Friday, July 1, 2011

Życzymy Kozłu...

Walter rzucil sluchawke, strzelil w drzwi i przydymil oponami na parkingu. Wypadl z firmy jak poparzony. Wrocil po trzech godzinach, padl na fotel i poprosil wody.
W domu u nich Jane jeszcze poplakiwala i nie wiedziala w co rece wlozyc. Ten skurwysyn pchal leb przez wrota szopy i wsciekle charczal .
-Zadzwonilam po Walta bo son of a bitch nie chcial mnie do domu wpuscic ! Oknem weszlam...

Gospodarzyli na sporej farmie, ktora kupili kiedy Walt emerytowal sie w Navy a goat-he czyli koziola dostali w spadku od poprzednich wlascicieli. Piekny byl. Rosly, prawie do ramienia siegal, z wielkimi niebieskimi oczami, capia brodka i eleganckimi manierami. Sikac i na kupe maszerowal zawsze w jedno miejsce na polu, wybredne potrawy dobieral sobie sam, wielki byl to wszedzie siegal. W seksie nie przebieral - baranowi zad wygrzmocil, do konia sie dobieral, kozy mialy male tuzinami a burej suce uszlo, bo cholernik nie wiedzial jak sie pod plot dostac. Rogi mu porzadnie przytrymowali, z udzialem dwoch patroli policji, strazy pozarnej, ambulansu i ekipy rangers ze sznurami.

Jego przerazliwy bek slyszeli sasiedzi o mile, od rana do wieczora. Zawsze mial cos do powiedzenia. A to traktor sie nie podobal, a to kompotu mu nie dali, sama wode, a to drut ze starej miotly w mordzie mu utkwil, wszystkiego sie czepial. Swoj bek artykulowal na przerozne sposoby. Od slodkiego pomekiwania (a wielkie niebieskie galy w slup) do wycia na pelny gaz, przerazliwie, ze gruszki lecialy. I pchal sie do ludzi.

Tego lata dzien byl piekny. Siedzielismy w Town Hall i gwarzylismy o tym i o owym. Na wokandzie mielismy lotniarza, co wyladowal w kukurydzy Jacka i nie chcial dac pare groszy odszkodowania za zdeptana kukurydze. Naraz, cos huknelo w szklane drzwi a za nimi ukazala sie siwa morda z capia brodka i resztkami rogow na bacznosc. Anatol, bo takie bylo capie imie, wlazl do sali i podszedl do prezydialnego stolu. Zepchnal Teo z fotela i sam sie rozsiadl. Rozdziawil morde i zaczal swoj bek. Artykulowal pieknie. Oddzielal frazy, robil akcenty, modulowal glos, dobieral tonacje do tresci. Wyginal sie w lansadach przed misses, przebieral kopytami w rytm  swej tyrady - wzor elegancji i intelektu. Po godzinie, Steven co zul tyton, walnal sie lapa w kolano i wrzasnal:
-I'll be darn, Anatol, ale ty lzesz ! - Cap wniosl oczy do nieba i obrocil blekit na farmerow:    
-Ja ? Nie moze byc !                             
-Sama prawda, sama prawda, sama prawda ! - ruszyly na pomoc asystenty.
Asystentow mial dwoch - szeryf i pomocnik szeryfa.

Tego Szeryfa dawno juz wybrali, nikt nie chcial jego roboty, to trzymal stolek. Jego pomagier dbal o stroj i wygladal przy nas, "malorolnych" jak ksiaze z bajki. Lsnil i pachnial.

Obaj wyjeli kartki i... wtedy sie zaczelo ! Ustawili projektor, wyciagneli notatki i Cap zaczal wyglaszac.
-Anatol, ale ty lzesz ! - powtornie zauwazyl Steven. Wyplul tyton i belkot z Georgia zmienil mu sie na modulowanie a la South Carolina. Cap skoczyl z fotela, wyrznal Steva w tylek lbem, kopnal fotel i pogonil go na trawnik przed Town Hall. Ociekajacy wyplutym tytoniem Steve z rozbiegu przeskoczyl ozdobny plot przed magistratem, padl na trawnik i ciezko dyszal. Ufal plotowi. 

Koziol walil lbem w plot i beczal jak woz strazacki. Z plotu lecialy drzazgi. Cap ociekal slina i grzmocil lbem az mu pot z siersci kapal. Dwa pomocniki - szeryf i deputy - drapali plot, podkopywali, wlazili jeden na drugiego, zeby przeskoczyc. Klotnia trwala. Wrzask sie niosl po okolicznych farmach, ptaki ucichly a dwa kolujace jastrzebie odlecialy w sine dal....

-To nie byl paraglider, to byl Cherubinek od Najwyzszego ! W imie ojca i syna...- 
Dalej klamali, a Koziol nawet sie przezegnal tylna lapa. Ten cholernik umial klamac. Jak sie na co uparl, klamal do smierci, ktorej to - i rychlej - wszyscy przyzwoici obywatele mu zyczyli.
-Zapytajcie Pastora, on wam powie !
-Wielebny nie powie, bo siedzi w mamrze - oponowala ta co jej sie dzinsy na pepku trzymaly - za rycie pod chlewem, zeby szmal znalezc, i za obraze prezydenta. 
-Cherubinek byl ! - wrzeszczal Koziol - Cherubinek !
Ten starszy, cwoczkowaty pomagier, jako senior, robil wykladnie "Cherubina", deputy trzymal obsliniony paluch na punktach programu i obaj z nadzieja patrzyli w Capa. 

Cap przeszedl do analizy strat i liczyli ile kukurydzy zdeptano, ile zezarto, ile ziaren z kazdej kolby. A Cap lgal ! Z gory na dol, co by nie bylo - kwestionowal i racje swoje wyrazal tak przerazliwym bekiem, ze nie moglismy tego zniesc. Co naplul, sciekalo  po capiej brodzie. 
Do awantury dolaczyly dwa ambulanse i rangers wyszkoleni w lapaniu koziolow. Byli na niego cieci, bo dwa lata temu wykonczyl ich kolesiow z poprzedniej kadencji zarzucajac szpiegostwo na rzecz Rosji. Wygral wtedy, bo kiedy on kozlowa adwokature gotowil do kampanii, biedne deputies latali po bibliotekach: co to jest ta "Rosja" ?! Wygral skurwiel i to mu zapamietali.

Takze dzisiejsza draka zakonczylaby sie  zwyciestwem Anatola, gdyby nie skusil sie na papier. Zawrocil do Town Hall, rabal raporty i notatki. Cala dokumentacje przeciw sobie zezarl. Nie oponowalismy, bo jak zarl, beczec nie mogl. Z budyneczku dochodzilo lakome cmakanie Kozla a na skwerku - cisza. 
-Z papierem skonczyl, teraz sie do plastykowych kublow zabral - raportowala ta z dzinsami na pepku i dupa na parapecie.
-Teraz jedzie po tapicerce i doniczkach - podawali inni przy oknach.
-Meble wykonczyl, co teraz ?
-Wiejemy, chlopaki ! - skoczyl Steven - Samochody ! Zaraz sie do opon zabierze ! 
Odjezdzalismy z gazem spod Town Hall, bo Koziol - Klamczuch lada chwila wypadl by na parking i - swiety Boze nie pomoze, ogoli nas na lyso a potem naklamie, ze nasza wina... Ambulanse i Strazaki dolaczyli, i cala karawana wiala do County City w nadziei na pomoc.

Arcy - Klamca, Cap obsliniony, Kozlisko Wredne poczlapal do domu. Wszelako, natknal sie na Jane to postanowil i tu dolozyc. Poderwal kopyta, wzial rozped, wycelowal leb w jej zadek i juz by ja zdrowo tryknal, kiedy wskoczyla przez okno i zadzwonila po Walta.

Walta cholernik bal sie, szanowal i sluchal. Mial estyme dla Navy. A Walter, stara pierdola, robil jak go na Pacyfiku nauczyli - Straszliwy Cap moze przydac sie na Ruskich, jak by przyszli. Holubil klamczucha - werede, podkarmial i nie dawal do odstrzalu.

Przyjechaly waltowe wnuki i pociotki, Walter dmuchnal w bosmanski gwizdek i Capa skurwysyna zmiotlo....Zamknal sie na skobel w szopie, zeby skrobac tezy do swojej kampanii wyborczej. Ma zamiar isc do wyborow i dostac sie do House, moze nawet Senatu. Juz o nim mowia: rutynowany, doswiadczony klamczuch do wynajecia. Jako taki moze niezle prosperowac wsrod wylacznie prawdomownych representatives and senators... Public relations ma zalatwione. Kto nie zauwazy wirtuozerii piramidalnych lgarstw spod kozlej brody i obludnych oczkow starego capa ? Reporterzy i tabloidy wychwyca to w mgnieniu oka ! Press conference beda mu robic, drukowac, fotografowac (zwlaszcza te brodke), a blekit uwodzicielskich oczkow moze go zawiesc nawet do Hollywood. Poniewaz, jak zaznaczylismy na wstepie, nie ma preferencji, dostanie poparcie wszystkich. 

Zyczymy Kozlu, jak Tusku, milego sprawowania wladzy w Edenie Rzeczy Niemozliwych a w Ogrodach - soczystej trawy. 
Zeby wycieraczki sie cale zostali.....                                                                                                                                                                                                              

8 comments:

  1. Kleo,
    nie piszę ale czytam, czytam, czytam......
    W Zagłebiu (Dąbrowskim) upałów niet - tylko 15 st.C i leje, leje, leje.....

    ReplyDelete
  2. Lex,
    Jesli Ci sie chce, napisz jak ludzie przyjmuja te hucpe z Unia, Buzkiem itp. Oczywiscie swiadomosc nobilitacji kraju to jedno a kojarzenie z wlasnym interesem to drugie. Ja n.p. bardzo to u siebie rozdzielam.
    Ponadto, wydaje mi sie, ze mimo szczytnych idealow i wzorow historycznych historycznych JK tak sie zakalapuckal w ten Smolensk i religie odwetu, ze jedzie w dol i wybory przegra z kretesem.
    Malo mam polskich media. Wychwytuje ile moge. Pisz.

    ReplyDelete
  3. Kleofas,

    Happy Independence Day. Baw sie dobrze. Zycze przyjemnego ogladania fajerwerkow.

    Marvin Gaye wykonuje jedna z moich ulubionych wersji "Star Spangled Banner".

    ReplyDelete
  4. Orka
    Tobie tez - Happy Fourth of July !
    Jestem bardzo wzruszony, ze pamietalas.Strzelasz ? Jak masz Male to musisz...Ja juz nie musze, ogladam. Tu jest zakaz, ale od wczoraj slychac to dalej, to blizej, kanonade, zwlaszcza po dziesiatej. I tak bedzie trwalo do rana. Jedynie pocieszajace sa local news, ze tu i owdzie komus portki zerwalo od wybuchu, albo innemu interes z bombami sie sfajczyl. Zdarza sie, a wtedy to dopiero sa fajerwerki ! Kupowac mozemy tylko w innym county, to jedzie sie te 20 mil i zalatwione. Pamietam, pojechalem do takiego sklepu. Wielka szopa zawalona od sufitu do podlogi bombami. Interes byl rodzinny. Tatus gluchy na oba ucha, corcia z poparzonymi lapami, nawet psiur mial obsmalony ogun. Ale handlowali, jak cholera ! Prosili tylko, zeby u nich na parkingu nie probowac.
    Najlepsza zabawe mialem zawsze z policja. Robilismy mala tratwe i puszczalismy na jezioro. Jerry, wytrawny pirotechnik, odpalal kiedy byla 200-300 jardow od brzegu. Modelowy malutki silniczek ciagnal ja po wodzie i strzelala kolorami przez 2-3 godziny. Glupie policjanty jezdzili drogami dookola jeziora i szukali tego co strzela. A my z Jerrym, jak przejezdzali, kierowalismy ich gdzie popadlo. Poniewaz na niektorych property tez strzelali, szeryfy mialy kociokwik. Wreszcie, kolo polnocy, jeden policjant wkurzyl sie i powiedzial:
    -Couse of you people I'll not have time to do fireworks with my children !
    Tyz mial magazyn w komorce.
    Baw sie dobrze, smacznych ribs and sausage, i uwazaj zeby sie nie osmalic...

    ReplyDelete
  5. Jak "ludzie" oceniają polską prezydencję w Unii ?
    Nie wiem, nie bywam, nie rozmawiam (powód znany),- wprawdzie słyszę (jeszcze) ale - ponieważ nie bywam, to nie słyszę.;)
    Ja specjalnie w zachwyt nie wpadam - w przeciwieństwie do polityków, mediów i dziennikarzy. Rotacyjnie - na każdego wypadnie, więc gdzie tu splendor i uznanie. Kiedyś na nas i tak musiało trafić. Trafiło teraz. Wcześniej byli Czesi, przed nami Węgrzy, zatem - "normalka".
    Rozweselają mnie oczekiwania niektórych: "co Polska będzie z tego miała". Nic. Bo przewodnictwo polega li tylko na funkcjach koordynacyjnych i organizacyjnych. Potencjału politycznego i ekonomiczno-finansowego z tego nie przybędzie. A wykorzystywać sytuacji do własnych celów - nie bardzo wypada:to raz, a dwa - wątpię aby przewodnictwo dawało ku temu okazję i możliwości. O wiele bardziej ciekawe jest to - czy przy naszym kulcie dla "jakoś to będzie ergo-byle-jakości" poradzimy sobie z tym przewodnictwem. Węgrów ocenia się dobrze, "wcześniejszych" Czechów - beznadziejnie. Z ocenami więc poczekam.

    ReplyDelete
  6. Od tego powinienem zacząć....
    Orca, Kleo,
    wprawdzie "amerykańce" z Was jakby importowane
    (chociaż z wyjątkiem Indian i Inuitów - to wszyscy Amerykanie są z "importu" ) z okazji Independence Day - wszystkiego najlepszego i samych "fajności" Wam życzę.
    PS. Nie wiem czy Maniuś to też "Amerykan". Jeśli tak to życzenia i dla Niego.

    ReplyDelete
  7. Przyłączam się do życzeń mego byłego ziomala Lexa kierowane do Naszych Amerykanek i Amerykanów i wznoszę toast herbatą (małe, ale własne Tea Party) za niepodległość USA:

    Niech żyje Niepodległość USA! Cieszcie się z niej Amerykanie, dopóki mozecie, albowiem nieznane są plany i zakusy Chińczyków! God bless America! God bless You!

    PS. Leksowi dziekuję za życzenia na wyrost. Mieszkam i nadaję z III RP.

    ReplyDelete
  8. Lex i Manius,
    Takie proste, a tak sie ucieszylem ! Jak kto glupi ! Bardzo,bardzo dziekuje.Wszyscy tu jestesmy "jebnieci" nt Independance Day.Kazdy sie szczerze cieszy i wiwatuje. Wczoraj rozmawialem o tym ze znajomymi, kazdy sie zgadza,za dla nas to wielkie swieto.Ci, co byli poza Ameryka zdecydowanie przyznaja, ze zaden inny kraj tak szczerze i glosno swojego nie celebruje. Kazdy wie ze "ma kota" i jeszcze to podsyca.Lubimy wszystko, nawet w biedzie.Zwroccie uwage, jak mocno i zdecydowanie kladziemy lape na klate,kiedy graja Star Spangled Banner.Pamietam,pierwszy raz widzialem w Medina Circus, w Chicago,zaraz po przyjezdzie,na spectaclu cyrku. Wielkie gmaszysko pelne ludzi,slon akurat walil kupe na srodku a wszyscy spiewali i - flaga na maszt ! Szczerze ! Od malych karaluchow do dziadkow i piwokrazcow z parowkami.Potem zamiatacz zebral lupe przy wielkich wiwatach widowni i wszyscy byli happy.
    Wystarczy.Dziekuje !

    ReplyDelete