Monday, May 17, 2010

Student Ras

Byli czasy !
I byl sobie student. Jas Ras. Tata wielkorolny oplacil nalezycie i Jas objal stanowisko w trzeciej lawie audytorium w Katedrze Prawa, objal tudziez czwarte lozko po prawej rece w pokoju numer 12 na trzeciem pietrze Akademika. Kwestura zaopatrzyla go w karteczki z talonami na obiadki i kolacyjki, i Jas owszem, jadal. Sniadanek nie otrzymal, bo nie zabiegal. Okolo poludnia robil siusiu, poranne ablucje i ruszal na obiadek. Czasem pojawial sie na cwiczeniach, podpisal i znikal. Na wojsko, w czwartki, o szostej rano, donosilo go dwoch kolezkow sowicie wynagradzanych boczkiem i pozostalem prowiantem, co to regularnie naplywal od mamuski, Madam Rasiowej.

I byl sobie parowoz co dymil i pedzil, i ciagnal wagony. A z wagonu, na kazdej stacji, leb konski sie wychylal przez okno i rownie wielki Jan Tabarkiewicz zapytywal: czy to juz Warszawa ? Z ulga wysiadl na Glownem i dal nura do Restauracji. Pozywial sie i zapijal, kiedy przy sasiednim stoliku zobaczyl piekna mlodziutka blondynke. Jako, ze godzina byla wczesna, trzecia nad ranem, panienka byla w towarzystwie dzentelmena. Dzentelmen ow, czarniawy przystojniak, jak sie pozniej wyjawilo - siedzial w Mathausen, a po wojnie na Rakowieckiej, we Wronkach, w Grudziadzu i paru innych zakladach. Czujnie obserwowal pulchna pupcie blondynki, ktora zlazla z krzesla i lizala mu lakierki. Kilku ciekawych postawilo pieniadze, ze Panienka wszystko zrobi, o czym Dzentelmen pomysli, a nie beda ani sie slyszec ani patrzec jedno na drugie. Kolejni hazardzisci podeszli, wylozyli szmal i obserwowali telepatyczny seans Dzentelmena z Blondynka. Pisali na karteluszku, dawali Dzentelmenowi, ten wznosil oczy pod sufit, a Panienka bezszmerowo wykonywala, co na kartce bylo. Jan Tabarkiewicz nie tyle ten szmal na stole i akcje sledzil, ile nie mogl oczu oderwac od wielkiego dupska urodziwej asystentki magika. Po seansie zaprosil oboje do swego stolika i Dzemtelmen opisal mu sado-masochistyczna koncepcje swego pozycia z Asystentka. Ile by potem Jan wykladow nie wysluchal, cwiczen nie zaliczyl, egzaminow sie nie nazdawal, wizja pulchnej blond - masochistki meczyla go sromotnie. 

Palacz Gwozdz wyszedl przed Akademik, przeciagnal sie w porannem sloneczku i rozdziawil pysk w usmiechu. 
-Cos pan taki szczesliwy od rana, panie Gwozdz ?
-Panie, zebys pan slyszal jak mnie cudownie magister Szpilc opierdolil !
-Za co ?
-Niewazne, za co ! Jak on mnie cudownie opierdolil !
-Panie Gwozdz !
-Tak jest, slucham Pana Magistra ?
-W drzwiach pan stoisz, wyjsc nie mozna, droge mnie Pan zagradzasz, odsun sie pan !
Magister Szpilc opuscil Akademik po porannej inspekcji i pomaszerowal do Kwestury. I wyrzucic tego Gwozdzia nie szlo, choc wegiel z kotlowni ciurkiem podpieprzal. Trzynascioro mial na utrzymaniu i wszystkie: Stefan albo Stefania. Sam byl Stefan.
-Po cos pan ich tyle narobil, panie Gwozdz ?!
-Panie Magistrze, a bo to moje ? Moje to tylko te dwa najstarsze, a reszta to studentow !

-Nie Tabarkiewicz do dupy, ale Dupa dla Tabarkiewicza....
Warczal Jan i ciagnal jakies dworcowe wywlokie do pokoju. Gwozdz z kotlowni wyjrzal, wzial piatke i otworzyl im drzwi do korytarza.
-Kladz sie Gucia, tu nam bedzie dobrze !
Straszliwe wycie Rasia poderwalo wszystkich kiedy sie na niego zwalili. Swiatlo zapalili, chlopaki sie obudzili i oparte na lokciu patrzyli na te wierzganine. 
-Jasna sprawa, ja tu spie !
-Tabarkiewicz, wypieprzaj na swoje wyro ! I te swoje Gucie zabierz !
-Jasna sprawa, ja tu spie !
-Chlopaki, pomozcie mnie, sam nie dam rady...
Chudy mikrus Ras latal w pizamie wkolo lozka i probowal zepchnac Tabarkiewicza i jego Gucie z poscieli.
-Jasna sprawa, ja tu spie !
Pozbieral Jas Ras swoje manele i polazl na lozko Tabarkiewicza. Wyciagnal mamusine delikatesy z szafki, poczestowal kolegow. Zgasili napowrot swiatelko, zakaszali kabanosikiem, ogoreczkiem i przysluchiwali sie sprezynom z Rasiowego loza. Ktorys zrobil herbatki, flaszka sie znalazla a do rana bylo daleko - swiat i ludzie !
-Powiedz mie Ras, co ty tak calemi dniami robisz, ze cie nigdy na zajeciach nie ma ?
-Do kina chodze....
-Ale, ile tych kin, ile mozna ?
-Te miejskie juz zaliczylem. teraz sie do Falenicy, Otwocka i Jozefowa wybieram. Podobno dobre filmy graja.
-Pierwszy semestr oblales, drugi w kinie przesiedzisz, co ty chcesz robic ?
-Do majatku wroce....
-W Rzeszowskiem ?
-Tak. I Hrabiego bede koczem wozil !
-To po cos ty do Warszawy przyjezdzal ?
-Hrabia chcial uczone konwersacje miec, to namowil starych i tu mnie przyslali, zebym sie swiata napatrzyl !

Po zajeciach i obiedzie nikt sie nie kwapil do Akademika wchodzic, bo Tabarkiewicz z nozem czekal. Na zajecia i do stolowki przyszedl z rekami w kieszeniach i dopytywal sie ktory mu w nocy te klode na lancuchu na jaja zalozyl. Przysiegal, ze zarznie skurwysyna. I tak mu zostalo. Do dzis nie lubi dowcipnisiow. Zlodziei ma wsadzac pan prokurator Tabarkiewicz, a on tylko dowcipnisiow sobie wyszukuje. I nie daj Boze sobie przy nim zazartowac. Nie zna sie.

Czarniawy telepata z Dworca zarobil duze pieniadze na tych sztuczkach z Asystentka, mieszkanie ladne maja, troje dzieci, ale klnie, bo baba nigdy sie nie domysli co ugotowac i na ktora mu obiad zrobic. Taki los artysty.

Pan Gwozdz w Krynicy na lezaku sie wala i nic nie robi. Jego Stefany i Stefanie na ludzi wyszly i wspieraja tatusia jak moga.

A magister Szpilc za powolaniem poszedl, sie przechrzcil i za Rabina w Korzeciu robi. Czasem wpada do Rasia Jasia zeby go koczem przewiozl. Wspomina dawne czasy i mowi: probowalem jedno i drugie - szalona roznica !

2 comments:

  1. Dorotol
    Wszystkiego najlepszego z okazji imienin!

    ReplyDelete
  2. Kleofas, Happy Independence Day! Enjoy the festivities, picnics and the fireworks.

    ReplyDelete