Saturday, May 28, 2011

3:0 dla Rzeczpospolitej !

-Prezydent to ten od glupawych dowcipow o polowaniu i wiernosci zony, Mr President.
-Got you ! A ten drugi, spioch ?
-Prime Minister, Mr President ! Potem przyznal sie, ze klamal, ze spi....
-That Donald-boy ?
-Uhmmmm....
Zmordowany upchanym programem biedny Obama probowal dowiedziec sie szczegolow z kim bedzie mial rzecz w Warszawie. Kiedy uslyszal, ze trzeci "bohater" polskiej historycznej ekipy nie przyjdzie, bo jedzie do Wloch, nic nie powiedzial, zapatrzyl sie w okno samolotu i przestawil na myslenie o Michelle. Pomyslal, ze dobrze jej w Londynie. Nie bedzie swiadkiem kolejnych popisow polskich narwancow.

Te dwa dni w Warszawie, 500 agentow, Airforce 1, dodatkowe samoloty, helikoptery, pojazdy - koszt idzie w dziesiatki milionow. Zeby tylko Polakom przypomniec o US. Tymczasem niedorobki zdarzyly sie po super duper amerykanskiej stronie. Zle skalkulowana sekwencja: eggs and bacon rano, dwie godziny w samolocie i wypadlo Panu Prezydentowi zwyczajnie na kupke skoczyc do Marriotta. Zamiast do Komorowskiego. Dwadziescia minut nie tragedia, zdazyl, schedule byl O.K. Alisci potem, w Katedrze Polowej na Starowce, Pan Prezydent odstal przed tablica, pofilowal w sufit i zawrocil, starczy tych egzorcyzmow. Wszelako dostojny katabas zawrocil go do Tablicy - nie tak szybko, kochanienki, tu jeszcze popatrz ! Biedna Obamka poslusznie zawrocila udawac, ze czyta tablice. Wydawaloby sie, ze wystarczy, krawezniki przeskoczyli, pojechali do Tuska. I tu - trzecia wpadka - w prezydenckiem piorze zabraklo atramentu ! Albo fagas wredziuch specjalnie odlal, zeby Jego Wysokosc znowu z rozpedu  2008 zamiast 2011 nie wpisal, jak w Dublinie. Albo - nie dopatrzyli. Trzy do zera dla Rzeczpospolitej !

I blad po stronie pani Michelle. Zrazila sie dowcipasami pana Prezydenta w Waszyngtonie i Warszawe sobie darowala. A tu - Pan Prezydent, na podworcu palacowym, z jej Malzonkiem po angielsku rozprawial ! Zawzial sie i wyuczyl. Fertyczna tlumaczke z zadartym noskiem odprawili, i "v obnimku" lustrowali. Jak sie jeden zacial na dywanie, drugi go we wlasciwem kierunku popychal. Polish -American cooperation w najlepszym wydaniu. Spotkanie palacowe bylo udane, zeby tylko dwa posly, co sie Rady Bezpieczenstwa domagaly, nie zapomnialy byly jezyka w gebie. Ani pan Napieralski, ani pani Rostkowska-Kluzik ani be, ani me ,ani kukuryku, kiedy ich przed Obame wypchneli. Pani Posel co prawda okazalem zadem w kropy krecila przed kamera non stop, zad w kropy jednakowoz nie zaabsorbowal Prezydenta.

Te i inne szczegoly mozna by bylo wypatrzyc, gdyby TVN24 Obame, samochody, stol z goscmi pokazywala i o tym mowila, zamiast skladac swoj Portal z domyslow  pana Wierzynskiego i jakichs ambasadorow, ktorzy byli w pelni "neprichem". Male a szczypie. Podobnie jak prezent: film "Wiedzmin". Poty dobrego, poki ktos nie przetlomaczy trzem prezydenckim damom polskich kontekstow tego tytulu...Body guards nie pomoga... Ale - sam Komorowski zauwazyl, ze "...polityka dowcipu przynosi pozytywne efekty." Uparty Polak.

Uporu i determinacji innym dwom prezydentom nie stalo w Paryzu. Sarcozy i Medvedev, co sie byl wkrecil na G-8 "na holyavu", ruszyli wzdluz witajacego szpaleru. Szpaler do niego: Hello - Mr President ! On do nich -  Bonjour ! Wyrazy sympati lecialy strumieniami, a Obama lecial w usciskach wzdluz szpaleru dlugim krokiem rasowego koszykarza. Te dwa konusy - za nim. Nie nadazyli. Po paru krokach Sarcozy i Medvedev spostrzegli, ze nikt sie do nich nie wyrywa, nie ma czego sciskac, staneli. Zawrocili. A Obama dalej wiwatowal z Francuzami.

Zeby po prawdzie bylo, te flirty w Warszawie mocno zaczepialy o Bialorus. Po imieniu przejechali sie po Lukaszence. I Obama, i Komorowski.  I to kilka razy. 48 sztuk F-16 to malo w NATO - ale na Bialorus - starczy jeszcze zbraknie...Moze przyjdzie sie braci Bialorusow wyzwalac z zamordyzmu, jak wyzwalano Egipcjan od Mubaraka i Libijczykow od Kadafi. Przy serdecznosci Yanukovytcha wobec Komorowskiego i Obamy w Warszawie, moze bedzie sie wyzwalac z pomoca Ukrainy. Beda lupki - bedzie grosz - bedzie uzbrojenie - beda war heroes. Przecie nasza kochana Obama nie inwestuje tyle just for fun.

Przekonal sie, ze dobrze inwestuje. Warszawa czysta, wysprzatana, cala w kwiatkach i bez jednego samochodu. Odpowiedzialnosc i zaszczyty sa zbiorowe. Tusk wyprobowal na stadionach: jak nikt - to nikt i zastosowal przy wizycie amerykanskiego prezydenta. Puste miasto szczerzylo sie pustymi ulicami do prezydenta. Co kraj to obyczaj, lepiej niz moherowe wycia. I Prezia wymanewrowano jak nalezy. Sam sie prosil. A Walesie chyba pomogli wyjechac, bo jeszcze by co grzmotnal, na odlew.....Miasto tych "balaganiarskich Polakow" zaprezentowalo sie niezwykle przyzwoicie. Byc Polakiem - to brzmi dumnie !

Tych dwoch, spioch i kawalarz, wyprostowali sie i - jesli nie wpadna na "Wiedzmach" - stale zaproszenie do White House maja gwarantowane.

No comments:

Post a Comment