Friday, March 25, 2011

Powazna sprawa



Preziowi pomyslow nie staje. Wieszal Smolensk na Krzyzu, straszyl smoka Wawelem, wydeptal asfalt na Krakowskim, smieszyl Sejm i Prezydenta wlasna absencja, wreszcie - wymyslil Koszyk. A w Koszyku - Hofmana. Pan posel poszedl na "Kropke nad i" do Olejnik i pani Moniczka zszargala go jak zdezelowany nocnik. Co wyciagnie jakiegos "erudyte" z PiS to jeszcze gorszy. Plaszczak sie zmyl, Klempe zapraszaja dla posmiewiska, pania Nelli dla kolorowego obrazka. Teraz - Hofman. Czy on tam normalnych nie ma ?! Obrazaja sie jeden po drugim.

Stare dupy zakladaja rozne grupy. "Zgwalcona przepiorka w tataraku", z Pania Ela, zabraly Peryskopa i ulozyly sie w PJN. Teraz sie naradzaja, przepraszaja, okradaja (Bielan kody internetowe). Wszystkiego dwa i pol, a tumult robia za pulk kawalerii.

I trudno sie dziwic - roboty szukaja. Kto zatrudni taka Klempe ? Moze do mycia samochodow. A brac poselskie apanaze i byc "najwazniejszy chlopak we wsi" kazdy by chcial. I tak snuja sie po tych nieszczesnych wyborcach, jezdza od wsi do wsi, robia hucpe gdzie sie da i gdzie sie nie da - dlaczego ? Bo kazdy chce byc wazny. Jak Palikot. Tez sie kazdego zderzaka czepia. Teraz sie ostrzygl. Na te nowa fryzure zalapal sie do pani Olejnik. Jeszcze go zapraszaja...

Do Sejmu, na galerie, zaprosily sie panie Pielegniarki. Obsiadly galerie jak biale mewy a wokol "pusty poklad". To nie Golas. To Marszalek Niesiolowski:
A one tupaly ! Jedne chcialy kontraktu, inne nie chcialy. Czekalem, kiedy pan Marszalek zerwie sie i wrzasnie: Ach, zesz wy.... Tylko to mogloby wymiesc biale fartuchy na dach sejmowy. Nawet jesc nie chcialy. Narazie zachcialy Pierwszej Damy. Posluchaly damy Damy i - odpuscily.  Teraz podobno chca Prezydenta. Kazdy go chce. Jedni koronowac, inni topic.

Sejm obradowal.  Wyszla byla na mownice jakas jakala. Jakal sie straszliwie. Wybrali go, oratora, zeby w ich imieniu reprezentowal Kraj. Wesoly ten kraj. Takiego popisu nie bylo od czasow Obroncy z urzedu w My Cousin Vinnie. Posel byl lepszy.

Zgodzili sie w jednym - wszyscy kochaja Malysza ! Jedyny, co nikomu nie podskakiwal, tylko sobie. A co podskoczyl, to medal. Tusk mu nawet podarowal kaszubskie ciupagie. Spod serca sobie wydarl; zeby go nie kusilo uzyc tego mlota na zakute lby w Parlamencie. 

Parlamenty i rzady roznych krajow chca byc powazniejsze ? Gowno prawda ! 28 Natowcow namowilo sie na Kadafiego, zebrali sie do kupy i ruszyli a potem sie okazalo, ze bez dowodcy. Jeszcze radza kto nimi  dowodzi... Glupota jest uniwersalna i powszechna. To nie tylko polski patent. Madry niby Obama wyslal na Bliski Wschod Clintonowa, koalicje stworzyc, a okazalo sie, ze "kazdy wuj na swój strój". Tzw Koalicja NATO twierdzi, ze umawiala sie z Clinton, ale sie nie umawiala, Berlusconi w raczke cmokal libijskiego tyrana, pozniej oferowal sie jako mediator, a teraz boi sie jego zemsty ?! Te niby super kompuermozgi, Japonczycy wlezli sobie do radioaktywnej wody jak by nigdy nic... Jednego dnia ostrzegali, ze woda z kranu truje, dzis oglaszaja, ze nie truje. Instruktor pilotazu (!) podnosil TU154 bez klap, az mu przerazony mechanik zawyl "Klapy !". Klapy wysuneli a pobozne mieszkance Minska Mazowieckiego winny tego mechanika w reke calowac od rana do wieczora. Inaczej,  cale wies by jem sfajczyl, a odlamki moglyby doleciec nawet do Wesolej.

I Obama, i Clinton, i Berlusconi, i japonskie eksperty w radioaktywnem sosie, i pan instruktor od latania potwierdzaja - glupota nie zna granic ! A polskie polityczne wybryki uswietniaja to polityczne panopticum Swiata. 

Jak w Przygodach panienek Ewy i Ani, prawda lezy posrodku. Polacy na Zydow ! Zydzi na Polakow ! A stary Buber w grobie sie chichra: probowalem im przetlomaczyc, ale nie sluchali... Wylozyl byl, jeszcze w trzydziestych, cykl wykladow "On Judaism". I Zydzi, i Polacy od Abrahama zaczeli i - jedni i drudzy - przed Sadem Ostatecznym skoncza. A po drodze sie rozliczaja, kazdy po swojemu. Zydzi wyzbyli sie chrzescijanskiego "dwelling", a Polacy fanatyzuja z Krzyzem. Glupota nie omija ani jednych, ani drugich, wszak Razem i Jednakowo koncza. Ale - ilez to radosci i zbytkow dostarcza im na codzien ! 

Bawmy sie wiec, Panstwo Zurnalisci, glupota, co Wam karme daje, a nam radosci i zbytkow dostarcza !
Glupoto ty nasza bezmierna,
Bez granic, porzadku i swiatla...
Jak swinia w Kosciele koszerna,
Jak maca papieska nielatwa.
Jak polska reforma, jak Armia
Jak Sejm, jak Wybory, jak Prezio.
O wszystko sie bijmy i szarpmy,
Bo tak jest weselej - i swiezo !

24 comments:

  1. Jak w Przygodach panienek Ewy i Ani, prawda lezy posrodku
    Pośrodku - czyli gdzie ?
    Kleo,
    świntuch z Ciebie ale pamięć masz dobrą. :)

    ReplyDelete
  2. A ja mam ruski sklepik pod ręka i wszystko (prawie) tansze niz w supermarkecie. Jak oni to robią ?
    (Przeflancowane od A. Szostkiewicza ).
    *
    To jest pytanie, na szekspirowską miarę niemal: Jak oni to na tym amerykańskim midweście robią ? Może przyczyna w ilościach ? Do sklepiku na moim osiedlu handlowiec ziemniaków sprowadza 100 kg, do marketu - w tonach (albo coś koło tego).
    Ale w midwestowym sklepiku chyba podobnie jest....
    Nie wiem Kleo w czym rzecz ale - wierz mi - nie koloryzuję. To co napisałem u Szostkiewicza dałem do zweryfikowania żonie.Potwierdziła.

    ReplyDelete
  3. Lex
    Proste.Boria sprawdza u importera ile go bedzie kosztowac, robi swoja kalkulacje, jedzie do supermarketu sprawdzic ceny i juz. Jesli zarabia choc odrobine, sprzedaje. A ze ma rowniez rzeczy, ktorych duzy store nie ma,ludzie kupuja i on, choc troche odrabia straty. I tanczy wokol klienta. Kazdego zna, kazdemu daje maly prezencik - jak to w handlu.Ja, na przyklad, jade tam pogadac. A ze jade,to kupuje. Maly moze bic supermarket, ale to kosztuje duzo wysilku, talentu w PR, cierpliwosci i obecnosci w sklepie od rana do wieczora. Mozna by napisac rozprawe "Jak maly zwalcza duzego" w interesie. Jak to mowili "Matka bylam troje dzieci mialam..." Pozdrawiam.Kleofas.

    ReplyDelete
  4. Też przeflancowane od Szostkiewicza:
    Lex pisze:
    2011-03-25 o godz. 14:57
    "Tak więc zamiast jechać do marketu po 1 l oleju za 4,50 zł czy kilogram cukru za 4,00-4,50 idzie się do osiedlowego i za ten olej płaci sie 4,99 zł a za cukier 5,80."

    Lex,
    a Ty to kupujesz? - tę ewidentną truciznę?
    Tętnic i żył Ci nie szkoda?
    A może chcesz komuś pomóc w przeniesieniu się do tego lepszego Świata?

    Sorry, już wiem, olej dolewasz do swojego diesla bo zrobił się tańszy od oryginału na stacji benzynowej a cukier przerabiasz na napój, który dawkowany z umiarem służy zdrowiu te tętnice i żyły czyszcząc.
    Rozumiem.

    Pozdrawiam, Nemer

    ReplyDelete
  5. Nemer,
    samochody miałem przez ponad 35 lat ale nie mam. Od trzech.Zaczynałem z Syreną ( a jakże) skończyłem z Peugeotem. Nie były to diesele - nigdy. Tak się jakoś składało.
    Cukru nie używam - słodziki w minimalnych ilościach ale to chemia i nie wiadomo co gorsze. Podobnie z olejem. A co do napoju czyszczącego żyły i tetnice...
    "To nie te czasy, Arlekinie, nie te czasy ......" Pamietasz ?

    ReplyDelete
  6. Lex,

    Podoba mi sie porownanie 747-8 do orki! Orki widzialam wiele razy, ale za kazdym razem ich widok wprowadza mnie w oslupienie i, o ironio, nie mam zadnego zdjecia rodziny orek wlasnego autorstwa.

    ReplyDelete
  7. "Po srodku lezy problem" - tak napisal Kapuscinski w ksiazce "Imperium".

    Ja rowniez odwiedzam miejscowy rosyjski sklep. Kupuje tam chleb razowy. Czasami sa tam sliwki naleczowskie Made in Poland. Kupuje i zjadam kilka zanim dojade do domu.
    U mnie kazda grupa etniczna ma swoje sklepy - Chinczycy, Japonczycy, Meksykanie, Koreanczycy, Polacy. Lista jest dluga.
    Jesli chodzi o jakosc zakupionych produktow to kazdy klient wybiera sam, co chce. Wszystkie informacje sa podane na opakowaniu. Jesli sliwka naleczowska jest przeterminowana to moja decyzja, co z tym zrobic.
    U mnie nie ma reguly jesli chodzi o roznice cen miedzy duzymi i malymi sklepami. Kto ma czas ten jezdzi od sklepu do sklepu, aby zakupic tansze produkty. Kto nie ma czasu kupuje wszystko w jednym sklepie.

    ReplyDelete
  8. Witam, witam Lex,ie Szanowny.
    Pewno, że pamiętam tamte czasy, co to jeszcze wszystko na "p" dawało się radę a teraz, to już tylko "z ograniczeniem". Ja jeszcze cztery kółka daję radę ale ostatnie paręnaście lat, to już tylko te z "celownikiem" bo znoszą nawet starych nieudaczników, debili i innych drajwerów specjalnej troski.
    A z tymi zakupami, to ja tak naprawdę tylko złośliwie i specjalnie przeciwko tym Amerykańcom, co się tu panoszą na tym blogu za to, że powymyślali te piramidy doprowadzając do nieszczęścia dziesiątki milionów swoich obywateli i zarazili głupotą dietową pół Świata. Teraz powoli "trza" to odkręcać.
    Nigdy nie zapomnę, gdy spotkałem w 1997 roku w pewnym podłym miejscu oficera amerykańskiej policji, który tak jak ja skorzystał ze "szwedzkiego stołu" pobierając m.in. trzy gotowane jajka, wywalił żółtka, zjadł białka i tłumaczył mi, ciemniakowi z jakiegoś zadupia Europy, że w ten sposób chroni się przed zabójczym cholesterolem.
    W kwestii cukru, to prawie nie używam w ogóle. Kilogram na rok dla gości, więc jego cenę mam gdzieś. Słodzików, aspartamów ani innych cocain, też nie. No może trochę soli.
    A z napojów, to już tylko jakieś czerwone wytrawności dla zdrowotności.
    Pozdrawiam, Nemer

    ReplyDelete
  9. Lex, Nemer

    Flancujcie, flancujcie, to sie doflancujecie.

    "Izraelicy doktorkowie
    Widnia, zydowskiej Mekki flance
    Co w Bosni, Stryju i Krakowie
    Szerzycie kulturalna france
    Wy, co chlipiecie Naje Fraje
    Wasza intelektualna zupe
    Madrale, oczytane faje
    Calujciez mnie wszyscy w dupe !"

    Pisala Poeta, ale Poecie sie zmarlo. A wy dalej flancujecie...
    Wesolego flancowania !

    ReplyDelete
  10. Orca,
    Kapuscinskiego tam nie bylo ! Lze jak pies.

    ReplyDelete
  11. Kleofas,
    no i co się tak złościsz? - a w ogóle, to zanim każesz się całować, to ponformuj łaskawie, czy szałer wziąłeś, bo obrzydliwy jestem.
    Pozdrawiam,

    ReplyDelete
  12. Nemer
    Shower jeszcze nie bralem, bo rozmyslam jak to jest, ze kontroler w Waszyngtonie usnal i dwa samoloty spokojnie wyladowaly, w nocy, a polski TU154 mial dziesieciu kontrolerow i sie rozpieprzyl w bialy dzien ? Albo, ze instruktor latania na TU154 nie schowal klap i dopiero mechanik swoim wrzaskiem spowodowal korekte. Cos chyba z glowami jest nie w porzadku. Nie wolno zarzucac Polakom wrodzonej, genetycznej glupoty, ale jak to wytlomaczyc ?
    Czesto mam tego rodzaju uwagi, ale zwykla kurtuazja nie pozwala wywalic "kawe na lawe". Wypisz sie, jesli chcesz.Pozdrowienia.Kleofas.

    ReplyDelete
  13. Nemer
    Korekta:"schowal klapy" winno bylo byc.

    ReplyDelete
  14. Czy ktos moze opisac reguly gry w ciuciubabke?
    Dlaczego to sie nazywa ciuciubabka?
    Dziekuje.

    ReplyDelete
  15. Orca
    Bo jak sie wtedy poderwalo fajne babkie to potem bylo ciuciu !

    ReplyDelete
  16. Skąd nazwa ciuciu - babka - nie wiem. Reguły są proste. Jednemu z uczestników zawiązuje się oczy i ma on za zadanie schwytać innego uczestnika. Potem oczy zawiązuje się schwytanwemu itd. Niekiedy - jako utrudnienie wprowadza sie obowiązek rozpoznania schwytanego
    Gra ma swoje zalety. Zwłaszcza jeżeli uczestnicy są płci odmiennej.(vide Kleo....) Obowiązek "rozpoznawania" - umożliwia bowiem dokładną egzegezę szczegółów anatomicznych osoby schwytanej co ma zasadnicze znaczenie jeżeli chwytającym jest chłopak/mężczyzna a schwytaną dziewczyna/ kobieta.
    W "ogólniaku" ( koedukacyjnym ) "namiętnie" - na przerwach bawiliśmy się w ciuciu - babkę. Zdarzyło mi się kiedyś, że będąc chwytającym złapałem coś "damskiego". Rozpoznawałem kto zacz intensywnie i dokładnie ale w pewnym momencie zauważyłem,że zrobiło się nienaturalnie cicho choć zwykle "rozpoznawaniom " towarzyszył spory harmider. Ściągnąłem opaskę z oczu i.... Okazało się,że złapałem panią profesor od biologii. Wierzcie mi na słowo - było co "rozpoznawać".
    Najciekawsze zaś było to, że obeszło się bez konsekwencji. Biologiczka miała poczucie humoru i zrozumienie dla .... naturalnej ciewkawości i chęci jej zaspokajania. ;)

    ReplyDelete
  17. Wyglada na to, ze ciuciu-babka to zabawa pelna niespodzianek. Nie ma nic wspolnego z cióció-bapką.
    Kilka lat temu w Bialym Domu mieszkal pewien pan, ktory niezbyt dobrze mówić po angielski. Pojechal z wizyta do Europy na jakies miedzynarodowe spotkanie. Prezydent Hiszpanii po spotkaniu z tym panem powiedzial - jego angielski jest lepszy z kazdym dniem. ("His English is getting better every day").

    ReplyDelete
  18. Lex
    Mowi sie: "Ciućka Maćkowa" - gapa, fajtlapa,niezbyt rozgarniety. Zeby go nauczyc, ciuka sie go nosem, jak kota w mleko, az zapamieta albo pojmie. Stad Chat ta nooga choo choo. Az zapamieta.

    ReplyDelete
  19. Orka
    Sam sie glowilem nad napisem na ramce wideo "Zabawa w ciuciuba.", kto to jest ten Ciuciub ?! Od czasu, kiedy zabrali mnie na Halke, tez nie moglem zrozumiec - kto to jest ten Górszczyt ("Szumia jodly"... itd. Do dzis sie meczylem.

    ReplyDelete
  20. Lex juz pewnie spi, ale jestem ciekawa, czy zdal egzamin z biologii, czy oblal i musial zrobic poprawke.

    ReplyDelete
  21. Kleofas,

    Ciuciub to spolszczona nazwa pociagu - "choo, choo", co jedzie do Chattanooga z profesor od biologii w pierwszym wagonie. W pierwszym wagonie wszyscy sie bawia w ciuciubabke.

    ReplyDelete
  22. Orca,
    na świadectwie maturalnym z biologii miałem/mam ocenę: dobry. Wyższa od dobrego - to bardzo dobry. Lepszych w skali ocen wówczas nie było.
    Nie było więc tak źle. Jak napisałem wyżej - "pani od biologii" miała poczucie humoru i sporo zrozumienia dla szczenięco/chłopięcej ciekawości .... - no, niech będzie: świata. :)

    ReplyDelete
  23. Lex,

    Odpowiednikiem oceny "dobry" chyba bedzie ocena "B". Najwyzsza jest "A" chociaz czsami widzialam "A+".
    Co do poczucia humoru nauczyciela przypomniala mi sie nastepujaca sytuacja. Bardzo dobry nauczyciel jezyka angielskiego, lubiany i szanowany przez uczniow mial rowniez bardzo wysokie wymagania. Z tej przyczyny uczniowie z trudem zdawali testy i egzaminy z angielskiego
    Co trzy miesiace odbywaja sie konferencje nauczycieli z rodzicami. Podczas tych konferencji nauczyciele spotykaja sie indywidualnie z rodzicami w celu omowienia postepow lub problemow ucznia. Takie indywidualne (?pisownia) rozmowy moga sie przeciagac.
    Kolejka do wyzej wspomnianego nauczyciela zawsze jest najdluzsza. Aby kazdemu dac mozliwosc rozmowy, nauczyciel przynosi ze soba na konferencje zegar kuchenny ("kitchen timer"). Jest to urzadzenie, ktore powszechnie jest uzywane w kuchni do mierzenia czasu gotowania. Mozna to ustawic na przyklad na 15 minut i po wyznaczonym czasie zacznie dzwonic.
    Za kazdym razem, kiedy kolejny rodzic siada przy stoliku nauczyciela, pan od angielskiego ustawia "kitchen timer" na 10 minut. Oznacza to, ze tyle czasu daje sobie i rodzicom na omowienie sprawy dziecka. Trzeba byc dobrze przygotowanym, aby poruszyc wszstkie sprawy w 10 minut.
    Troche za duzo i za dlugo pisze...
    Przydalby sie "kitchen timer".

    ReplyDelete