, kochany, masz tu szyneczki!
-Orzełek, sieroto, na rogu cię przywiązali? Masz tu kaszanki!
-Lejba, ty łajzo leniwa, masz tu baleronik!
-Rudy, masz cholero, zeżryj z talerzem!
Każdego piesa mieli przywiązanego na jednym rogu domu, a jeszcze oba parobki mieli po karabinie pod siennikiem. Psy złe, zębate, obcego nie podpuszczały. A czuja miały że ho ho!

Światła u Białoskórskich nie było, lampy naftowe i świece, a pachniało! Pachniało Świętami. Pani Anna trzymała całą rodzinę krótko i post był od rana, jak się patrzy. Ani, ani. Panowie szlachta kończyli golenie i poranne ablucje. Pani Anna i mamuśka, obie ze łbem zakręconym na papiloty, wąchały pachnidła i pieprzyły głupoty, kto gdzie kogo, przed wojną i dlaczego. W przerwach zdobiły choinkę. Od szóstej ojciec wychodził na ganek, wracał, pytali - już? Nie, mówił. Przygotowania trwały dalej.

Wreszcie, ojciec wraca z ganku i mówi - już! Znaczy Gwiazda Betlejemska świeci. Mamuśki otwieraja nam dźwierza do salonu, a tam - morze ognia! Płonie ta choina na wszystkie kolory! I biało, i zielono, i czerwono, i migająco - mrużyliśmy oczy od tych świeczek. Każda świeczka w blaszanej lufce z podstawką, na łapce zaciśniętej na gałązce. Był cały kunszt zakładania świeczek, żeby podpalenia nie było. Ten zapach wigilijnych świeczek został na całe życie. Mamuśka była na warcie, a tata stał gotów z wiaderkiem,  jako Pierwszy Sikawkowy. Na wszelki wypadek.

Wchodzili po kolei i zasiadali. Ojciec z Panem Janem, dwaj synowie Sędziego -  Karol i Stanisław, obaj Kresowiacy -  Pan Antoni Sienkiewicz i Pan Kazimierz Krzywicki, Pani Anna z moją Mamuśką, a na koniec - ja i cztery piesy. Pani Anna, jako Gospodyni, obchodziła salon z opłatkiem na talerzu. Zaczynała od Pana Jana, potem - moja mamuśka, potem synkowie dwaj, potem Kresowiacy, potem ja z piesami. Każdy brał kawałek, drugi odłamywal od sąsiada, trzecim dzielił się z pozostałymi. Życzenia były po cichu, do ucha, tylko łzy kapały na opłatek...

Jak się już wysiapali, wysmarkali, wywnętrzyli jedno drugiemu, pani Anna zasiadała do fortepianu, mamuśka zajmowała miejsce wokalistki i zaczynały: Bóg się rodzi! Tu - mocnym chórem wchodzili Panowie: Moc truchleje! Stary polonez był jak szampan. Znowu z oczu pociekło i ręce zadrżały. W ciszy zasiadali. Tylko Ojciec i Pan Jan wychodzili do stajni. Szli do koni, krów i drobiu, żeby Dobrą Nowinę przekazać. A jak mi Tato tlumaczyl, zwierzaki w Noc Wigilijną mówią, wystarczy im ucho do pyska przyłożyć.

Potem talerze, szklanki i kieliszki szły w ruch między półmiskami, siano szeleściło pod obrusem, znikał śledzik, karpik, szczupak, lin, pierogi z kapustą, kluski z makiem, mak z miodem i reszta postnych. Później - prezenty, łakocie i kolędy. Na Pasterkę, że do kościoła było daleko, Kaziuk i Antoni, pierwszego roku, przywieźli proboszcza do folwarku aliści ten się tak ubzdryngolił, że nazajutrz na poranne nabożeństwo nie zdążył. A nasz folwark został obezwany czerwoną oberżą i siedliskiem diabła. Hektolitrów soku z kapusty i ogórków, które Wielebnemu wlewano na otrzeźwienie nie warto wspominać, bo nam śnieżną, puszystą i cichą oprawę Wigilii zmarnują.

Po Wigilii, siedziało się u Białoskórskich aż do Trzech Króli. Kiedy wracaliśmy, sypało mocno i na Wileńskim, i na Powiślu. A my, z ojcem, szykowaliśmy się już na pola, pierwszego skowronka usłyszeć.

12-11-2009


.

1 comment: