Thursday, February 25, 2010

A Tato spal

Co to sie. kurde, nie dzialo jak ten Haselhuhn zjechal ! Konie mieszali najgorzej, bo wystawaly na klatce, zeby pare zielonych nabyc. Siemiatkoska, pietro nizej, bez przerwy latala do Administracji, ze waluciarze leja jej pod drzwiamy i kto po schodach nie idzie, lapie te szczyny w szapoklak. Sam Kierownik ADM sie wybral.
-Panie Jarzabek, ja mam do szanownego tatusia sprawe, zeby to lanie po klatce ustalo !
-A pan myslisz, ze nam to lezy ? Zawolaj pan melicje, niech ich zamkna !
-Co ty sie Lolek tlumaczysz - wtracila sie Cesia - przecie to nie ty ! Jak raz, po imieninach u Wieska, pusciles w pory, sama schody mylam i wycieralam ! A jak pan kierownik chce sie zazalic, to niech wypiernicza do tech, co Tatowi medal dali za Powstanie !

Faktycznie, farmazona trudno tera bylo rozroznic od ubowca. Te tyz po klatce mendzili, od sasiadow dziure w scianie wywiercili, lazili za Tata po calem miescie. A u nasz, na klatce, sie przebierali.
-Dzien dobry, towarzyszu Borowinski !
-A paszol ty won, mendo zlodziejska !
-Takie glupie, te ich oficery - narzekal Borowinszczak - za bazanta sie odstawi, a potem mie dzien dobry mowi ! Bo jak raz do wasz przyszlem..
-Sie zapomnial, ofiara peknietego kondona...
-Cepy niemozebne, klonica robione !
-Ale z Tata sa grzeczne, gume do zucia dla swojech bekartow wypraszaja...
-O. o, ooo Lolus, jak bedziesz jechal, skocz na Bazar, tech gum jeszcze nabyc ! Tato, co mial, juz jem porozdawal, a sie przyzwyczaily i zebrza... A Tatowi nie idzie jem odmawiac....
-A ty uwazaj, Cesia, jak tak dalej pojdzie, te ubeki beda sie do ciebie na zupe pchac !

Kiedys, rankiem, Tato udawal sie pochodzic nad Wisla. Wyszedl za prog ale spodzien se opuscil do cementu i oswiadczyl:
-Ktoren chce gume, musi mie w dupe pocalowac !
Uciekli przestraszone, ale ten jech kierownik obejrzal sie naobkolo, cmoknal Tate w podlupki, zlapal swoje gume i tyz nawial.
-Jutro se ich medal tam wetkne - powiedzial Tato - niech wyglancujo !

Wszystkiem na klatce sie te ubeki spodobaly. Farmazonow przepedzili. Jak ktorego przyparlo, to grzecznie pukal, czy moze siusiu. Siemiontkoska tech przystojniejszech zapraszala do siebie na przebieranstwo:
-Pan wejdzie, pan sie nie wstydzi, czterech mezow mialam, Soliter mie po Oboznej na wozku spuscil - ja juz niczego nie pekam !
Po jakiems czasie, zakupy nam wszystkiem robili, bo w kolejce stac nie musieli.
A te ich notatki sluzbowe to jem Hania w kuchni na stole dyktowala. Tato jej powiedzial, ze tak ladnie to o niem nawet w tem Chicago, w gazecie, nie pisali.

I spokoj by mial na starosc, zeby sie te wezwania nie posypali. Dla Staska Honczaruka i dla Wieska Czapigi. Z sadu, z melicji, z Ormo ze strazy pozarnej, z innech organow, i cholera wi skad jeszcze. Za meble placic, poduszke i kordle oddac - zwalilo sie to na nich jak Hanina pelargonia na te nauczycielkie.
-I gdzie ja, kurde, bede teraz do tech szemranech organow jezdzil, do Kociego Dolka ?
-Chody masz ?
-Gowno !

Plakaly se oba w klapy Pod Rzodkiewka, kiedy jak raz Zlota Reneta z Napoleonem weszly.
-Co jest, ferajna ?
-Siedziem i myslem. O, tu, wezwania codzien dostajem...
-Zara, zara... Ty, Napoleon ! A ten od tego malucha, od wielblada, pod ZOO, to nie byl mecenas przypadkowo ?

-Wysoki Sad raczy przyjac podziekowania za przeniesienie sprawy do miejsca zamieszkania mojech klientow ! Wnosze, ze obydwa sa niewinne jak te lelije, co tu na parapecie sie hodujo ! - otworzyl uroczyscie mecenas Orzeszka. 
-A swiadek Haselhuhn sie nie stawil ?
-Spi, prosze Wysokiego Sadu !
-Spi albo go znowu te ubeki po dupie cmokajo....Zauwazyla szeptem Cesia.
Przelozyli, az sie swiadek Haselhuhn stawi.

Oskarzone byli trzech a swiadek jeden, ktoren, nie wypominajecy, nieustajaco spal. Jak go z tego okretu do Warszawy wiezly, tyz spal. Jak lokal U Zwiedlej Ciotki w Kociem Dolku przemeblowali, w nocy - spal. Jak chawire kierownikowi lokalu rozbebeszyli, zeby Tatowi poduszkie i kordle na drogie wykompinowac - spal. Przespal nawet ciezkie mordobicie z melicjo w tem Kociem Dolku.

-Rozeszlo sie o to, ze najsampierw te ich krzeselka sie wszystkie rozlatywali pod namy !
-Zeznawaj praworzadnie, Wiesiek, ostatni fotel sie rozlecial na lbie kumendanta posterunku !
-Ty mie tu Stasiek nie prostuj ! Taki fotel, jak uczciwie zrobiony, nima prawa na lbie pec !
-Spokoj w mojem Sadzie ! Bo cale widownie usune ! - zarzadzil ten glowny z lancuchem na szyi - prosze kuntynuowac zeznania !
Mecenas Orzeszka szmyral jem do ucha, lby spuscily i potakiwaly.
-Wysoki Sadzie, moje klienty na okolicznosc lapowki wymuszanej chca zeznac !
-Jakiej lapowki ? Swiadek Jarzabek ? - Prosze mowic !
-Moj Tato, Haselhuhn.....zaczal Lolek.
-Wy - Jarzabek a wasz ojciec Haselhuhn ? - przerwal Sad.
-Wojenne okolicznosci nam sie przydarzyli - zaczal Lolek - to moj Tato ! - i kontynuowal, jak Sad przykazal.
-Tato powiedzial, ze na..........na co ? - Zapytal mecenasa.
-Na korupcje - podpowiedzial Orzeszka.
-Ze na te korupcje jednego dulara nie da ! - To ja zem jem powiedzial, ze zeby sie w dupe ugryzli i - wont, lachmadojdy !

Wiesiek sie rwal zeznawac, lape podnosil to Sad mu zezwolil.
-A w areszcie to nas zatrzasli oszukanstwem, Wysoki Sadzie ! Zwyklem oszukanstwem ! Postawili na stol pol lytra, cztery sledziki i cztery golonki a jakzesmy tam wlezli to kraty - trzask ! I kiblujem !
-I gowno bysmy wyszli, zeby nie nylony dla Cesi....
-Swiadek ! Jakie znowu nylony ? Jakiej Cesi ? Prosze na temat ! - zagrzmial ten z lancuchem.
-Cesia, Malzonka moja slubna, tu siedzi. A tato mial dla niej te nylony.
-A zona tego z melicji podeszla, zeby sobie na nasz pofilowac, bo na takiech duzech jeszcze sie jej nie przychodzilo i za te nylony wyciagla nam klucz do tego mamra.
-A te wszystkie stoly, szafy, karabiny i insze oporzadzenie, co w mamrze one mieli, poszli w drobny mak, jak sie zegnalim.
-Bo sie bronic zaczeli. Pozegnac sie nie dali !
-I rany ciete glowy, i zlamana reka, i wybite zeby, i pozar posterunku - to tez, bo sie wam pozegnac nie dali ? - Dopytywal sie ten z lancuchem.
-Dokladnie tak, Wysoki Sadzie ! Wszystko oni ! - zarzekali sie trzy podsadne.
Orzeszka byl niepocieszony. Stasio i Wiesio swoje odsiedzieli, Lolka zawiesili. A Tato - spal.

Friday, February 19, 2010

Buc

-Uwazasz Stasiek, ta moja rzezi mnie i skrzypi jak cieciowi w dupie na deszcz jesienny....
-A od tej mojej podjezdza, ze strach podejsc...
-Fetorek jak fetorek ale kuferek za maly...
-A ty lubisz takie z duzem kufrem ?
-Musi byc pakowna !
-Rzucim te cholery ?
-A jak z druga bedzie to samo ?
-To znowu rzuciem !
-No i ile ty jech naprzemieniasz ?
-Ile trza. Aby tylko na niezawodne towarzyszkie zycia trafic !

-Panie Lolek, Panie Lolek ! List do pana ! Zagramaniczny !
-Daj pan malzonce. Nie widzisz pan, ze zajety jestem ?
-Malzonce to malzonce. Do widzenia, panie Lolek !
-No i co ten ochlapus przyniosl ? Pewno znowu pomylkie zawodowe wykonal i trza bedzie Napiorkoskiem, na trzecie pietro odnosic. Rodzine we Francji maja.
-Listonoszow tyz pewno trzezwych maja.
-Ale ziaby podobniez wpierniczajo...
-Listonosze ?
-Cesia, jakie listonosze ? Francuzy wpierniczajo !
-Jezusie, Matko swieta ! Takie zabe polykac? Jakies szturgniete, chiba...

-Tylko ty nasz Stypulkoska w malyny nie wpuszczaj !
W rzeczy samej, Profesorowa, ktorej malo co majtki nie spadli, jak ze Staskiem krecila to Tango Milonga na weselu Stypulkoskiej, slowa dotrzymala i obu chlopakom przydzialy na Zeraniu, na Warszawy zalatwila. Pobiedy - rzechi poszli w odstawkie. I kufry obie gabloty miely tera odpowiedzialne. Blizniaki, tesciowa na lozku i zapasy na tydzien sie miescili. I rower - jak by sie kto uparl.

-Siegnj Cesia na te polkie, zobaczem do kogo ten list, to zaniem gacie sciagne, to bym tem Napiorkoskiem odniosl....
Cesia siegla, zaczela czytac. Lzamy sie rzewnemy zalala i wetkla ten list w rekie Lolkowi, bez slowa. Do rana jej Lolek opowiadal, jak go w gruzach Ghetta znaszli. Ojca pamietal. Rano do roboty nie pojechal. Pol litra, co w domu bylo, juz wychlal, jeszcze sie dopraszal. Cesia nie dala. 

Gruchnelo po Powislu, ze Lolek ojca znalazl. I, ze jak mu Lolek odpisze, to on przyplynie na Batorym. Pisali jeden do drugiego jak dwa glupie. Po dwa listy w dzien.

Zebrala sie ferajna u Wieskow, zeby sie ze wszystkiem namowic, co i jak. Fotografie, a jakze, ogladali, bo mister Szymon Haselhuhn jem przyslal. Same tez polecieli na foto pod ZOO, zeby podobizny stosowne nadawali sie za ocean. Drakie z tem pacykarzem codzien robili, bo tu Cesia chuda, ze az wstyd, tu Lolek na lysego wyszedl, na innem Zlota Reneta z brudno mordo, po bigosie i tak sie ciaglo dzien w dzien az na koniec wszystkie byli zadowolnione, wsadzili te obrazki w kopertkie i wyslali do Chicago. Pacykarz jech za najlepszech klientow obzywal. Tyle zarobil.

No, i siedzielim u Wieskow, zeby sprawe dogadac. Bolesia, ojciec ubral w kaganiec i zamknal w szafie, bo gowniarz by powazne narade przerywal.
-Pan Wacek pasuje, ale za tydzien by sie ta holcgazowa z Gdyni wrocila...
-Koszaly opaly nam tu pierdzielicie, kiedy my ze Staskiem dwie nowe Warszawy posiadamy....
-Pasuje i ma luz. Oba ze Wieskiem do Gdyni skoczem i do wieczora sie wyrobiem.

-A pamietacie - spytal Boczek - jak nam Wiesiu zmartwychwstal spod dwudziestki piatki i z Mamuska tu sie pojawil ?
-Lolek mie cale koszule obrzygal, jak go na kolana wziolem, zeby nie plakal - wspominal stary Kadzidlo.
-Boscie taki chrap dali, oliwy zatracone, ze u Siemiotkoskiej, pietro nizej, zerandol sie urwal - dodal Bok.
-To po tem, jak se Powstanie i Muranow przypomnialem - mruknal Lolek.
-Lolek, skurdlu niemozebny, znowu ci sie zbiera ? Rodzonego ojca bedziesz tu widzial za pare dni, a ty co ?
-Tak jest, chlopaki ! Wiesiek wyciagaj harmonie, wypusc gagatka z szafy i przecwiczem pare kawalkow na przyjazd ojca !

Pan Karol Jarzabek z Malzonka Cecylia ruszyli w tango, a Wiesiu gral ! Potem Lolek wzial sie do swoich skrzypiec a Cesia spiewala. Falszowal skubany niepomiernie, bo mu sie lzy na struny leli, ale rznal majufesa za majufesem, a Stypulkoska z Figusem gibali twista. Jak my tego Lolka-Karolka Jarzabka-Haselhuhna na trzezwosc wyprowadziem, zeby zachlany Tatusia rodzonego nie wital, nie wiedzielim, ale jeszcze pare dni sie zostalo, cos wymyslem.

I nastal dzien przybycia. Stasiek z Wieskiem podjechali na dwie Warszawy. Lolek juz od czwarty rano czekal, trzezwiutki jak krolyk wielkanocny. Szmalem sie wypchal (na drogowkie) i - poleciely !

-Z tej Ameryki to musi jakis buc nacpany przyjedzie - martwila sie Ulka.
-Nacpany dolaramy i rzadzic przyjedzie - dodala Fela Boczkowa.
-Niech on mie tu wielkiego chojraka nie zgrywa, bo mu takie Bonanze wykrece, ze sie mordo w kibel zatknie - odgrazal sie Borowa.
-Coscie sie tak na tego Haselhuhna zawzieli nagle ? - wydarla sie Siemiatkowska - Ojciec z synem sie spotykaja, a wy tu pierdzielicie jak potluczone !
-Zeby on mie tylko za synowe przyjal.... Chlipala Cesia - a jak mu sie nie spodobam ?
-Jablko nie daleko od jabloni spada. Tyz, jak Lolek, musowo grube lubi ! - Pocieszal ja Napoleon.
-Juz, jak ja mu, kurcze blade, rejs po Wisle odstawie, to od razu wszsystko mu sie spodobuje ! - zagrzmial Admiral - i nie wycierac mie tu mordy rodakiem, co sie na lono ojczyzny wraca !

Czekalim do drugiej w nocy. Wyprawa sie nie wracala. O osmej wieczorem dwie Warszawy na srodku Maryniaka staneli i zaczeli wyc klaksonamy, ze szyby sie zatrzesli ! Lolek z Ojcem wyszli i stali przy Bednarskiej. Stali i stali, az polecielim zobaczyc w czem rzecz, a tu sie okazuje, ze Lolek Tatowi opowiada, jak siostra Alicja ze stara Siemiatkoska dupy na siebie powypinali a moja Hania wiejskie wycieczkie przy pomocy doniczki z pelargonia obsobaczyla. Ruszyli wejsc i znowu sie zatkli. Tera Lolek opowiadal, jak zaprzyjazniona wycieczka z zaprzyjaznionego kraju, U Retmana, Zlote Renete i Napoleona bez zegarkow zostawila.

Patrzylim na niech i nie moglim sie nadziwic, jak oba byli podobne jeden do drugiego. Tato Haselhuhn tyz sie zapeteletal, bo do Napoleona i Zlotej Renety w obcem jezyku zaczal nawijac. Po marynarach i spodenkach poznal, ze to chlopaki z Chicago. Sila Bazaru - rzecz prosta.

Rano Tato zniknal. Lolek latal jak wariat, z placzem, i szukal. Taty nie bylo. Lolek sie przysiegal, ze oczy rano otworzyl a tatowe lozko bylo puste. Kolo dziewiatej, dzieciaki z TPD na Bednarskiej przylecieli i powiedzieli, ze taki starszy jegomosc siedzi na lawce na Kosciuszkoskiem, nad Wisla, i golebie karmi.

Usiadl Lolek kolo Taty i tak siedzieli. Wszystkie jem dali spokoj.
-Wiesz, Karolku, ja od wojny, za kazdem razem jak widze, ze slonce wschodzi to sie ciesze. Ze jeszcze jeden dzien przezylem.
Lolek myslal i Tato jego myslal. A mysli pewno mieli te same.

  
  


Tuesday, February 16, 2010

Kleryk, farmazon i okraglaczek....

Kleryk meczyl sie niemozebnie. Na tramwaj nawet szmalu nie mial, bo mu Proboszcz wszystko z tacy zakosil, a  do Plebanii daleko. Stal na rogu Nowego Swiatu, przy Placu Trzech Krzyzy i rozpatrywal mozliwosc bramy.
-I co pan tak myslisz, panie swiety ? Pierscioneczek dla ukochanej zamiarujesz ?
-Dziekuje, nie skorzystam.
-Spokojnie, duchowna osobo, jak farmazon co powie to juz zle ?
Farmazon rzeczony wysunal sie z bramy i podtykal towar. Faktycznie farmazon byl nalezyty. Zolty sztruks waskiego spodnia gral z czerwona popelinka marynareczki w ciapki a krawacik godzil blekit Pacyfiku z biela tluscioszki na palmie. Brama odpadla. Kleryk ruszyl do gustownego szaleciku z blachy, przy skwerku. Musial, bo juz od godziny trzymal i wstyd by bylo, jakby Melania prala jego gacie.

-Cmok, cmok - wdzieczyl sie pedalek w okraglaczku.
-Chopczyk sliczny i apetyczny - dodal drugi pedal i pchal sie za przegrodke.
Kleryk nadal sie, skonczyl i wypadl z okraglaka jak poparzony. Maszerowal na Plebanie, leb spuscil, zdrowaski odmawial i filowal na obsikane kamaszki. Przy Dobrej postanowil do Zlotej Renety i Napoleona wstapic, zeby sie oporzadzic.
-Witajcie moi mili, tak po drodze, wstapilem poblogoslawic !
-A kto tak duchownej osobie kamaszki obszczal ?
-O, kamaszki ! W kaluze wlazlem...
-O, tu jeszcze, na spodzien polecialo, sciery nie dac ?
-Daj synu i niech cie Bog blogoslawi za pomoc....
-Na rekawie tyz widze...Cos sie bratu Klerykowi musialo przydarzyc....
-A przydarzylo sie, kurka wodna ! Odpusc Panie moj grzeszny jezyk...szepnal do siebie.
-Jak mie te pedaly w okraglaku opadly to nie wiedzialem ktoredy wiac !
-Napoleon, rusz dupe, leciem Brata Kleryka odemscic !

Lomot i jeki lecieli z okraglaka, co i raz jakis farbowany na ulice, na ryju wylatywal.
-No, ile wasz tu jeszcze ?
-Mie prosze zostawic ! O, tam, zona z dzieciamy czekajo !
-W porzasiu, lej pan do konca...No, ktoren jeszcze ?
Skonczyli. Wyszli. Dwa melicjanty zasalutowaly jem z usmiechem.
-Popatrz sie Zlota Reneta, jak sie to rozplenilo...
-Melicja ?
-Pedaly, palo sakramencka !
-Podobniez w Cedecie wszystkie szminki wykupili !

-Zanim na chawire wrociem, daj, pojdziem co przekasic !
Przeszli po Nowem Swiecie do Foksal i wlezli po schodkach do Kameralnej.
-O, pani Jadzia, jak zwykle, na stanowisku !
-Nie piernicz Napoleon, co wam nalac ?
-Buzi, buzi...
-Zgas sie, Napoleon, bo wam likieru ze sledziem podam !
-No, juz dobrze, dobrze, lej pani jak zwykle....
-Pani Jadzia, osoba wazna - pouczal Napoleon - malzonek w Mostowskich po przestepstwach gospodarczych robi, sie hamuj, jak do niej nawijasz !
-Ten w Unrrre robiony mie sie nie podobuje !
-Za co ?
-Za morde wredne !

-Pani Jadziu i jeszcze rybkie w galarecie zapakowac dla Kleryka, co go na chacie zostawilim !
Rybkie zgarneli. Na wyjsciu, dlugi Reneta przyslonil, a Napoleon przywalil temu z mordo, co jem sie nie spodobal i spokojnie zeszli ze schodkow.

-O, widziem, ze duchownej osobie sie kimlo czekajecy !
-Litanie odmawialem i tak mi jakos wyszlo....
-Litania robota ciezka, pokrzepic sie wypada, o tu, rybkie przynieslim !
-Panie Boze zaplac ! Ksiadz proboszcz mie tak nie rozpieszcza !
-Ale te dwie, siostrunie w Chrystusie, mogliby Brata Kleryka przytulic....
-Apage Satanas ! Bezboznicy ! Takie bezecenstwa !
-Po dobroci, Bracie Kleryku, po dobroci, bo rybkie zabierzem !
-Od moi rybki to wy sie odtentegujcie, moczymordy !
-Faktycznie moczyc dzisiaj nie bedziem. Wystarczy, ze osoba duchowna sie zmoczyla cuskolwieczek..
Gadu, gadu, Kleryk rybkie wrabal i sie zmyl. A chlopaki na jutro do roboty sie szykowali.

-Co mie pan wyrywasz te wajchie ?
-To gdzie nasz wieziesz, w leb dziurkowany, na Powazki ?
-W Towarowe wypadlo mie sie skrecic, do zajezdni musze !
-A my na fabrykie nie musiem ? Publika, napowrot wsiadac ! Jak ten w korbe szarpany nie pojedzie, to ja wasz wszystkiech dowioze, gdzie nalezy !
Reneta wlazl za motorniczego i ruszyl. Motorniczy lecial za niemy, dobrze, ze zdazyl na cycek wskoczyc. Na petli Reneta wajchie mu oddal i tyle.

-Co wy dzisiaj tak pozno ?
-Panie Borowa, litosc pan miej ! Nasamprzod Kleryk sie obszczal, a rano ten dzyndzlowy na Powazki zamiarowal nasz wywiezc !
-Ktoren ?
-Ten z kurzajo !
-Do zajezdni musial ?
-Tak bylo !
-On mie, mamuska jego byla tam i z powrotem, tyz tak wozil ! Macie wytlumaczone, ale wiecy sie nie spozniac ! A z klerykiem co ?
-Nachodzili go, te w drobny rzucik robione, w Okraglaku przy Trzech Krzyzy, to sie nie wyrobil i do nasz sie przyszedl oporzadzic...
-A co on tam robil ? Pewno jakies siostrunie zagarnal i z nio sie wloczyl. Juz ja Proboszczowi powiem ! Nieszpory ma odprawiac, a nie po Srodmiesciu sie szlajac !

Borowa zakapowal i od tej pory Kleryk w kazden jeden dzien nieszpory z dewotkamy odprawial a na zakonne siostry nie mial czasu. Alicja z Melania se gadaly, ze tera moze, jak na zakonne nima czasu, na Plebanii sie zakreci. Oni tez krecili przed niem tem i owem, ale poki co, Kleryk w swojem celibacie urzedowal. Wymyslili, zeby mu te dekawkie popsuc, to juz sie na zycher nigdzie nie ruszy.

Sunday, February 14, 2010

Jak te dzieci...

Po Brzeskiej wieczorem sie nie chodzilo. Po Zagornej tyz wykluczone. A Wiesiu Czapiga chodzil. Wiesiu chodzil tyz z namy do czwartej klasy. Owszem, golenie codzienne odstawial i garbil sie niemilosiernie na pochodach, bo na metr wystawal. Wazniak sie zrobil, jak zaczal glosowac. W piatej juz do Sejmu mogl wejsc, bo 21 stuknelo. Jak Proboszczowi powiedzialem na spowiedzi wierszyk
co nas Wiesiu nauczyl, wygnal mie od konfesjonalu z wielkiem hukiem.

Inna "sympatiaga", repatriant z Rosji, zaszczycil mie podaniem reki juz na studiach. Oba mieli to samo - dlugiego rzeznickiego majchra. Wiesiu trzymal swojego w kieszeni z dziura na dol, a Stasiek Honczaruk - pod materacem. Stasiu byl w naukach scislych dobry, owszem nie powiem, rownania rozwiazywal w pamieci, ale trza bylo glowe zadzierac, bo Bozia chyba wiecy niz dwa metry mu dala. Jak tych obu zakapiorow spotkalem po latach, bedzie dalej.

Ani jeden, ani drugi mentow nie pekali. Najwieksze kiziory klaniali jem sie pod Bazarem i na Wesolem, a my szorowalim za niemy jak za pania matka; nic nam nie grozilo. Otoz stalem sobie czysciutki i wyprasowany w Dziekanacie, w kolejce, po indeks, na poczatku roku, a z tylu trzy wypieszczone panieneczki tyz stali. Stasiek wlasnie przyjechal z Rosji i przyszedl z ruskiem indeksem, zeby sie zapisac. Pani Zosia, za biurkiem, rozlozyla se wygodnie mleczarnie miedzy papieramy i tech nowech zapisywala. Panieneczki po cichutku fiu bzdziu, o mamusce o tatusiu, szczesliwe i niewinne jak kanarki w zloty klatce i naraz slysze bas:
-Pierwszy rok, a ?
Obejrzalem sie, ale tylko klamre od paska zobaczylem i dopiero po zadarciu lba zobaczylem skad bas dochodzi. Rozdziawiona geba, kudly jak u niedzwiedzia, oczy rozesmiane i przyjazne, i potezna szrama przez pysk.
-Tak, prosze pana, my z pierwszego !
-A ja, kurwa, z trzeciego !
-Panie Honczaruk ! Hamuj sie pan, przeciez to dzieci...Dziekanat....Uczelnia !
Wyleciala z za biurka pani Zosia, strofowala Staska i straszyla, i prosila, zeby hamowal dziob w publicznej rozmowie.
-Stanislaw Honczaruk jestem ! - I wyciagnal lape jak lopate.
-Pani Zosia, kobitka widze, jak nalezy ! Raczki calui !
Buchnal pania Zosie w mankiet i zabral sie do tych z pierwszego.
-Panienki sie nie wstydza, lwowska chlopaka jestem i wlasnie mam zaszczyt na lono ojczyzny sie wrocic ! Raczusi caluje, za konfuze sie kajam i na ten poczatek na obiadek osmielam sie zaprosic !
Duzo sie mial prosic ! Polecialy za niem na ten "obiadek", jak glupie.

Wiesiek, po zawodowce, Pobiede ganial w MPT i obsmiewal sie, ze on trzy razy wiecy zarabia niz te jego kolezki szemrane, co za inzynierow sie zostaly. A Stasiu musial podzarobic, bo sam sie tyz za jenzyniera zostal i na panienki mu nie  starczalo. Zasiedlim u Rejtana, zeby interes dogadac. Mowa byla krotka. Wiesiek zagail:
-Stasiek, ty mie tu odpalasz natychmiastowo, a ja reszte z Dyspozytorem zalatwiam. A ten, niepozbierany, za swiadka sie zostanie.
-Ale ja ulice nie bardzo znam....
-Sie podszkolisz. A jak frajera trzy razy naobkolo obwieziesz, to tylko korzysc !
Jutro przychodzisz na egzamin z prawa jazdy. Pobiede znasz ?
-Przychodzilo sie udawac tu i tam, kiedy ojciec zachorzal...
-Znaczy sie znasz. Koles bedzie egzamin pobieral. Jak nie wisz, to zabelgoczesz na dwa wyrazy i bedzie rychtyg.

I tem sposobem zostalem sie za legalnego swiadka nielegalnego jenteresu a oni oba na taryfie ganiali. Roznech zakapiorow przychodzilo sie widziec.

Wiesiek co i raz musial swoje kose spod siedzenia wyciagac, zeby jech przegnac z taryfy. Jak mu raz na Wschodni po Kijowskiej chcieli nawiac, to ich dognal przy Brzeskiej, jednemu lape przecial, drugiemu morde skancerowal, co sie nalezalo z kieszeni jem wyciagnal i doradzil:
-A tera lecta na melicje !
I po kopie, zeby jem ruchu nadac !

Stasiu, kiedys nad ranem, dwie panienki do chawiry odwiozl (zawsze se bral dwie, bo na jedna zmarnowanie czasu sie uskutecznia) i wracal a tu trzy oprychi krok w krok za niem. Pod drzwi podeszli i wala.
-Kociaki zes mie poderwal, to tera szmal opiekunowi oddawaj !
-Otwarte, mozeta wejsc !
-Weszlim. Szmal oddawaj !
Stasiu kordle odrzucil, wylazl z wyra w samech gaciach, swojego majchra rzeznickiego spod materaca wyszarpnal, mojkie miedzy paluchi wsadzil, w buty sie wdeptal i pyta:
-To ktoren pierwszy ?
-Jeden drugiego zaczeli wypychac to Stasiek podskoczyl i tego najwiekszego za kudly:
-Widzisz gdzies przyszedl ? To juz nie bedziesz widzial !
I chlast go mojko po patrzalkach ! Tamte dwa w drzwi, ale Stasiu kulasy mial dlugie, gire jem podstawil i juz jech mial na ziemi. Matko Przenajswietsza co Swiety Bronisz Czestochowy ! Ale jem nakopal ! W kaldun, po nerach, kulasy poprzetracal, ze schodow na morde spuscil i wrzasnal, ze najblizsza melicja na Wilczej, moga sie udac...

Ciete obydwa byli na oprychow, ze nie daj Bog. A, ze zawsze przy zelazie i wielkie chlopy, cale popapranstwo pod dworcamy i przy bazarze cykora przed niemi mialo.

Jak raz, Stypulkoska z tem figusem z Akademii sie pozenili i przyszli do mie, zebym jem Stasia i Wiesia na taksowki do wesela narail. Podszyla sie cholera pod rodzine i oba chlopaki za fryko sie z nia ugodzili. Bal sie zaczal, na sali studenciaki, profesorstwo, rodziny i towarzycho na krzywy ryj, co sie zawsze pchalo. Balowali wszystkie, poki Stasiek z Wieskiem na sale nie weszli i z gory nie zaczeli sie jem przygladac.

Natychmiastowo dziwki i zlodzieje sie zmyli i kulturalne towarzystwo sie zostalo. Wiesiu profesorowa do tanga zaprosil, zasunal jak nalezy, w raczkie ucalowal i do malzonka odprowadzil. Takze samo Stasiek z Mamuskami fokstroty wykrecal az sie starszem paniom we lbie pokrecilo i jedna wrzasla do Malzonka:
-Mezu, mezu, trzymaj mie, bo cie z tem drabem opuszcze !
Druga, od malarstwa, ryczala:
-Panie Wiesiu, kocham Pana !
Profesorowa od historii rzezby zrobila propozycje, zeby Wiesiek za modela gladiatora w jej pracowni robil ale Wiesiu zaczerwienil sie po same uszy i przeprosil, bo on musi za swojo potrzebo...

Siwy profesor tlumaczyl wszystkiem, czym sie obraz olejny rozni od szprotow w oleju, a taki gruby od akwareli wyjasnial, ze uszka w barszczyku to calkiem co innego niz te, co se jakis Van Gogh obcial.
Balowali do rana a wczesnem rankiem obaj, Wiesiek i Stasiek, trzezwe jak prosieta, wszystkiech ich po domach rozwiezli.
A Stypulkoskie, te cholere, co sie za rodzine podszyla, to ja jeszcze rozlicze.

Mala Dorotka wieczoramy ze swojemy lalkamy, na spacery po Brzeskiej i Zagornej chodzi. Albo z wujkamy Mirkiem i Ziutkiem, albo tyz z wujkiem Wiesiem i wujkiem Stasiem. A zule ? Jakos nie przyszlo sie widziec....



Saturday, February 13, 2010

Dorotka

Panie Slawomirski Szanowny,
Masz Pan tu  "fraszkie" z lat szescdziesiatych, w Warszawie:

Dorotka

Znowu zgarneli wyplate, znowu po mordzie bylo i znowoz sie skladali. Cholery, tak sie zmienili, ze zal dupe sciska ! Gdzie te dwie worychi ? Gdzie artyzdy od zegarkow ? Nic tylko plakac.

-Ile dostales ?
-A ty - ile ?
-Ty pierwszy !
-Sciagaj trzewiki ! A tam, pod skarpetka, to co ?
-Odcisk, kurcze blade ! Odcisk, ty giestapowcu szemrany ! Zarazo niemyta.  Masz tu i skarpetkie, i but - nawachaj sie do woli !

Zlota Reneta i Napoleon opuscili kase na fabryce i zamiarowali sie na obiad udac.
-To gdzie idziem ?
-Do stolowki, padlino niedomyta, do stolowki ! Mielim oszczedzac.
-Ty choc pamietasz jak sie nazywasz, sieroto bez ojca i matki ?
-A ty ?
-Ma sie rozumiec !

Wszystko sie wypierniczylo do gory nogamy, jak sie dowiedzieli, ze Dorotka z Sierocinca, co jem laurkie wyrysowala, Rodzine ma dostac. Jak by jem sie woda w dupie zagotowala ! Jak skoczyly oba !
-To co, to my juz oba niepotrzebne ?!
Polecieli se dowody wyrobic, bo do ty pory na kradzionech jechali. Metryki, swiadki, adwokaty - latali z wywieszonem ozorem jak dwa opetance. Kumendant z Wilczej zlote Omegie i zlotego Longina zakosil, ze jem ich kartotekie za mur wyniosl.

-Do Pedetu jedziem !
-Nima do Pedetu ! Gallux, kurde, na MDM otwarli, do Galuksa !
Pinionchi przeliczyli w bramie i weszli.
-Patrze sie, patrze i gowno widze....
-Dla sztywnych, jakies takie...
-Panie starszy, po ile te pokrowce ? Te ancugi, ma sie rozumiec.
-A debowe jesionkie za darmo pan dodajesz ?
-I swiczkie w rekie ?
-Idziem stad Reneta, trupamy mie te ich futeraly podjezdzajo.
Namowili sie jechac na Bazar.

Za tydzien, znowuz wyplate liczyli i kieszenie wywracali. Pudelko se gustowne nabyli, schowali pod lozko i w niem szmal na te Dorotkie zbierali. Karmeny, Zeglarze i drugie, zagramaniczne, sie skonczyli i na Sporciakach jechali. Wylacznie.

"Amerykanska automata do wiazania krawata ! Co sie nameczem, co sie natrudziem, krawat pognieciem, kolnierz pobrudziem, a tu jest Amerykanska automata do wiazania krawata ! Na bok idzie wlasna morda, w tej krawacie - grasz pan lorda !  "
Zazywny kupiec mial te krawaty na Automate zalozone i demonstrowal jak sie to wiaze.
-A gustownech ancugow Pan nie posiadasz ?
-Ancugi po lewo, trzy budy dalej. U szwagra Zeberki masz pan znizkie, jak sie na mie powolasz !
-Napoleon, ty masz pojecie ?! Patrz sie - same futeraly ! I to - kompinowane !
-Szanowne Panowie co uwazaja ?
-No, wisz pan, zeby elegancko sie odniesc, ale nie na umarlaka, jak w tech futeralach z Galuksa....
-Tu jest szykowna krateczka dla Pana, zgasi lysinke co nieco...
-Leb to ja mu sam w kratkie mogie pomalowac ! Wskoczyl Zlota Reneta.
-A tu wytworna popelina, jasna...
-Zeby mu ten rudy leb przygasl ! - Radzil Napoleon.
-Spodzien stosowny tyz sie znajdzie, w paski, w krateczke, glaciutki - do wyboru, do koloru !
-Daj pan zamierzyc, nie za kotem w worku przyszlim !
-Alez, prosze uprzejmie ! Tereska, przesun te beczkie z ogorkamy i wywies lustro, zeby szanowne klienci mogli sie naobgladac !
Co ty pierdzielisz Terenia ? Jakie muchi ? Jakie obsrali ? Daj te szmatkie, zara bedzie na zycher !
-Prosze uprzejmie obu Panow - luster wisi, zaroweczka sie pali. Tu jeszcze - male lusterko w raczkie, zebys Pan wiedzial co sie Panu kolo dupy robi, jak Pan przod przymierzasz !

Sprobowali jeszcze spodzien odpowiedzialny i skarpetki pod kolorek. Krawatkie gustowne kazdy se nabyl u tego, co za wzmiankowanego szwagra Zeberki sie podawal.
-Spadaj Reneta z mojech mankietow ! Garderobe mie szargasz !
-Sam se depczesz, knyplu, palcem robiony !
-Panie starszy, ten spodzien wypada sie skrocic. Kolega, ze nikczemnego wzrostu jest, sam se po mankietach depcze !
-W jednej chwili, Dobrodzieju ! Terenia, skocz na drugie aleje od Brzeskiej, do Gazownika, on maszyne do szycia posiada. A szanowne Panowie racza poczekac cuskolwieczek. Piwko moze ? Wlasnie nam od Gazownika doniesli ?

Przy piwku i obrabianiu dupy melicji, co kazdego dnia po "w lape" sie melduje, czas szybko minal i spodzien dla Napoleona byl zrobiony. Knypel po prawdzie mendzil, ze jedne nogawkie ma dluzsze a drugie krotsze, ale pol lytra od kupca zamklo sprawe. Buty na sloninie nabyli obok. Tamze - koszule nylonowe, z proszkiem OMO gratis. Obladowane udali sie na przystanek, do domu wracac.

Dom to Dorotka miala tera taki duzy, ze wlasnem oczom nie wierzyla. Obrusy, firany, dywany, mientkie fotele i obrazy byli jak z bajki jakowejs. Tak zwana Mamuska i Tatusiek za przybranech rodzicow robili i malo sie nie posrali, zeby jej dogodzic. Pani od pianina wlasnie wyszla i Dorotka zamyslila sie o swojem przeszlem zyciu. Czegos jej brakowalo. Filowala przez okno na ten Plac Konstytucji i -zimny jakis taki byl. Bez zapachu sledzi, piwa i konskiego gnoju. Taki on. Ten plac. Nie to co Solec kochany. Gdzie sie schodzili Dobra, Solec i Czerwonego Krzyza, przed Szpitalem - tyz byl plac. Maly taki, nawet bez nazwy, ale to byl Jej Plac ! Firankie bala sie odsunac, zeby nie pobrudzic. Wszystko tu bylo takie czysciutkie, wymyte na glanc, jak nie wlasne. Otarla cichcem oka rekawem i sprawdzila czy plamy sie nie zostali na nowej sukience. Nowa i ladna, ale nie to, co jej Rudy z Lysem do sierocinca furt nosili...

Oba zgrywusy jeszcze raz sie kolonska na klatce poleli, poprawili se krawatki i.... nie mogli sie ruszyc, zeby zadzwonic. Powinni byc pewni swego, bo rekomendacje na pismie z Opieki mieli, zaswiadczenia o moralnosci i przynaleznosci. Telefon ta pani z Opieki zrobila i powiedziala jem, ze rodzina na niech czeka, ale - nogi mieli mientkie a graby sie pocili jak po piwku z bimbrem.

-Godzine juz tu stojemy.....
-I co zamiarujesz ?
-Przezegnaj sie Napoleon i - co bedzie to bedzie. Dorotkie zobaczem !

Dzwonek i - stali oba w progu.
-Dzien Dobry ! Czekamy na Panow !
-Szanowanie Szanownej Mamusi ! Szaconeczek Szanownemu Tatusiowi ! To my oba, te dwa.

-Wujki moje kochane ! - Rzucila sie na nich Dorotka -  tyle was nie widzialam !
To jeden, to drugi podnosil ja do gory, przytulanstwu i calusom nie bylo konca. Lzy sie jem mieszali z mokremy cmokamy Dorotki,  az sie Mamuska podsunela z recznikiem:
-Panowie sie wytra, reczniczek czysty, prosze bardzo !

-Dla Mamuski ten bukiet i czekuladki od Wedla, dla Tatusia - koniaczek importowany z Delikatesow na Brackiej - nie omieszkali podkreslic.
-Panstwo pozwoli, ze sie przedstawiem: Skrzynecki Jozef ze Szmulkow jestem a to - Kostrowicki Miroslaw z Czerniakowa. Oba na fabryce u Borowy robiem. A szanowne Coreczkie mielim zaszczyt poznac, jak Proboszcz na Solcu Boze Narodzenie sierotom wyprawil.

-Ten zegarek ! Mamusia, popatrz, ten zloty, od niech otrzymalam na Gwiadkie !   I te sukienki, ogrodniki, farmerki, trampki, lalki i cale kupe innych - zawsze mie przynosza !
-A my od Ciebie laurkie ! W ramki oprawilim i kazden swoje polowkie nad lozkiem trzyma !
-Zlota Reneta, nie pierdziel jak potluczony ! A ty, Napoleon, nie przytakuj ! - Skarcila ich Dorotka. I az przysiadla, jak zobaczyla, ze Mamusie i Tatusie wlasnem uszom nie wierza.

-Wyjasnienie Szanownem  Panstwu sie nalezy: "Zlote Renete" i "Napoleona" wymyslili te dzieciaczki - zagail pospiesznie Napoleon - bo jeden rudy a drugi - konus. Sie rodzicielom wydarzyli. Ale - my jestesmy: Pan Ziutek i Pan Mirek, jak by sie kto pytal.

-Do stolu prosimy - zagail Tatusiek - przekasimy, wypijemy, trzeba sie poznac.
-Pokornie u Szanownego Pana wybaczenia prosze, ale przy Dorotce nima "wypijemy", a przekasic i owszem ! - I na ucho Tatuskowi:
-Jeden glebszy przy tem dziecku i leb ukrece !

Mamuska juz skapowala, ze oba rycerze straszne sa wzgledem Dorotki i hamowala jezor jak mogla. Zanim usiedli, poleciala z Reneta do derozki, prezenta dla Dorotki wygruzic i na zakonczenie uslyszala:
-Bog nam nie dal bo nie chcial, ale Dorotkie za wlasne coreczkie trzymamy i - reka noga mozg na scianie, mamalygie zrobiem z kazdego. ktoren te dziecko na jedne lze narazi ! A wisz Pani za co ? A za to, ze tylko Dorotka, w ty calej zgrai, za paczki nam podziekowala !

Wieczor minal w rodzinnej atmosferze. Tatusiek i Mamuska nachwalic sie nie mogli manierom i wytwornemu odzieniu tech dwu a oni, juz na ulicy, podsumowali:
-Te dwa zgrety dobre ludzie sa, Dorotki nie skrzywdza. A jak by co, to ja zabierzem spowrotem. A zgretow po scianie rozmazem !
-A w piatek apiac odkladamy ?
-Ma sie rozumiec ! Na posag bedzie !

Thursday, February 11, 2010

Tylko w Warszawie !

Zebralim sie pod biurem przepustek, zeby sie namowic. Na Tlusty Czwartek obowiazkowo nalezalo sie wypic i zakasic. I obowiazkowo - w domu. Siostry Melania i Alicja ciagli nasz na Plebanie, Boczki na Pragie, Belfegorki do Bialoleki - brac i wybrac ! Do nasz sie na koniec zwalili, tylko Lolkowi kazalem skrzypkie przytaszczyc a Wieskowi harmonie.
-Te, Stypulkoska, Figusa przyprowadz !
-Ktorego ?
-Gancegal, tylko cyckow nie zapomnij ! To Figus za niemy przyleci !
Z roboty urwalem sie wczesniej, bo po paczki trzeba bylo leciec.

Na Tlusty Czwartek paczki obowiazkowo musieli byc od Blikla. Wysiadlem kolo Karowej, zeby sie przejsc do Swietokrzyskiej i dalej, swoje paczki zgarnac, ale zobaczylem male kolejkie na rogu, w cukierni, w Europejskiem. Zagladam i co ja widze ? Pan Ludwik Sempolinski ciastka kupuje ! Stanalem obowiazkowo i malo mie sie leb nie ukrecil tak na niego, do tylu, filowalem ! Pewno zakonczyl swoje nabozenstwo w kawiarni i tera na paczki gdzies lecial, Grzecznie mie odpowiedzial Dzien Dobry i tyle tego bylo. Ale radochie mialem, jak by mie kto w kieszen narobil.

U Blikla, jak u Blikla. Kartony wielkie mie dali, upchli te dwiescie paczkow i zdarli jak Cygan za matkie. Gajeski, Wrobel i inne takiech paczkow nie robia. Kiedy bys nie bral - zawsze swiezutkie, cieplutkie, z brazowo skorko z lukrem - od razu zezrec ciagnie.

Jak przyszlem, wszystkie juz byli i na tech paczkow czekali. Zeby jech co nieco podrzaznic, kazalem se dwa oddzielnie zawinac. Wchodze i pokazuje Hani te dwa paczki - wiecy juz nie mieli, mowie.
-Jezusie przedwojenny, tego po co wyslac ! I cos ty ciemnoto sakramencka mie przyniosl ? Lec po sasiadach, moze dopozyczysz....
-Wiiiilacznie uzywane - dodal Boles, spod stolu.
-To siegnij na klatkie, po reszte - zgasilem gowniarza.
Z paczkamy to tak bylo, ze najpierw jech sie zarlo, z herbatko, jak nalezy, a dopieru pozniej byla kolacja. Wodecznosc tyz musiala zaczekac. Kobity telerzyki rozstawili, herbatki naleli i wzielim sie do tech paczkow.

Dzwonek, i -  w drzwiach te dwa stojo.
-A wam co, paczki wyszli ?
-Majster zatrzymal nasz na fabryce i nic nie zdazylim kupic....
-Nie pekajta chlopaki, dla was tyz sie po paczku znajdzie.
-Ale te bidne popaprance na Solcu czekaja, bo zesmy jem obiecali...
Lolek pierwszy skoczyl. Wygladalo, ze jem chce nakopac i po schodach spuscic. Ale - Lolek zgarnal kartony z kuchni i jem dal.
-Co sie gapita, niesta tem swojem popaprancom na Solec !
-Napoleon ! Zlota Reneta ! Rece mie przedtem myc ! Tak do zasrancow nie pojdzieta !
Oporzadzili sie oba i polecieli jak glupie, z temy paczkamy.

Patrzylim na Lolka i nie wiedzielim co powiedziec. A on zgarnal swoje skrzypkie i.... jak zaczal ! Wiesiu Nereczka ze swojo harmoszko sie tyz podpasowal i na walczyki przeszlim. Kobity sie zakrecili po kuchni za obiadem, tylko Boles pod stolem cmakal i konczyl paczki, co jech z kartonow zdazyl byl podprowadzic. Wypilim za tech dwoch, co na Solec polecieli, poprawilim za mientkie serce Lolka i kiedy przeszlim z toastamy na malzonki - znowu dzwonek !

Admiral z Polowica i - oba obladowane paczkamy ! Jak te egipskie dromadery ! Bajzel sie zrobil niemozebny, bo jedne juz sie do obiadu zabrali, inne na paczki sie rzucili, a Lolek z Wieskiem furt grali jak te glupie. Starej Siemiatkowskiej, na dole, znowuz zyrandol na leb zlecial, przyszla z awanturom, ale slowo w slowo - tyz sie do paczkow zabrala. Balowalim na cztery fajery, az tu - Lysy i Reneta od swojech karaluchow sie wracaja i laurkie przynosza, co jem te popaprance wymalowaly. Rudy i Lysy stoja i kazden - paczka ma zamiast mordy. Bardzo nam sie wszystkiem spodobalo a Hania zamkla obydwu w kuchni, bo od rannego switu o suchem pysku latali.
-I co one tam robio ?
-Jeszcze przy paczkach...
-Znaczy sie wszystko tem karaluchom oddali...
Po polgodzinie wzieli sie za bigos z grzybkamy. Zostawilim jech w ty kuchni a Admiral wzial sie nam spiewac Choc Burza Huczy Wkolo Nas... Potem rozwazal stanac na glowie, na stole, ale raban w kuchni przerwal spiewy. Skoczylim z Boczkiem i przyszlo nam sie jednego i drugiego za leb z ty kuchni wytaszczyc.
-Pusc go, Reneta, jak kto dobry ci mowie !
-Napoleon, wypluj te skarpetkie i oddaj buta Renecie !
-To moja laurka !
-Wlasnie, ze moja, Zosia sama mi wreczyla !
-No, i gites ! Kazdy swoje polowkie w kieszen i po ptokach !
-A moje polkie z garkamy, kto napowrot przywiesi ?
Poskladali swoje polowki z laurki akuratnie, zapchli w kieszen, wzieli gwozdzie, mlotek i poszli te polkie napowrot wieszac.

W ostatniem momencie zdarlem Bolesia - cholere ze stolka, bo wzial sie na scianie pisac:
To nie paczki, ale Paki !
Ktos do paczkow puszczal baki..
-Lepiej zeby sie nam analfabeta urodzil ! Kurrrdebalans ! - klal Wiesiek.
-Sam zes go uczyl....
-Synalek sie wam udal, nie powiem. Daleko zajdzie !
-Moze do Kace nawet...
-Wypluj to slowo !- Rzucil sie Wiesiek - Jeszcze gorzej by pierdzielil !

I tak sie nam  Tlusty Czwartek zakonczyl. Worychi polkie Hani przybily, kobity pomogli sprzatnac na kuchni, kazdemu po paczku w kieszen i - wynocha do siebie ! Bo, jak Tlusty Czwartek. to - tylko w Warszawie ! Przy paczkach od Bliklego.

Tuesday, February 9, 2010

Te dwa

-...taka lebiezka, ci mowie.
-Co ty pierniczysz, Reneta ? Lebiega !
-Mie pasuje lebiezka. Gnida czyli...Takie gowno marne.
-Fakt.Wyzej wuja nie podskoczy...
-A pcha sie do ferajny, bo sie wstydzi tej swojej wiochy.
Napoleon i Zlota Reneta lezeli na trawie kolo ZOO i sumowali Gluta.

Kociaki jakies zamierzali se poderwac, ale nic sie nie trafialo.
-Ta schabowa, z parasolko, ci nie lezy ?
-Facjata ujdzie w tloku, ale te salcesony...
-A ta, na komosie chowana ?
-Gnaty faktycznie posiada niemozebne...
-A ta z wozkiem ?
-Tys sie z Baranowa na lby pozamienial ?! Gdzie sie do wozka pchasz, obrzepalo ? Ciu,ciu,ciu, bobasek skubany, a tu twoj rudy leb sie pokaze i szczeniak wykorkuje od reki, ze strachu !
-A ta Baranowa, cos nadmienil, w rzeczywistosci leb barani, ale reszta sie nadaje...
-Juz ci sie pokickalo do dna ! Siostre Alicje, czyli Baranowe, Koscielny zalatwia !
-Zaloze sie, ze mu beczy baraniem glosem...
-Odpada. Remanenty z Plebanii mie nie rajcujo.

Lezeli na trawie, obrabiali baby i suszylo jech niemozebnie. Co by tu wykompinowac ? Choc na cwiare sie gdzies zalapac....

-Ty, a skad wiesz, ze ten zafajdaniec sie by mie wystraszyl ?
-Zlota Reneta i Rudy Leb ! Zlodziejska morda !

-Czy Szanowna pozwoli, ze pobawie oseska ?
-Pozwoli, tylko z daleka od wozka i lapy przy sobie !
Rudzielec zaczal robic morde raz taka, raz taka i maluch w wozku zarykiwal sie od smiechu. Podobalo mu sie ! Mamuska spokojnie filowala.
-Chcesz, wielblada ci zrobie ?
Zlota Reneta sciagnal marynare, wsadzil pod koszule na plecach oba buty i stanal na czterech lapach. Robil wielkie kroki a maluch w wozku pial z zachwytu.
Napoleon, z zazdrosci, robil rekamy klapoucha i pokazywal, ze zebow tez nima, znaczy sie - kolega. I tyz - lysy.

Mamuska wziela bobasa na rece, bo sie wlasnie coskolwieczek byl obsikal.
-Szanowna Pani pozwoli, ze ja to zalatwie ! - zadeklarowal sie Rudy.
Polazl z malym do fontanny. Napoleon tez sie pchal, zeby pomagac i - Rudzielec nie mogl se odmowic... tracil go w plechi i Lysy natychmiastowo plywal z zabamy. Bobas rwal sie do nich i nie chcial do Mamuski. Cale towarzycho balowalo w najlepszych humorach, az Od Ratuszowej podeszly dwa mundurowe.
-Zwazcie kapralu, czyzby te dwie worychi od zegarkow nam kota dostali ?
-Tak wyglada, obywatelu sierzancie. Zara sprawdze ! Kapral podskoczyl do balowiczow i kazal jem chuchnac. Bobas go po prawdzie obrzygal jak wycieraczkie dworcowe, ale oba figusy byli niewiarygodnie trzezwe !
-Szanownej Obywatelce zegareczek czasem nie zginal ?
-A torebeczka z piniondzem na miejscu ?
Kapral czyscil mundur w krzakach a sierzant kontynuowal podejrzenia.
-Takiem zakapiorom obywatelka daje do rak wlasne pociechie ?
-A,zeby mie wczorajsze flaki sparli na takie obraze! - Skoczyla na niego koscista mamuska - Toz to dwie nianki, ze ze swica szukac ! Godzine juz te fidrygaly z Grzesiem uskuteczniaja, az Grzesio do matki nie chce !
Sierzant zapisal w notesie: "Zlota Reneta i Napoleon na badania do Tworek - pilne", a sam podziekowal i oddalil sie sluzbowem krokiem. Posterunkowy tyz sie zmyl. Mokry slad sie za niemy zostal, bo kapral mocno obciekal manno kaszo.

Wzmiankowany Grzesio tak wyl, zeby od niech nie odchodzic, ze wszystkie razem trafili do chawiry Panstwa Orzeszkow, a Pan Orzeszka czlowiek swiatowy sie okazal, pomoc sasiedzkie docenil i zachlal morde z temi nygusamy, ze nad ranem oba go za nogi napowrot do domu ciagli, bo mu sie zamieszkania pomylili.

Po tem Grzesiu, Zlota Reneta i Napoleon zapisali sie do roboty w przedszkolu na Maryniaku. Zle jem nie bylo. Do piatej robili za wielblada, za papugie, za malpe - na co tylko zasrance mialy ochote - a potem zarli remanenty z kuchni i szli spac czysciutkie i trzezwe,jak te noworodki. Prysznic nawet brali i obuwie sciagali na noc. Zeby nie naswinic.
-Jak by u mie na Szmulkach takie przedszkole bylo...
-I ty wojny pieprzonej nie bylo...
-I w domu, zamiast bimbru, zupe by dawali...
Rozmarzyly sie oba zakapiory i zasnely, jak niewinne dzieci

Kucharki przyszli rano i patrzyli na niech z zaloscia. Niech se pospia, wczoraj jem te pociechi dali popalic...
-Kawki tu panom zrobilam, nie szkodzi, ze zbozowa, samo zdrowie !
-A twarozku ze szczypiorkiem Pan sprobuje ?
-Z czem, Pani powiada ? Ze scipiorkiem ? Pierwsze slysze...
-I chleb z maselkiem...i mleczko...i rzodkieweczki...
-Napoleon, ofiaro szturgnieta, miales ty kiedy takie zycie ?
-Nie mow, Reneta. Jak u mamy !
-Jakiej Mamy ? Ty swoje pamietasz ?
-Skad mam pamietac ? Z tego co sie dookola palilo ?
Porzadne sie takie zrobili, ze wstyd mowic. Nawet rece myli!

Wybrali sie oba do Borowy, robote na fabryce obgadac.
-To jest tak, panie Borowa, w kazden jeden dzien bedziem tu zasuwac, a w niedziele - do Przedszkola !
-Wy oba do przedszkola ?!
-A do Przedszkola ! Lubiem te robote !
U knajaka - slowo jest slowo. Im zul wiekszy, tym slowo mocniej stoi.

-A wiesz, Napoleon, kiedy mie na tech maluchow pociaglo ?
-Jak zes, tej spod trojki, blizniakow zrobil ?
-To nie ja. Proboszcz sie skurwil.
-No, to kiedy ?
-Jak zesmy jem, przy tej choince dla bidokow z Solca, caly pokos z Rozyckiego rozdali...Same zlote czasomierze byli, zadnej poruty !
-A mie ta na kuchni, blondyna, w oko wpadla. Leze wieczorem i kompinuje. Moze ta robota na fabryce wypali....mieszkanie jakies, karaluchow bym se narobil...
-Cie rozumiem. Podobnech do Tatusia, tez lysech...
Reneta w dziob oberwal z krotkiej reki, dwa kopy go polozyli i tera stekal.
-Dobra, dobra... Jak steka to zyje... Trupy cicho lezo.
-I za co ty mie tak pod flek, bez obwijaczy ?
-Mojech karaluchow mie nie ruszaj, bo jeszcze zarobisz !

Jak to z niemy. Pobili sie, pogodzili i - dalej jadziem !

- Na fabryce zasuwali, jak Pan Bog przykazal. Dziwnem zdarzeniem, na narzedziowce suwmiarki przestali ginac, dwie gwintownice, co jech juz od miesiaca szukalim, samoczynnie sie znalezli a Orla Bialego ktos z wychodka wyciagnal i napowrot na sciane przywiesil. Jak jem dwie srubki dla przedszkola byli potrzebne, podanie napisali i potem protokol, ze srubki wkrecone w przedszkolu, drzwi trzymaja. Sledzil i szpiegowal na niech Borowa i nic nie mogl znalezc. Spokojne chlopaki sie zrobili. Jedne wolniej, drugie szybciej, z czasem wszystkie chlopaki zbieraly sie do kupy, prosze Wysokiego Sadu -
zakonczyl swoje mowe Lolek, ktoren za swiadka Obrony, w Sadzie na Grodzkiej wystepowal,w sprawie Zlotej Renety i Napoleona. Zgarneli jech, jak zegar z Kosciola Sw. Anny o pierwszej w nocy wynosili ale Obrona zapewniala Wysoki Sad, ze oba, w czynie spolecznem, postanowily ten zegar nasmarowac. W lawkach siedziala cala ferajna, a w pierwszem rzedzie rodzina Orzeszkow. Nawet maly Grzesio byl cicho, bo czekal az mu pan Napoleon znowu malpe pokaze.

Friday, February 5, 2010

Lustereczko

Glut znalazl stanik i.....oddal ! Znalazl nylony i.... tez oddal ! A lusterka nie oddal. Bo ladne bylo. W zlotej oprawie. Zoltej raczej.
Jak sie kobity wrocili z tego Kazimierza i skotlowali na Wybrzezu, Glut warowal jak pies, bo ploty zbieral. I to lusterko znalazl.

Z lusterkiem natychmiastowo szurnal sie do Jubilera na Krucze i naukowego wyjasnienia sie domagal czy to zolte to zloto.
-Ja sie uprzejmie dopraszam ekspertyzy !
-A w dziob sie lachmadojdo nie dopraszasz ?
-Ja zadzwonie na melicje !
-Juz zesmy dzwonili, wlasnie ida ...
-To ten - natret z krzywem ryjem ?
-Ten. panie sierzancie. Od dwoch godzin nas molestuje !
-Zwiazac. Zabrac. Zamknac na dwadziescia cztery godziny - Zarzadzil sierzant.

Ulka sie niecierpliwila:
- Glucie, nie ma komu drzewa narabac, rusz sie !
-Poczekaj, fale se poprawiam...
-A zesz ty cwoku niepozbierany, lafiryndo meska, ile bedziesz te plereze wygladzal ? Rusz sie, bo ci krzyz przestawie !
Glut po znajomkach dorabial. Temu zasrancow oporzadzil, tamtemu ciasto zagniotl, innem nieboszczkie obmyl, do kazdej roboty sie prosil. A Belfegory kurnik kolo Bialoleki se kupili z koza na drewno i Gluta wzieli do rabania tech szczapow. A Ulka miala komu manto spuszczac, bo Belfegorek juz sie jej znudzil.

Nakryl Gluta z gownem, na tej holcgazowie, Borowa.
-Co sie tak sztyfirujesz Glut ?
-Fale se poprawiam !
-A to lusterko komu zachachmeciles ?
-To mie sie zostalo. Jak sie baby kotlowali po tem Kazimierzu...
-A pytales czyje ?
-Nikt sie nie zglosil....
-A sam nie mogles zapytac ?

-Siemiatkowska? Halo ! Halo !
-Tu Borowinszczak dzwoni. Mialas takie male lusterko w zoltej ramce ? To gowno juz bedziesz miala, bo Glut se w niem plereze poprawia ! Szukalas....A Gluta przesluchalas ? No, jak zesmy z tego Kazimierza przyplyneli. Na Wybrzezu sie zostalo... Nie ma za co.

Ale Glucio zarobil od Siemiatkowskiej i od Ulki !
-Ty szmajo do rabania ! Ty slepa komendo, nie widzisz gdzie szczapy kladziesz ?
-Czekaj Ulka, niech on sie z mojego lusterka tlumaczy ! Lapy ci sie do wszystkiego lepia, padalcu ? Dziob ci zatkalo zapytac czyje to lusterko ? Zlodziej ! Zlodziej w kieszen szarpany !
Potepienstwo i popapranstwo na niego lecialo a obie baby folgowaly se na calego. Na koniec musialy zarazie odpuscic, bo Glut sie skadzil a Ulka bala sie, ze od kozy sie zajmie ten gluci gaz i wypierniczyla go na ulice.

Poszedl na Plebanie roboty sie prosic. Siostra Alicja pazury se akurat odmalowala a Melania na trening do Admirala leciala, to kazali mu schody szorowac.
-Glut, a za co cie Ulka wypierdzielila z roboty. he ?
-Bo ktos zostawil lusterko, to se wzielem....Wydalo sie, ze to Siemiatkowskiej, to przyleciala i mie od zlodziei oba z Ulko wyzwali. Zlodziej i zlodziej, zycia juz nie mam przez ten grzech. Juz wszystkie mie obzywaja...Matula na wsi uczyli, ze jak co u ciebie zostawia i nikt nie pyta, to se mozesz wziac i tera za zlodzieja sie u wszystkiech zostalem... Poradzili sie Siostry u Kleryka, a Kleryk kazal mu do wszystkiego sie przyznac, odzalowac i odpokutowac.

Glut lezal krzyzem na kazdej sumie a na plecach mial kartkie: Grzesznik. Lamie VII Przykazanie. Zlota Reneta z Napoleonem, co w zegarkach robia, gustowne karteczkie wysmazyli i za kazdem razem, jak szedl do kosciola, na plecy se wieszal. Zeby wszystkie dewotki wiedzieli.

Wyfiokowana dewota zlazla wolno do szewca w suterenie na Solcu i sie pyta:
-Pan Glut tu mieszka ?
-Glut ? Dwa drzwi dalej !
Gluta nie bylo.

Po dwoch tygodniach, po sumie, chyba dziesiec bab go opadlo, zeby jem w domu pomogl. Pieluchi przeprac, klop wymyc, kapuchie zakwasic i takie rozne.
-Do mie, Panie Glut, tylko wieczorem, bo malzonek na drugie zmiane zasuwa....
-A ja bym wziela Pana Gluta na tydzien. Malzonek ma delegacje....
Marnial ten Glucio w oczach. Od rana do wieczora te dewoty do domu go ciagli a w niedziele w kosciele, krzyzem, z kartka na plecach.

-Borowinszczak, co sie tam u was na ulicy wyprawia ? - Zapytal ten wazny, co na fotelu siedzi i herbate ma do picia.
-Co ma sie wyprawiac ? Wszystko gra !
-Wszystkie baby sie od was odsuneli i tyko za tem Glutem latajo !

Zaczail sie Borowa pod kosciolem i dopadl Gluta.
-Pokaz mie te kartkie, co jom na plechach nosisz !
-Bardzo prosze, toarzyszu, bardzo prosze....
-I co to jest ?
-Ze grzesznik jestem, siodme przykazanie lamie...Zlodziej, ze jestem.
-I prawidlowo. A co tu stoi ?
-Gdzie ?
-Na ty kartce, slepa komendo ! Jaki to numer ?
-Rzemska szostka - wtracil sie Kleryk, co jak raz zakrystie opuscil - Nie cudzoloz ! Tu jest rzemska dziewiatka - nie pozadaj zony blizniego swego !
-To mie Zlota Reneta z tem drugiem numera pozamienialy ! Ja tak nie robie !
-Robisz nie robisz, kwoki cie dopadli i tera kazda musi sprawdzic !

Inne suterene, na Topiel, se musial wynajac, bo do starej, baby w drzwiach sie przepychali. A fale nad kaluza znowu poprawial. A Kleryk sie dowiedzial, gdzie jego parafianki mniod czujo.


Tuesday, February 2, 2010

Czyn spoleczny

-Glucie, sieroto boza, co sie martwisz, co sie smucisz ?
-Z wiochy jestes, na wies wrocisz ! - Wstrzelil sie bystry Boles. Jednakowoz knebel i kaganiec na malego Nereczkie zadzialali i mozna bylo Gluta za ozor pociagnac.
-No, Glut, gadaj !
Glut zwiesil leb i siedzial nad jakiems gownem na trawie. Jak by go zamurowali. Nic. Prace myslowa odbywal.
-Przyjdziem jutro, moze powie...
-Od wtorku tak siedzi.
Glut odprawial swoje nabozenstwo w krzakach przy wylocie Lipowej i nic go nie ruszalo. Pan Wacek, co po zielenine pod Poniatoszczaka jechal, dal mu bulkie z maslem, ale Glut nie zezarl, na pozniej se odlozyl.

Pan Wacus cichy byl, nikomu nie mieszal, holcgazowe krecil i swoje wiedzial.
-Bym ci sie zwierzyl, ale poruta taka, ze kosci wiedna...
-Otworz serce Waciula, kumple jestesmy od podstawowki, co cie dreczy ?
-Zastrzele skurwysyna. Zastrzele !
-Ukatrupisz mende a bedziesz kiblowal za czlowieka...
-Bo on ma dwadziescia cztery guziki na paltocie ! Wychowalem ja. Elektronike skonczyla. Ten jej Wojtus uwazajaca, porzadna chlopaka jest, a tu...taki numer ! Zastrzele.

Stypulkoskiej i figusowi z ASP nie do strzelania bylo. Jak Ulka wytlukla tego Gluta walkiem po lbie a figus mu do dupy nakopal, Ulka przeprosila za rebelie na Radnej, szyby wstawili i bylo gites. Chodzili za renkie, nad Wisla siedzieli i kroilo sie, ze wesele bedzie.

A Glut siedzial nad tem gownem w krzakach kolo Lipowej i tak glowkowal, ze
sie spocil.

-Ty mie tu zeznawaj natychmiastowo, co jest grane ?
Borowa z domu sie pofatygowal w te krzaki, zeby rozgryzc Gluta.
-Mie na twoje bole nerek to wala klasc, ale Malzonka mie truje, ze jej braciula ma zgryz. To przyszlem. Co jest ? Czwarty juz dzien tu kiblujesz !
-Wszystko przez to, ze mie Ulka przez leb wyrzla i mysli sie mie poplatali....
-Trza bylo nie donosic, nie miedlic ozorem po proznicy !
-Ale mie ten studenciak od Stypulkoskiej codzien w dupe kopie, dopoki sie nie przyznam !

Rano o czwartej, pan Wacus wykopal niemieckie parabelkie, co ja od wojny trzymal i pojechal na Mysie, pod prace tego wygibusa, ktoren mu coreczkie marnuje. Poczekal, elegancko sie przedstawil, zaprosil nygusa do holcgazowy, parabelkie pokazal i wywiozl, jak swego, nad Wisle. Zaczal mu guziki przy kapocie liczyc.
-Kurrrka wodna, dwadziescia sie okazuje.
-I po co pan je liczysz ?
-Bo mie Malgosia nadala, ze ma byc dwadziescia cztery. Znaczy sie, odpadasz pan, jako kandydat na trupa. Sie pan nie przejmuj, juz ja tego figusa znajde.

Wracal Wybrzezem i - co jego oczy widzom ? Glut podskakuje jak by kociego rozumu dostal. I morda mu sie smieje, ze malo gorna polowka nie odpadnie.
-Glucik, co cie tak rajcuje ?
-Moje ! Moje wlasne, panie Wacek !
A tu, Stypulkoska ze swojem fagasem od Bednarskiej ciogno i fagas juz se nogawkie podwija, zeby apiac Glutowi nakopac.
-I co zes wynalazl, Glut ?
-Moje, jak bonie dydy - moje !
-Potrzebuje sie wyjasnic - zagaja Stypulkoska - ze jak Gluta z ty Karowej wypuscli, jak juz gnojom wszystkie bajki naopowiadal, Glut polecial w krzaki i z radosci narznal pod akacja. Sie nie przyznawal, ze to jego tam lezy. To moj najukochanszy zarzadzil, ze albo znajdzie swoje, albo codzien - kopy, az znajdzie. Wyglada, ze sie wyjasnia.

-Glucie, w gownie robisz, po linii ci bedzie. Jako czyn spoleczny, nie bedziesz juz na plotach obiady zarabial, tylko zawsze rano obejdziesz te krzaki, od Tamki do Karowej i brudy wywieziesz.

-Panie Waclawie szanowny, na czyn spoleczny sie pan nie zgodzisz ?
-Ale wy mie pomozecie znalezc tego, co ma dwadziescia cztery guziki przy kapocie !
Figus wzial Stypulkoskie na strone:
-Albo znajdziem, albo ktoremu przyszyjem, nie ?
-Gra, kochany !

Figus byl zadowolniony. Wzieli sie ze Stypulkoska pod rekie, a on jej tlumaczyl:
-Ludzie, od malego sa chowane na wsi, ze robia za chalupa. Ojce ich przywoza do Warszawy, same za przodownikow pracy ida, a szczyle bezpanskie dalej rzna, gdzie popadnie. Cale miasto juz zasrali ! Szcza po bramach i - niech reka boska broni dac jem po uszach ! Ojce jech bronio, ze tak sie wychowali i tak ma byc ! Na ten raz, ja i moja narzeczona bedziem tu, na Kosciuszkowskiem, po trawie a nie po gownie, na spacer chodzic.
-A Glut, kochany ?
-Glut cale zycie na wsi w gownie robil, to i dalej bedzie.
Kwalifikacje se podniesie !

Monday, February 1, 2010

Komentarze na blogu En passant

Wszystkie komentarze sa w oryginalnej formie.
Data komentarza to link do strony na blogu En passant w gazecie Polityka.

2010, Luty

Kleofas
1 lutego o godz. 2:50
Glupota nie w tym, ze wyslano ratownikow. Glupota w tym, ze popieprzono czysto po polsku. Taka misja to nic innego tylko public relations dla kraju. Protestuje nie w imieniu ratownikow. Protestuje w imieniu piesow. Ratownik mogl sie z tego wykrecic. Piech nie mogl. Okrucienstwo u jak chama na wsi, co batozy konia. Polskiego chama z polskiej wsi. Pogratulowac.
A ratownicy tez przyglupy. Jakie oni mieli szanse czegos dokonac ? Dojechac nawet nie mogli. Ten dojazd i podroz kosztowaly ich wiecej sil i cierpien niz poryc kilka dni w gruzach. Ale dla Wicka z Klaja Gornego egzotyka Haiti i miano tzw bohatera znaczyly oczywiscie wiecej niz ryzyko. A – i jeszcze tradycja ! Nie najlepsza, co prawda….Polacy na Haiti…. Wtedy bylo do d… – teraz tez.
Palant z Rzadu, co to robil, tez nie lepszy. Zapomnial po co to zorganizowal. Zamiast rozdac w media, ze byli, dac zdjecia (chocby jak polskie wojsko siusia pod palma), i pieprzyc przez miesiac o ich bohaterstwie, zabrali wycieczkowiczow spowrotem i nic nie pisza o sprawie. Powinni byli wyslac dwoch ratownikow i pieciu dziennikarzy. Piesy zostawic w spokoju. I te pismaki, po powrocie, winny trabic na lewo i prawo o bohaterskich wyczynach tamtych dwoch. Lacznie z ich wierszowka, koszta bylyby nie wspolmierne do realnych. A korzysc w P.R. jaka ! I omineliby zjadliwe komentarze, jak ten tu.
Kiedy patrzylem na inauguracje ksiazki red.Passenta, cieszylem serce madrymi twarzami i madra trescia. Nie dal mi sie Redaktor pocieszyc. Przywodzi teraz haitanski epizod, jak by chcial powiedziec: nie ma tak dobrze, jestesmy narodem kretynow. Gratulacje.

Kleofas
3 lutego o godz. 19:46
Jakobsky
Nie Profesora trzeba a szesciu rabinow zeby wywiedli co jest Jaruzel, Jaruzelski, albo Karuzelstwo. Poczuj zobowiazanie, Jakobsky, poczuj ! I jedz ryby. Fosfor bardzo pomaga w dywagacjach z Jasnym Gwintem. A ucieczka w sentymentalna podroz z mlodosci tyz pomaga.

Kleofas
3 lutego o godz. 19:52
Slawomirski 11.21
…..jak na przyklad kotu jaja w marcu, wypadaloby dodac. Gratuluje refleksji. A swiecenie i blask rozwazac ze Stychowskim zaiste warto.

Kleofas
3 lutego o godz. 20:09
owal
Lizak sie obrazil, bo go rozlizali. Podobnie jak Magrug – blyskotliwa i uwodzicielsko czarujaca.




Im i Tobie dedykuje

Kleofas
7 lutego o godz. 10:38
Artur 2-6 23.17
Doskonale ! Jego oponenci sa poskrecani jak ta cala „Ojropka”. Sami sie w d… gryza i nigdy nic nie wymysla. Napisz jeszcze, jestem
Twoj „podpieracz”, choc nie mam sily na gmatwanine grafomanskich wywodow – popisow na blogu. Pozdrawiam.

Kleofas
10 lutego o godz. 14:24
Ryba 2-10 11.55
Rybenko Ty moja kochana, prosze nie atakuj tych co pisza ale to co pisza. Cytuje:
„Jest jednak pewna grupa okaleczonych emigrantów blogowych, których rajcują dramaty rodaków (głód w Łapach, obcięcie pomocy dla chorych na raka) w ich pierwszej ojczyzny.”
I dlaczego „okaleczonych” ? Wydaje sie, ze chorobliwa tendencja temperamentow blogowych sa przytyki osobiste. Czy nie lepiej pisac na temat ?
Pozdrowienia.

Kleofas
10 lutego o godz. 14:56
neospasmin 2-10 13.20
Ze wszech miar zasadna krytyka tekstu Falicza w sprawie zony Sikorskiego. Przy duzym zmieszaniu ras, pochodzenia, tradycji rodzinnej, kazdego polityka mozna oceniac po malzonce. Albo tekst Pana Falicza (w tym zakresie) jest bezmyslny, albo sluzy podsycaniu dyskusji. Tak czy inaczej, dobrze pisze Neospazmin.
Stojac z boku (poza Polska) widze Sikorskiego, jako gwiazde na tle siermieznych, nieobytych, nie mowiacych dobrze po polsku poslow i dzialaczy politycznych. Polska nareszcie mialaby prezydenta, ktorego nikt by sie nie wstydzil i ktorego szanowaliby w innych krajach. Sikorski jawi sie, jako profesjonalnie przygotowany polityk do objecia tego urzedu. Prezydent reprezentuje kraj. Czy ktos inny zrobi to lepiej niz on ? Jego zwiazki z US bylyby niezwykle istotne dla przyszlosci kraju. Stechlizna zalatuja obawy, ze jest za mlody i za malo doswiadczony. Coraz mlodsi obejmuja coraz powazniejsze stanowiska na calym swiecie. Wiek jest bez znaczenia. Reagan byl swietny, JFK byl bardzo dobry, Clinton niezle sobie radzil. Oby stary dowcip o polskim kotle w piekle nie mial tu racji bytu.

Kleofas
10 lutego o godz. 18:53
Winien 2-10 12.40
O Faliczu: „Falicz napisal….Jeżeli w Ameryce przechodzi się na druga stronę ulicy widząc grupkę młodych murzynów to niekoniecznie jest to rasizm…być może jest to zdrowy rozsadek. Poslugujacy sie ksenofobicznym jezykiem sa ksenofobami.”
Jeszcze raz opinia, o Ameryce, z bazaru. Chcialoby sie zapytac: a jesli jest potok samochodow to – na druga strone czy pod samochody ? Lepiej niz „Murzyn” jest uzywac „czarny”, „czarnoskory” a idealnym byloby „Afroamerykanin”.
Nikt na druga strone nie przechodzi. A „mlodzi” tez nikomu nie przeszkadzaja. Jesli to jest grupa pijanych, awanturnikow, zamokowanych kibicow football i nawet z Polski, to tez bym przeszedl. Dostrzeganie i reakcja, nie tylko jezyk, sa ksenofobia. Chcialbym spotkac Pana Falicza w Ameryce. Zaprosilbym kilku znajomych czarnych do grupy i mielibysmy dobra zabawe patrzac jak Pan Falicz spieprza na nasz widok. Policjant spytalby Go: czemu lata Pan jak wariat z jednej strony ulicy na druga ? – Bo ta grupa Murzynow za mna idzie… ! – I co ? – Bo zdrowy rozsadek kaze mi sie trzymac zdala od Murzynow !
I mozliwe, ze za ten „zdrowy rozsadek” Pan Falicz poszedlby do pudla. Nie mozliwe – z pewnoscia by poszedl, gdyby n.p. policjant byl czarny.
Oczywiscie, Pan Falicz moze sobie wypisywac brednie w Polityce, w dodatku na Blogu, ale tu taki numer by nie przeszedl. Poddaje to Jego laskawej uwadze, jesli kiedys sie wybierze.
Kiedys starlem sie z szanownym Polemista, ktory rzekomo bywal co dwa tygodnie w Rosji i okazalo sie, ze nie bywal. Widzialem Jego zapewnienia, ze byl na uniwersytecie w Arizonie. Mam watpliwosci.
A Winnenu dziekuje za wychwycenie bzdur.

Kleofas
11 lutego o godz. 1:10
Zdziwiona 2-10 23.00
Tak jak z ta chuda: musiala trzy razy wejsc, zeby ja raz mozna bylo zobaczyc. Trzy razy po glizdach Pani tekstu, zanim sie zrozumie o co Szanownej Pani idzie. Zanim zaczniemy – Kleofas to taka kopalnia, Cleo tyz ladnie, ale skad inad. Ponadto laskawy talent, zeby bylo czego pogratulowac, hanbi sie zdaniem „zeby nie bylo za co pogratulowac”. Dziekuje sie za cos a gratuluje czegos. To taka „szkolka niedzielna” dla Szanownej Pani…
Zanim Slawomirski i Winien sponiewieraja Szanowna Osobe za kojarzenie ich z marnym Kleofasem – zaprzeczam !
Teraz dopiero Zdziwiona moze byc zdziwiona. Dopieru zaczela i juz manto…
Zycze Pani lepszej stylistyki i sensowniejszych odkryc w tych „podchodach”.

Kleofas
13 lutego o godz. 17:09
Zdziwiona 2-13-10 9.52
Doglebna i przejrzysta analiza. Takze, podana krotko i zrozumiale. Dziekuje ! Jesli laska, interesuje mnie Pani poglad na trolejbusy; wdzieczny bylbym za garsc wlasnych przemyslen. I doswiadczen. I konkluzji. Pani urok osobisty idzie z kazdym slowem wpisu. Oby bylo wiecej takich wspanialych osobowosci w polemikach !

Kleofas
14 lutego o godz. 19:17
ajw 2-14-10 15.47
I Ty, i Otago wsadzacie szpile Zdziwionej. Bardzo ladnie. Jednak robisz blad odnoszac „golego w pokrzywach’ do „autentycznej lewicowki”. Przecie golas wieje z pokrzyw w tragicznych podskokach, nie siedzi, mam wlasne doswiadczenia…. Skadinad, widok bylby pocieszny, Otago moze potwierdzic. Trzecia nawiedzona, Pani Magrud, tyz siedzi w pokrzywach; az dziwne ze legendarny Lizak nie rusza Jej na odsiecz.
Pisz wiecej. To jest odswiezajace. Pozdrawiam.

Kleofas
18 lutego o godz. 23:23 
Jak to bez kandydatow ? Caly Swiat szaleje z Olimpiada ! Vancouver, gory, sniegi, tance na lodzie, a tu polski „zaszczanek” – nima kandydatow ! A Adam Malysz ?Gwiazda polskiego sportu, medalista olimpijski, wzor Polaka ? Nie wiem ile metrow skoczyl, ale wiem, ze zaprasza, aby Jemu ktos skoczyl. You Tube rozglasza Jego gwiazdorstwo:



Kleofas
19 lutego o godz. 17:04
Lizaku !
Witamy napowrot w krainie twoich cierpien !
Nieletnie osoby tyz: