Sunday, October 30, 2011

Wiatr

Lincoln przewalal sie jak krowa, z boku na bok, a waska droga wila sie jak zmija przez gory. Suche red wood i sosny wyssaly resztki wody z tej ziemi. Sucho i obco. Momentami przeswitywaly domostwa w lesie, wariata trzeba, zeby tu sie budowac. Coroczne pozary zzeraja wszystko. Trzeba bylo dalej gnic w Palo Alto a winko z Sonoma i Napa Valley smakowalo.

Bole skonczyly sie w Santa Cruz. Na wysokiej skarpie, w tawernie, dawali i winko, i mydlo, i powidlo...Silny wiatr wyrywal z rak kartke, bo trzydziesci jardow od plazy wialo jak cholera. Sucho, ten wiatr i obco. Woda zimna, tu sie nie pokapiesz. To nie rozplawiona w sloncu i palmach Floryda. Tylko kwiaty im, cholerom, obrodzily. Odmian i kolorow nie zliczysz a rosna na potege. Ta California z piachu kwitnie myslalem. I z tego krzemu w Silicon Valley.

Resztki Labradora, California Current i platanina pradow morskich u Zachodniego Wybrzeza wymywaja z dna smierdzace popluczyny, woda jest gleboka, zimna, nieprzyjazna. Za to wszelkie mutanty i inne popapranstwo zyje jak u pana Boga za piecem. Nawet slynne sekwoje i mamucie paprocie w Washington State przerastaja wyobraznie.

I - "beczki" ze sledziami i anchovies. Ulubiona zakaska Humpback Whales. "Garbusy" poluja grupami. Otaczaja lawice anchovies, zwezaja kolo i - kiedy cala "sledziarnia" wyplynie w gore - wystarczy nadstawic otwarta morde, same wpadaja. Towarzyskie Garbusy. Zawsze w grupach i zawsze parami. Sonarow i innych "bozych" radiolokatorow maja we lbie na tuziny i nigdy nie zra paskudztwa, jak czlowiek.Wiedza. W kronikach nie odnotowano nawet jednego przypadku kolizji dwunogiego pasozyta z wielorybem. Tlusciochy omijaja scierwo, zeby smaku nie stracic. A ten zgrywus na kajaczku okazal sie o krok od kolosow. I jeszcze potem sie chwalil !
http://www.ksbw.com/r/29605404/detail.html
A malzenstwo Humbacks wyskoczylo, zeby sobie na trutnia popatrzyc. I - na czarne mewy. Ewenement ! Ale - kraina mutantow, mewy tez jak albatrosy...

Humpbackow sie nie doczekalem, czarnych mew tez - same biale, tylko ten zimny wiatr wydmuchiwal ze lba mrzonki o "California, here is my dream..." Znowu w ten suchy, wredny las, gorki i - do domu.

W domu przyszlo sprawdzic blogi. Jezus Maria Anieli swieci, czego te blogowe popaprance nie wymysla ! Moskwa, zima czy lato, zawsze spotykalo sie na ulicy nieszkodliwego wariata, ktory gadal sam do siebie, albo do latarni. Stoi na czerwonym obok ciebie i nawija ! O rzadzie, o partii, o Stalinie, o rewolucji, dziob mu sie nie zamyka...Sadzi pierdoly piramidalne i bron Boze odpowiedziec ! Przyczepi sie i masz klopot. Wariatow napowrot w psychuszki wzieli, ale pojawily sie blogery. Tez truja do siebie, o sobie, bez ladu i skladu. Tez "nawiedzeni", jak moskiewskie "psychi". Uzaleznieni od keyboard jak od narkotyku.

Siedzi taki, napucony jak soltys na zagrodzie i wygrywa na klawiaturze hymny o swych publicystycznych talentach. Ani narracji, ani akcji, ani puenty ani sensu. Jezyka tez ani, ani.... "Wzielam i poszlam do sasiadki pomedzic". Menda, fakt jak mutant. Elaboraty i dywagacje ciagna sie milami, a sensu brak.

W jezykowej dzungli wyrosla przyzagrodowa arystokracja, jak mutant. Rodowod nieznany ale populacja rosnie. I - jezykowa kopulacja. Uniwersalny polski czasownik wszystko zastapi ! Co ty mi tu ...... I sygnal jest. Zra sie po sadach i na blogach. Epidemia obraz. Kazdy kazdego obraza. Posly i ministry bez przerwy maja rozprawy o obraze. "Napucony soltys" jest bardzo na rzeczy. Jest wszedzie - w radzie ministrow, w Sejmie, na bazarze, nawet zwykla kurwa swoj honor ma i nie daj Boze ja obrazic.

Z czasem dojrzeja do dojrzalosci. Zpsieja im te fochy, ochy i achy i bedzie pracowity ludek, co mniej klapie dziobem a wiecej robi. Dla siebie i innych.
Zrobia sobie szerokie drogi i skonczy sie kombinowanie kto kogo. Na drodze i na codzien. Porozwalaja sie na skorze w swoich "Lincolnach", pojada 20 na godzine i nawet tesciowa wyjma z bagaznika. Ale poki co - ja swojego spokojnie odstawie do garazu i odetchne po tym wietrze i zimnie w Santa Cruz.

No comments:

Post a Comment